Co tu się rozwodzić - film, mimo swoich bolączek (wśród których największą stanowi scenariusz), jest bardzo dobry. Można mu zarzucić prostotę czy wręcz płytkość, a także wtórność, ale mimo tego nadal nie zmienia to faktu, iż pozostaje czymś wyjątkowym, czymś czego w kinie nie widzieliśmy już od dłuższego czasu (na myśl przychodzi mi "Głębia", również Camerona).
Przez pierwszą "połowę" "Avatara" patrzyłem na kinowy ekran jak zauroczony, nie chcąc uronić ni sekundy z tego co widziałem, słyszałem i czułem. A czułem...oj, czułem się jak małe dziecko, które z utęsknieniem doczekało się Bożego Narodzenia i otwiera paczki z wymarzonymi prezentami. Film Camerona pozwolił mi ponownie wrócić do lat szczeniackich, kiedy życie wydawało mi się być niemal bajką. Już choćby za to chylę czoła przed Cameronem i jego ekipą i tym, czego dokonali za pośrednictwem "Avatara".
Ten film to przede wszystkim przygoda na dotąd nie spotykaną skalę. Widać, że Cameron położył ogromny nacisk na stworzenie fantastycznej planety Pandora, jej mieszkańców (cywilizowanych Na'vi jak i dzikiej fauny i flory) oraz prawideł i obyczajów kierujących tym światem. Możecie sobie narzekać, że to wszystko zostało wygenerowane za pośrednictwem pamięcio- i prądożernych komputerów, że przecież niejedna gra potrafi coś podobnego. Może i potrafi, ale ogrom i pomysłowość całego świata Pandory robią imponujące wrażenie. I co z tego, że Na'vi przypominają skrzyżowanie Indian z kotami, kiedy nie sposób nie polubić tych istot i ich niesamowitej więzi z Matką-Boginią. Nie sposób również nie zagłębić się w fascynujący świat planety z jego niebezpieczeństwami a zarazem pięknem rozciągających się krajobrazów. Pod pewnymi względami ten świat to ziemia obiecana, raj, którego ludzie jednak nie potrafią uszanować. Nie ma tu jednak utopi, co stanowi choćby odwołanie do nazwy fantastycznej planety. Tak jak niegdyś Indianie tak i rdzenni mieszkańcy Na'vi muszą walczyć z najeźdźcami. I ten element filmu, stanowiący niejako jego drugą "połowę", podobał mi się najmniej.
Nie przeciągając dalej zrobię małe podsumowanie. Za niesamowite udźwiękowienie i rewelacyjny (przełomowy wręcz) obraz, film otrzymuje ode mnie 10/10. Za pomysł wyjściowy "Avatara" ("przeszczep" jaźni, Na'vi i ich język, Pandorę) i drobiazgi w postaci odwołań mitologiczno-chrześcijańskich daję mu 8/10. Natomiast za scenariusz, w których powielono wiele schematów i rozwiązań z innych amerykańskich (i nie tylko) produkcji, za postacie, które choć dobrze odtwarzane przez aktorów, są płaskie, przewidywalne i nie mają za grosz złożoności (poza może Jakem Sully) daję obrazowi 5, może 6/10. I gdyby nie fakt, że oglądając "Avatara" poczułem się znowu jak dziecko, które otrzymało naprawdę coś wyjątkowego, moja całościowa ocena filmu byłaby zapewne niższa. A tak wystawiam obrazowi Camerona ocenę 8 na 10.
ale ja nie mówię o aktorstwie tylko o kwestii dialogowej właśnie - czytaj dokładnie
w ogóle takowej wypowiedzi warto by było zaniechać - proponował bym błogie milczenie akurat w tym przypadku
Dialog w scenie ataku na domowe drzewko to po prostu strzał w dziesiątkę, despota po trupach dążący do celu mając świadomość swojej przewagi w spokoju popija sobie kawkę i szyderczo rzuca rozkaz.
Ale dla niektórych zdecydowanie bardziej by tu pasowało "Być albo nie być..."
Najwyraźniej cameron nie kreował go na poetę, tytana intelektu i mistrza ciętej riposty, tylko na wojaka z koszarowym humorem. Potrafisz to sobie przyswoić?
