Może to kwestia mojego nastawienia, bo wiedziałam na co idę, wiedziałam, że będą walki, wybuchy i multum efektów. Nie oczekiwałam nic ponad "miarę". I przyjemnie się zaskoczyłam. Historia była oryginalna, a bohaterowie dali się lubić. Nawet Orm, którego w pewnym momencie zrobiło mi się żal. Podwodny świat był przepiękny. Często łapałam się na chęci zatrzymania filmu żeby móc się napatrzeć na krajobraz. Cóż, niestety nie w kinie takie luksusy. :)
Wiadomo, pewnie było parę nieścisłości czy błędów logicznych, ale osobiście w trakcie oglądania zupełnie nad tym nie myślałam (no dobra, może raz, na samym początku jak ojciec znalazł Atlanne i zostawił trójząb wbity w telewizor :D). Fabuła, efekty i muzyka zbyt mnie wciągnęły.
Co do muzyki, była idealna. Atlantyda w latach świetności czy Arthur trzymający trójząb to tylko przykłady momentów kiedy muzyka ściskała mnie za serce. Dumna i majestatyczna.
Główny bohater z wyglądu gość, którego nikt nie chciałby spotkać w nocy, idąc ciemną ulicą, a w środku kochany i pomocny. Scena z baru "rybeńko możemy selfie?" - złoto. Obawiałam się, że Mera będzie jedną z tych dziewczyn w filmach, które są stylizowane na takie samodzielne i twarde, a trzeba je ratować, bo robią głupoty. A tu miłe zaskoczenie, ona mu tyłek ratowała. :D
O efektach nawet nie mam co napisać, bo były po prostu perfekcyjne. Różnorodności i kolorów (no może nie w otchłani) nie brakowało. Po prostu 10/10.
Wiadomo, nie trzeba długo główkować żeby domyślić się pewnych rzeczy np. tego, że Arthur i tak zdobędzie trójząb albo tego, że matka wcale nie umarła, ale sam sposób 'dojścia' do tych scen nie był takie przewidywalny (zagadka z królem i butelką) czy świat w jądrze ziemi.
Naprawdę polecam się wybrać (jeśli jeszcze u kogoś grają), ale raczej w 3D niż 2D. Po za tym oczekiwania warto dostosować do gatunku filmowego. Zastanów się czy lubisz takie kino, żeby potem nie żałować.