"Niezbyt podobała mi się kreacja Jeana Dujardina, nagrodzonego za pierwszoplanową rolę w "Artyście". Więcej wyrazu miał jego sceniczny partner, piesek…"
Oj, najwyraźniej też się wyżywa skubaniec, tak jak pani Holland ;-) Od dziś o każdej krytyce tak mówmy. A Dujardin moim zdaniem bezbłędny.
Odkąd obejrzałam "99 franków" uwielbiam tego aktora i nie wiem czy "Artysta" by mi się spodobał, gdyby nie jego kreacja.
Sorry ale ten gość przynajmniej potrafił się wypowiedzieć jak kulturalny człowiek i wyrazić swoje zdanie bez jakiś burackich wstawek.
Stwierdzenie, że pies zagrał lepiej od człowieka jest mniej "obraźliwe" od sformułowania "idiotyczna wydmuszka"? A czy nie stawia to przypadkiem Dujardina w pozycji beztalencia, którego byle tresowany futrzak przewyższa? Ja bym się obraził do żywego... [irony_mode_off]
Według mnie ta ironiczna i złośliwa krytyka na pewno jest mniej obraźliwa niż gdyby ten Pan pojechał na poziomie Agnieszki Holland i powiedział by coś w stylu "Dujardin to dno". No, ale widocznie jestem dziwna.
PS. To już do Tarantinki - może i nie jestem znawcą, ale gadanie że Dujardin grał dwoma minami to gruba przesada.
"Dujardin to dno" byłoby bardziej obraźliwe z prostego powodu - odnosi się do samego człowieka, nie do jego pracy. Jest różnica między nazwaniem "dennym" czy "idiotycznym" człowieka a określeniem tak np. roli jaką zagrał, prawda? I właśnie o to mi chodzi - nazwanie filmu "Idiotyczną wydmuszką" obraża co najwyżej sam film (jeśli założyć że to możliwe), nie jego twórców lub fanów.
Jakby ktoś tak powiedział o moim filmie to ja bym poczuła się również obrażona, no ale niech ci będzie.
Film sam z siebie beznadziejny nie będzie, bo film to ludzie. Ludzie tworzą film, ludzi w nim grają. Gdyby nie człowiek to filmu by nie było, więc powiedzenie "Beznadziejny czy idiotyczny film" obraża również ludzi, którzy napisali scenariusz, którzy w nim grają, którzy stworzyli kostiumy a nawet tych, którzy tylko statystowali.
To jak określić twórcę, który robi raz dobry film a raz beznadziejny? Czyżby sinusoidalnie raz był idiotą a raz nie? Nie - po prostu raz robi dobrą robotę, a inny raz mu nie wychodzi... Określenie "idiotyczny film" dotyczy efektów jego pracy, nie jego samego. Mogę ogólnie jakiegoś twórcę lubić czy szanować, ale nie lubić niektórych jego filmów, np. dlatego właśnie, że na mój gust (gust - zasadnicza rzecz!) są idiotyczne. Powtarzam: jest różnica między powiedzeniem "film jest idiotyczny" a "reżyser to idiota" - naprawdę tego nie widzisz?
Raczej niemiło jest powiedzieć, że "film jest idotyczny". Nie lepiej po prostu powiedzieć, że film jest nie najlepszy albo po prostu słaby? Idiotyczny to dość mocne słowo, jak na pojedynczy egzemplarz pracy jakiegoś, powiedzmy, reżysera. Gusta są różne, z tym sie zgodzę, ale myślę, że swoje opinie wyrażać też trzeba z delikatnością, żeby , za przeproszeniem, nie zadać ciosu ponieżej pasa.
Ano właśnie - "idiotyczny" to słowo mocne, ale nie niekulturalne, moim zdaniem, jeśli odnosi się do filmu. (Niekulturalne byłoby np. "g*wniany") No i ma jednak ciut inny sens niż "słaby" i "nienajlepszy", nieprawdaż? Zgodzę się, że było to niedelikatne, ale cóż... Krytyka mocna w momencie włączenia delikatności zazwyczaj przestaje być mocna.