Widać za krótko byłeś w wojsku :)
mozecie mnie konkretnie teraz zjechac ale mimo swojego wieku film mnie bardzo wkrecił chyba bardziej niz mojego syna, film ekstra, fajna akcja, aktorzy zagrali wysmienicie, film bardzo udany
to dopiero obiektywna wypowiedź - Ci co lubią - nie jedziemy po nich
a ci co nie lubią- to w ryj!
to żeby nikt po mnie nie przejechał się rozgruchotaną Nysą, powiem, że choć troszku lubię ten film- czy jestem ocalony?
Możesz spać spokojnie:)
Rozumiem, że ktoś tym filmem jest zachwycony, nie rozumiem za to braku akceptacji dla niepochlebnych wypowiedzi. Każdy ma inny gust i to jak odbiera dany obraz zależy tylko i wyłącznie od jego/jej indywidualnych zapatrywań. Szanujmy się, bo będzie jak w "Avatarze" - jedni "przejadą się" po drugich:P
i święta racja...szanujmy się panowie, bo mało czasu naszej Matce Ziemi pozostało!
i następny, jakże Amerykanie uwielbiają takie patetyczne wywody:
Jake Sully: The Sky People have sent us a message that they can take whatever they want and no one can stop them. But we will send them a message, you ride out as fast as the wind can carry you and you tell the other clans to come and tell them Toruk Makto calls to them! And you fly now, with me, my brothers, sisters! And we will show the Sky People that they cannot take whatever they want! And that this... This is our land!
Jeśli chodzi o ścisłość to przemowa jest antyamerykańska i nie pamiętam w którym filmie nie byłoby gadki zagrzewającej do walki przed bitwą. Akurat ta przemowa jest dobrze napisana i wchodzi znacznie gładziej niż w większości filmów.
Kolejny raz nie wiem czego oczekiwałeś, że Jake powie: no to chuj, jedziemy z tym koksem? Albo, a wiecie odpuszczę sobie patetyczną gadkę, po prostu chodźmy się napierdalać o kobyle caco. Połowa z was zginie ale w sumie to mnie to jebie. Czy może: jesteście bandą jełopów z łukami i śmierć w samobójczym ataku na technicznie zaawansowana cywilizację to ostra faza.
Nie jest ta przemowa np. tak genialna jak przemowa komandora Adamy po zniszczeniu 12 kolonii kobolu, ale jest dobra i jest na właściwym miejscu.
Chociaż wyobrażam sobie, jak Adama wychodzi na podium i po dłuższej ciszy spoglądając w oczy garstce ocalałych przemawia:
I choooooooooj.
W każdym razie, kiedy dzieje się coś patetycznego, jest moment na patetyczne przemówienia, zwłaszcza kiedy mówi się do ludzi którzy zaraz mają stracić życie. W armii czerwonej pewnie wyglądało to inaczej, ale Avatar to nie film o bidzie i komunie.
No to postaram się ową przemowę ukazać w nieco innym świetle (być może zbyt banalnym, ale podobnie wypowiadał się jeden z "wielkich" przywodców świata:
"The Sky People have sent us a message that they can take whatever they want and no one can stop them".
"Terroryści myśleli, że mogą tak po prostu porwać samoloty i zniszczyć World Trade Center i że nic ich nie zatrzyma"
"But we will send them a message, you ride out as fast as the wind can carry you and you tell the other clans to come and tell them Toruk Makto calls to them!"
Ale my odpowiemy ze zdwojoną siłą, wraz z naszymi sojusznikami, odpowiemy, i to ostro. Acha i przekażcie wiadomość, że to G.W.B wysyła tą wiadomość i cały kraj amerykański."
"And you fly now, with me, my brothers, sisters! And we will show the Sky People that they cannot take whatever they want! And that this... This is our land"
A teraz podązajcie za mną, drogą prawdy i sprawiedliwości bracia i siostry. Terroryści (czytaj Irak, Afganistan) myślą, że nas zastraszą, myślą że mogą mieć wszystko. To jest Ameryka, nasza ziemia obiecana! I będziemy walczyć o jej wolność do ostatniego tchu i w imię POKOJU.
