... podaje dystrybutor. Dziś, 50 lat później, film mógłby zostać uznany jako produkcja z co najwyżej średniej półki. Mamy zagadkę, nie do końca wiemy, kto jest kim, jesteśmy zdani na narrację nieco naiwnego i bezwolnego profesora, którego cały światopogląd wydaje się być przysłonięty przez przepiękną, egzotyczną Yasmin. I tu dochodzimy do głównego punktu programu- profesor niby nie jest zbyt rozgarnięty, jednak przez większość populacji bez wątpienia zostałby nazwanym ponadprzeciętnie przystojnym (Gregory Peck, jak wszyscy wiemy, jest jak wino) oraz jego towarzyszka o -jakżeby inaczej- niezwykłej urodzie, sportretowana przez Sophię Loren. Gdy oglądam filmy z tą aktorką zazwyczaj mam wrażenie, że przyćmiewa ona resztę obsady. W tym wypadku było to niemałym zaskoczeniem, bo Pecka uwielbiam jako aktora i myślałam, że ich role będą równie dostrzegalne. Niestety- Sophia w swoich specjalnie dla niej szytych kreacjach od Diora (co zostało podkreślone w napisach początkowych) ponownie skradła całą produkcję, zachwycając nie tylko swoją urodą ale także umiejętnością sportretowania postaci tak miałkiej i nijakiej, że wydawała się ona odrobinę mniej miałka i nijaka. Nawet z scenach pościgów cała uwaga jest skupiona na jej wyeksponowanej figurze i niezwykłej twarzy. Nie trzeba już chyba nic dodawać- wielbiciele klimatu w stylu Bonda oraz amatorzy urody Loren i może też Pecka (trochę mniej, bo on gdzieś tam przy niej ginie) nie powinni być zawiedzeni; ci, którzy szukają w kinie czegoś więcej, mogą darować sobie bez większych wyrzutów sumienia.