PS Przed "cios poniżej pasa" dajesz "za przeproszeniem"? To już uberdelikatność ;-)
W sumie "idiotyczny" znaczy całkiem coś innego i moim zdaniem jest bardziej obraźliwy niż słaby, czy coś. W końcu wolałabym, żeby ktoś mi powiedział, że np. sprawdzian poszedł mi źle, niż żeby od razu wypalał "Ale z Ciebie idiotka!", nie sądzisz?
Jak już pisałem koleżance Tortudze, i tobie zresztą też, czym innym jest nazwanie idiotą człowieka, a czym innym np. jego filmu czy roli. Porównanie ze sprawdzianem miałoby sens gdyby ci ów ktoś powiedział "Ale idiotyzmy napisałaś" - to nie to samo co "Ale z Ciebie idiotka!", prawda?
Dalej zostanę przy tym, że nazwanie filmu "idiotycznym" jest obrazą również dla reżysera czy tam innego "twórcy".
Z perspektywy czasu to przyznaje ci rację.
Nadal nie podzielam opinii Holandowej ale niestety, ale czy się to nam podoba czy nie są ludzie którzy mówią to co myślą i mają do tego prawo nawet jeżeli robią to w ostry lub nawet chamowaty sposób. Samej mi się to dosyć często zdarza, więc to już zakrawa na hipokryzje. Ups!
Jako dopełnienie wypowiedzi Andrzeja Kołodyńskiego głos Barbary Hollender, dla której przyznanie Oscara Dujardinowi było wielkim zaskoczeniem: "Przylizany, grający dwiema minami Jean Dujardin pokonał aktorów, którzy stworzyli znakomite kreacje, jak George Clooney ("Spadkobiercy"), Brad Pitt ("Moneyball") czy Gary Oldman ("Szpieg")."
Co oni się tak czepiają tego Dujardina ?? dwie miny ? to ja chyba inny film oglądałam -.- i ciekawe co pani Hollender dostrzegła lepszego w roli Pitta ...
Jak dla mnie Pitt był najsłabszy spośród wszystkich nominowanych, a Dujardin najlepszy. No ale są różne gusta...
Zgadzam się. Zresztą opinie pani Hollender i Andrzeja Kołodyńskiego jak dla mnie są dość nacechowane emocjonalne i nijak się mają do rzetelnej krytyki filmowej.
Według mnie też Pitt najgorszy. Wydaje mi się, że "Artysta" to wogóle trochę ambitniejsze kino niż jakiś dramacik, choćby z Clooneyem.
No i sprawa Kołodyńskiego. Mi się podobał szalenie. Fantastyczna rola. W zasadzie miał facet jednego sensownego konkurenta - Oldmana, ale chyba w tym roku wolałem Dujardina. :P
Kto to jest Jean Dujardin -wie ogromna rzesza miłośników kina na całym świecie.
a kto to jest Andrzej Kołodyński - to trochę mniej ludzików wie....
A taki tam troll... Doktor filmologii, autor kilku książek o kinie i jeden z naszych najlepszych krytyków...
"jeden z najlepszych krytyków" czyli najbardziej umiejący krytykować??? żart...
A tak na poważnie, nie pochwalam profesji krytyka "jakiegokolwiek". Co to za wspaniała praca oczerniać i mieszać z błotem innych, kiedy się tylko podoba. Zauważmy, że każdy człowiek patrzy subiektywnie na rzeczy (zawsze przez swoje upodobania) i nie ma na świecie krytyki, która by była obiektywna. Ludzie mają różne gusta i dla osoby, która nie przepada za kinem niemym "Artysta" nigdy się nie spodoba. Każdy krytyk ma wyrobione poglądy i opinie i zawsze oceni względem ich, bo każdy krytyk jest człowiekiem. Dlatego ta profesja jest nic nie warta! Ludzie i tak nie zważają na ich opinie i nie czytają recenzji. Zazwyczaj rozmawiają między sobą i sami sobie polecają filmy we własnym guście.
Są krytycy i są krytycy. Niektórzy nazwe swego zawodu traktują literalnie i faktycznie krytykują wszystko jak leci, ale jednak większość to tacy, którzy po prostu recenzują filmy, zaś nieliczni piszą o filmach - wzbogacając recenzje o swoje przemyślenia, szukając powiązań z innymi dziełami czy po prostu dając garść ciekawostek. I do takich krytyków należy też pan Kołodyński. Moim ulubionym krytykiem jest T. Sobolewski i zawsze z przyjemnością czytam jego recenzje, nawet jeśli film mnie nie interesuje, bo po prostu dobrze i ciekawie pisze, a jego wiedza jest imponująca.