Aha, czyli ty po prosty zrozumiałeś tą przemowę odwrotnie niż wszyscy i odwrotnie niż zamierzał było to intencją Camerona, przykro mi :)
Acha rozumiem, że ty dokładnie wiesz o co chodziło Cameronowi...to przepraszam mój błąd...jakże nie mogłem odkryć innych sensów w tym nieskazitelnym przesłaniu
No jeśli ty nie rozumiesz oczywistej stylizacji pułkownika Quaritcha na supermacho, który jest tak twardy, że najpier eksterminuje plemie obcych, a potem pójdzie na kolacje i nawet mu powieka nie drgnie, to nie wiem jakie skomplikowane dialogi mógłbyś ogarnąć
nie mómimy teraz o wypowiedziach pułkownika Quaritcha, przestylizowanego jakby nie patrzeć, na bycie supermacho...odniosłem się to tego "przerysowanego" apelu w imię dobra i zła pana "Jake'a nie-Jake'a
No to się uśmiałem xD Orędzie to orędzie, jak Stalin dawał swoje to było ono amerykańskie? Mistrzostwo z twojej strony xD
Podziwiam Was Panowie za wytrwałość z jaką staracie się jeden drugiemu z trzecim i czwartym udowodnić swoje własne racje:) Nie sądziłem też, że rozpętam taką żywą dyskusję swoją recenzją "Avatara". Ale (prawie) dobrze jest, byle nie mieszać się wzajemnie z błotem.
Pozdro dla jednych, drugich, trzecich i czwartych;)
Przychylam się do Twojej recenzji, jednak to co mówi Negative, zawiera jak dla mnie dużo racji. Dobrze, że jest jeszcze garstka ludzi, którzy potrafią dyskutować na poziomie, wymieniając się argumentami a nie skacząc sobie do gardeł.
Zgadzam się z panem Negative - scenariusz to nie tylko ścieżka fabularna, to również multum innych drobiazgowych rzeczy, od wyglądu sceny po ruchy postaci, można więc powiedzieć, że dobry film to dobry scenariusz (inaczej wychodzi nam paradoks). Pozostaje niektórym możliwość przyczepienia się właśnie do fabuły, do jej prostoty, ale powiedzcie mi, dlaczego do cholery tyle osób wymaga od filmu sci-fi drugiego dna, wielopoziomowej osobowości bohaterów i innych cech, które nie są tożsame dla tego gatunku?
James Cameron jest wizjonerem, on chce zachwycać ludzi. Wiadomo, że żaden reżyser nie trafi do gustu 100% widowni, ale wykorzystując ten gatunek i daną fabułę, mógł on zafascynować największą rzeszę odbiorców.
Zapomniałem dodać, że prostota fabuły wcale nie jest w tym przypadku minusem (patrz 3 akapit poprzedniej wypowiedzi).
Zapomniałem dodać, że prostota fabuły nie jest w tym wypadku wcale minusem (patrz 3. akapit poprzedniej wypowiedzi).
bo nic w świecie nie jest ani czarne ani białe- jest kolorowe! Nie powinno się upraszczać i karmić jednocześnie widza tak surowym podziałem.
Cameron zrobił pięknie wizualnie film-trzeba przyznać, z tym się zgadzam w 100%. Jednakże jako całość pozostawia wiele do życzenia.- ale jak zaobserwowaliśmy powyżej (i dobrze) mnogość interesujących wypowiedzi świadczy o tym, że o filmie się mówi. Zatem obraz spełnił jeszcze inną funkcję.
jeżeli chodzi o filmy sci-fi? Polecam zatem Blade Runner - i wielopoziomowość tegoż obrazu. Nie każdy film sci-fi trzyma się gatunku
czerwony kapturek.
czerwony kapturek idzie przez las, spotyka wilka, rozmawiają, idzie dalej, wbija do domu babci i widzi wilka, wilk ją zjada, potem myśliwy przychodzi, zabija wilka i wyjmuje babcię i kapturka. morał: nie gadaj z obcymi, nie mów im ważnych rzeczy itp.
