Zacznijmy więc od początku. Co myśli sobie przyszły widz napotykając w sieci na tytuł "Frankenstein Army"? Ja oprócz "wow, wow" miałem w głowie "return to the castle of wolfenstein". Bardzo się nie pomyliłem. Czego spodziewałeś się rozpoczynając seans? Promiennego romansu rodem z sagi o jałowym "Zmierzchu"? Mocnego thrilleru pełnego napięcia i zwrotów akcji dorównującego klasykom jak "milczenie owiec"? Może filmowej metafory w stylu "Świętej góry"? Chyba nie rodzinnej komedii?
Frankenstein Army jest dokładnie tym co obiecuje nam tytuł filmu - luźny, abstrakcyjny, groteskowy i umiarkowanie mocny. Pomysł jest bardziej odważny niż orginalny, ale realizacja choć amatorska to jednak bardzo poprawna. Nawet stylówka a'la paradokument, za którą nie przepadam, jakoś tu pasowała. Z jednej strony żywa kamera urealniała bajeczkę, z drugiej zaś rosyjsko akcentowany angielski pogłębiał groteskowość obrazu. Film nie jest bezbłędny, ale podobał mi się bardziej niż zeszłoroczne, oczekiwane, profesjonalne, dużo bardziej kasowe 'iron sky.'
Jak najbardziej polecam.