z cyklu pixa, pixa, pixa, pixa, piiiguuułaaa.. tam na fpff gdynia - postpandemiczne kino psychodelirycznego niepokoju - zabawne dziecko wielu estetyk znanych skądinąd i pewnie w dużo lepszym wykonaniu (Dead Don't Die, Climax, francuska Prywatka z 1980, amerykańska Prywatka z 1990, sequele obu tych filmów, moja komunia, moja studniówka, Zenek), wielkimi literami, pogrubioną czcionką, szerokim gestem i z ekspozycją trwającą jakieś sto minut (sam film trwa sto dwadzieścia), no ale co tam..
piękni prawie dwudziestoletni stają się szpetni (znaczy zazombieni), grzybów w barszczu jest tyle, że nie starcza miejsca dla barszczu (znaczy same grzyby, w tym kilka w jakieś podejrzane ciapki, szlaczki, drapanki, kolorowanki grubo wyjeżdżające za linie, o barwach biało-czerwonych), metaforyka dosłowna, fabuła pretekstowa, scena pościgu samochodowego jak z Zenka, brak polskich piosenek (poza nieśmiertelną przeróbką maanamu i bardzo słabiutkim hip-hopem, po ten dobry odsyłam do filmu Braty.. no właśnie, czemu na tym festiwalu nie ma filmu Braty?), utworów, które są o niebo lepsze niźli te amerykańskie (po co nam the cure skoro mamy nową aleksandrię?), i tak dalej, i tak dalej, no ale co tam..
najważniejsze, że się śmiejemy, wyśmiewamy cały ten dookolny syf z mocno zawirusowanego systemu, w końcu to komedia, taka rodzinna i społecznie potrzebna (proponuję bilet ulgowy w normalnej dystrybucji po dwa złote sztuka od głowy dla każdego szczęśliwego posiadacza karty "duża rodzina"), szydera, bk, zabawa, zabawa, zabawa, przesunięta do jakiegoś tam ekstremum - czyjegoś, nie wiem czyjego, trochę nie mojego, ja mam większe odloty przy XCXHXEXRXRXIXEXSX kena jacobsa, ale przyjmijmy że jakiegoś na pewno, sam śmiałem się bardzo głośno - absurdalna satyra na absurdalne życie w absurdalnych czasach.
Ciekawie napisane (coś się dobrze wkręciło) tylko byś sprecyzował co łyknąć od Kena Jacobsa bo uczciwie mówiąc nie znam jego twórczości.
czołem, a nawet dwunastnicą, w przypadku kena jacobsa to akurat nieważne co, bo to taki rodzaj ciastka, które można gryźć ze wszystkich stron i wszędzie smakuje tak samo. ten powyższy, pod wszystko mówiącym tytułem XCXHXEXRXRXIXEXSX jest naprawdę bardzo mocny i typowy, w dodatku świeży, bo to ostatnia jego praca.. albo możesz też rzucić się od razu na głęboką wodę (skoro TO przyszło z wody) bez apokapoka i spróbować obejrzeć jego opus magnum und modus operandi, czyli Star Spangled To Death - blisko ośmiogodzinny monument powstający kilkadziesiąt lat, bardzo antyamerykański. osobiście polecam też jego kolaboracje z johnem zornem, Celestial Subway Linessalvagingnoise z 2005, naprzemiennie z 12 Krokami do Miłości Dody elektrody najlepiej, żeby zachować niejaką równowagę, wiadomo.. enjoy!:)
Chyba ktoś tu przedawkował Gdynię. Przy takiej ilości ciężkości - nie dziwi że to jak plaster miodu na zadane rany.
hm, ja tylko cztery filmy w gdyni widziałem - tego, Orła, Bardotkę i Śubuka - i szczerze mówiąc ten był najsłabszy..