avatar - jake wykonuje misję, zakochuje się w neytiri ona w nim, on widzi że życie na'vi people jest lepsze, zdradza sky people, walczy wraz z na'vi people, wygrywają i jest git. morał: ekologiczny i mówiący o tym że kasa nie jest najważniejsza.
avatar jest jak baśń, spełnia też wymagania sf. ja go widzę jako baśń sf, czyli film jakiego nie było. czyli nowość, i nie można go porównywać do niczego dopóki nie wyjdzie podobny film.
a co do przewidywalnośći fabuły:
"pomysły muszą ścierać się z innymi, by wykrzesać iskry, które rozpalą oryginalność. W tym rozumieniu czysta oryginalność nie istnieje. Kreatywnością nazywamy zwykle pomysłowe nowe wersje starych rozwiązań, nowe konfiguracje popisowych numerów (...)." Tom Kingdon, Sztuka reżyserii filmowej
Widzisz, jeden film s-f drugiemu nie równy. "Avatara" można zaliczyć do nurtu przygodowego s-f, w którym zachwycasz się samym światem stworzonym na potrzeby obrazu. Jest to typowe kino rozrywkowe, w którym przyjemność czerpiesz z samego oglądania filmu, a nie jego wnikliwej analizy tudzież doszukiwania się drugiego dna.
Nie nastawiałem się przed seansem filmu, iż powali mnie on swoją fabułą, bo tej, szczerze mówiąc, można było się domyśleć już po zapowiedziach. Nie zmienia to jednak faktu, że oprócz w/w przeze mnie wad pewne rzeczy w "Avatarze" mnie lekko śmieszyły (np. "umalowanie" myśliwca Michelle Rodriguez tożsame z jej make-upem podczas ostatniej walki, tak aby młody widz nie zgubił się <choć nie wiem jak mógłby się zgubić;>). Ale...albo kupisz ten film i dasz się wchłonąć jego klimatowi albo będziesz bluzgał nad czym świat stoi, bo ujrzysz zbyt wiele uproszczeń i schematów. Albo, tak jak ja, zanurzysz się w kolorowym świecie Pandory i jednocześnie wyłapiesz pewne minusy całości, które jednak nie będą Ci przeszkadzać w czerpaniu przyjemności płynącej z obcowania z nowym tworem Jamesa Camerona. Wszystko zależy od tego, na co się nastawisz i czego oczekujesz po "Avatarze". Ja jestem zadowolony, bo pomimo wad, film zaspokoił moje oczekiwania.
A z "Łowcą androidów" nie ma co porównywać tego filmu, bo choć to i to stanowi s-f to "Avatar" reprezentuje zupełnie inny jego nurt.
Pozdro
ok..zgadzam się. Być może zbyt sztywno przyczepiłem się do wątków fabularnych. Przyznaję. I zgadzam się że każdy gatunek posiada wiele nurtów.
Owszem mnie także film wchłonął, ale na jakieś półtorej godziny...później ten pęikny świat zbladł - właśnie z sprawa wątków fabularnych - ale coż tak być musiało, jak juz ktoś wcześniej rzekł.
kończę tym samym dzisiejszy dłuższy wywód, zabarwniony niestety dozą inwektyw i niepotrzebnych spięć nie mających nic wspólnego z samym tematem.
Pozdrawiam wszystkich zaangażowanych
"Owszem mnie także film wchłonął, ale na jakieś półtorej godziny...później ten pęikny świat zbladł - właśnie z sprawa wątków fabularnych - ale coż tak być musiało, jak juz ktoś wcześniej rzekł."
No przyznaję się, że u mnie troszkę też tak było. Pierwsza część filmu była nieziemską podróżą i wspaniałą przygodą, natomiast czym było bliżej finału konfliktu, tym częściej łapałem się na tym, że film mi się nieco dłuży. Na szczęście było to tylko małe wrażenie i nie popsuło mi radochy w odbiorze całości obrazu. Ale..."Avatar" nie jest z pewnością ideałem, choć na dzień dzisiejszy nie potrafiłbym chyba podać drugiego tytułu, który tak fajnie łączyłby s-f z baśnią i kinem przygodowym jednocześnie.
Pozdro