Oczywiście że żadna krytyka nie jest obiektywna, bo sztuki nie da się ocenić obiektywnie. Dobry recenzent potrafi jednak uargumentować swa opinię (nie spoilerując przy tym) i o to właśnie chodzi - by pokazał nie tylko, ŻE mu się (nie) podoba, ale przede wszystkim DLACZEGO mu się (nie) podoba. Dzięki temu właśnie czytelnik jakieś tam zdanie o filmie może sobie wyrobić, zwłaszcza jeśli już trochę "zna" danego krytyka.
I na marginesie - źle rozumiesz słowo "oczerniać". W wolnym tłumaczeniu oznacza ono "rozpowszechniać na czyjś lub czegoś temat szkodliwe kłamstwa". Pan Kołodyński wyraził swoją opinię, zatem nie było to kłamstwo.
Pozdrawiam
Szczerze, mało ludzi czyta recenzje przed wybraniem się na film. Większość z którymi rozmawiałam idzie na coś w swoim guście lub po prostu, bo ceni twórcę filmu albo aktora. Rzadko przekonasz znajomego, żeby wybrał się na jakiś film, bo znany recenzent napisał same piękne rzeczy. Ludzie idą do kina na filmy, które recenzenci całkowicie obrzucili błotem. A te, które pochwalili mają nieliczną widownię. A Pan Kołodyński nie poparł żadnym argumentem swojej krytyki na temat gry Jeana Dujardina.
Ja też rzadko się recenzjami kieruję, choć czasami dzięki reckom Sobolewskiego zwracam uwagę na filmy, które normalnie bym olał. I rzadko potem żałuję... I być może jednak poparł, trzeba by przeczytać całą recenzję, nie tylko ten wycięty z mięchem fragment. Jeśli nie, to cóż, błąd z jego strony.
Poniekąd uważam też, że krytyk oglądając tyle filmów przez całe swoje życie po prostu stopniowo się nudzi powtarzającymi się motywami, a te są cały czas stałe i niezmienne w całej kinematografii. I dlatego trudno go zadowolić. Widzowie patrzą na to inaczej, z innej perspektywy. Krytyk zawsze patrzy z pozycji tego co ma ocenić (sztuki), a widz bardziej przeżywa losy bohaterów. Toteż ocena krytyka zawsze będzie subiektywna, oparta na własnych uprzedzeniach.
Dokładnie tak samo może się dziać z każdym kinomanem... I tak, ocena zawsze jest subiektywna, komentowałem to juz chyba?
Należy uszanować zdanie krytyka, choćby nie wiem, jak krzywdzące (nie mylić z "obraźliwe"). Co prawda, Gary Oldman był w tym roku najlepszy (subiektywna opinia), ale nawet cieszę się, że statuetka powędrowała do Francji. Konkurencja była olbrzymia, w większości kategorii, stąd przegrać nie jest wstydem, a wygrać nie jest kontrowersją.
Gratuluję Dujardinowi.
Pfffff, pan Andrzej powinien najpierw spojrzeć na siebie zanim coś powie. Jak zwykle krytycy tylko umieją oczerniać pracę innych. Ciekawa jestem czy pan Kołodyński i reszta tego grona potrafiła by dorównać Dujardinowi na ekranie. Ma tytuł profesora i myśli, że pozjadał wszystkie rozumy. Typowy wykładowca. Tylko co mu dał ten cały tytuł. Połowa ludzi na świecie nie ma pojęcia kim on jest. A on Jeanie Dujardin teraz wszyscy mówią.
Jean był genialny! Piesek oczywiście też! Ale zawsze znajdą się zazdrośnicy, którzy obrzucą pomidorami nawet wspaniały film:))) Nic dodać, nic ująć.
Pan Kołodyński jest od krytykowania, a nie grania w filmach. O Dujardinie nic już nie mówią, poza tym że dostał statuetkę z kapelusza. Najpewniej już o nim nie usłyszymy. Chyba ,że po raz kolejny zostanie ojcem.