Bo twierdzę, że jest.
Na pewno nie pod względem fabuły (znany schemat i... lubiany), raczej nie pod względem gry aktorskiej (czy tu coś jeszcze można wymyślić?), raczej nie dlatego, że 3D itp.
Niektórzy twierdzą, że ten film to tylko "efekty specjalne". Zblazowani zalewającymi nas coraz to nowszymi fajerwerkami technologii, mówią "eee, sam efekty". Kiedyś ludzie dziwili się, że coś jest możliwe, teraz mamy reakcję odwrotną - dziwią się że coś jest jeszcze niemożliwe.
Pomińmy już fakt, że wszystkie wymienione wyżej czynniki + właśnie owe "efekty specjalne" dają po prostu piękny film, który ogląda się jednym tchem. Bo nie w pięknie tkwi tu rewolucja, być może będą piękniejsze filmy (np. Avatar 2 :)). Kanony piękna bywają zresztą różne, a o gustach się nie dyskutuje.
Rewolucja polega właśnie na tych "efektach specjalnych", choć należałoby napisać "EFEKTACH SPECJALNYCH". Nie tyle na ich jakości, czy w ogóle fakcie ich obecności, ale na tym CO Z TEGO WYNIKA! Zauważmy mianowicie, że Cameron stworzył film w lwiej części zagrany przez postacie nie istniejące. No tak, ale taki Shrek też przecież nie istnieje. Tutaj jednak, dzięki zastosowaniu Motion Capture w sposób permanentny i na olbrzymią skalę, dzięki mrówczemu renderingowi i pracy dziesiątek specjalistów stworzono postacie tak realistyczne, jakby Cameronowi udało się wynająć do filmu (za 3 garście paciorków i skrzynkę wody ognistej) prawdziwych Navi i sfilmować ich w naturalnych plenerach Pandory (okupując to śmiercią czterech członków ekipy filmowej zagryzionych przez banshee). Przewidywano oczywiście, że komputery i oprogramowanie się rozwijają i że coś takiego na pewno będzie kiedyś możliwe, ale Cameron przewidywania te zrealizował w PRAKTYCE i tym samym udowodnił ich trafność.
Furtka właśnie została otwarta, idźmy więc przez nią dalej. Co właściwie stoi obecnie na przeszkodzie, aby zamiast z niebieskoskórymi Navi zrobić film z dawno już nieżyjącymi Marleną Dietrich i Charlie Chaplinem? Pomijając kwestie praw do wizerunku, użyta technologia jest jeszcze tak kosztowna że taki nowy film, technicznie już możliwy, nawet z TAKIMI nazwiskami przyniósłby tylko finansowe straty.
Prorokuję jednakże, że za 15 - 20 lat, kiedy technologia potanieje i jednocześnie ulegnie udoskonaleniu, nowy film akcji w który Marylin Monroe oburęcznie sieka złych bandytów z machine gun, a potem masakruje morderczymi ciosami stóp, będzie tylko kwestią dogadania kto dzierży prawa do jej wizerunku i kto komu jest z tego tytułu winien kasę.
To nie koniec. Po co zresztą komu rezurekcja starych gwiazd filmowych? A po co w zasadzie będą potrzebne nowe gwiazdy filmowe, skoro taką gwiazdę, bosko doskonałą, będzie można stworzyć na ekranie komputera?
Prorokuję: nastanie schyłek i kres dzisiejszych indywidualności aktorskich i wielkich gwiazd filmowych. Zamiast nich będą aktorzy - dawcy ruchu, aktorzy - dawcy mimiki, aktorzy - dawcy twarzy, aktorzy - dawcy głosu, aktorzy - dawcy ciała (bez głupich aluzji:)). Z ich pracy, przeniesionej na komputerowe modele i przyobleczone w nieziemsko idealne powłoki powstawać będą nowe filmowe osobowości, które w rzeczywistości nie istnieją. Jakie będą te wirtualne gwiazdy? Ano wedle obowiązującej aktualnie mody: w tym roku biuściasta blondynka, w następnym śliczna, dziewczęca brunetka z gatunku tych, które każdy chciałby otulić własną kurtką, aby biedactwo nie zmarzło na wietrze. Decydować będą wyłącznie gusta publiczności, sondowane w licznych ankietach i pieczołowicie przetwarzane przez specjalistów szukających ideału,, który w danym sezonie ma przynieść największe zyski.
Prorokuję dalej: z czasem i ci anonimowi, znani tylko specom z branży i prawdziwym entuzjastom, aktorzy staną się niepotrzebni. Dzisiaj modelowanie ruchu to coś w rodzaju ruchomego manekina na ekranie komputera. Kiedyś dostępne będą algorytmy modelujące pracę mięśni, zachowanie się szkieletu, dynamikę skory i warstw tłuszczu pod nią, a to wszystko w czasie rzeczywistym na superszybki maszynach. Zamiast aktorów będą kreatorzy postaci.
Czy publiczność będzie wielbiła wirtualne postaci? Jak najbardziej. Świadczy o tym choćby fakt, jak wiele jest wypowiedzi na tym forum na temat boskości Neytiri (niektórzy wręcz są w niej zakochani). Co z tego że nie istnieje? Jest dla nich tak samo niedostępna, jak (jak najbardziej rzeczywista) Naomi Campbell. Więc co za różnica? Japońska wirtualna nastolatka też zdobyła sobie swego czasu wielkie rzesze fanów.
Podsumowując: Cameron właśnie przetarł szlak do zupełnie nowej historii filmu, gdzie postacie i scenografia nie będą filmowane, lecz WYTWARZANE (no, może "kreowane" zabrzmi mniej bezdusznie). Można było przewidzieć, że tak się stanie i właśnie stało się. Nie istniejący, a ubóstwiani Navi na swojej przepięknej Pandorze są początkiem rewolucji.
Czy tak rysująca się perspektywa filmu jako sztuki jest ponura? Nie wiem. Jak wynika z praktyki historycznej, rewolucje nie zawsze oznaczają zmiany na lepsze.
ludzie maja negatywne nastawienie bo im efekty kojarzą się z bezcelowym nadmiarem efektów,
przykłady takich filmów znamy chociażby z 2012...
Cameron poszedł w zupełnie innym kierunku, i w filmie zaserował PRZYTŁACZJĄCY NADMIAR EFEKTÓW
tak jak ktoś podawał, około 60% efektów i zaledwie 40% zdjęć....
ale na tym się nie kończy! Bo przy tak dużych funduszach wszyscy postarali o każdy nawet najmniejszy detal!
wiec mamy dosłownie całe tony dopracowanych do perfekcji efektów.
Zgodzę się z niektórymi osobami - że używamy tu złych słów w stosunku do neytrii.
ale trudno się dziwić, niektóry po raz pierwszy widzą tak świetną postać sci-fi.
Podsumowując: Cameron właśnie przetarł szlak do zupełnie nowej historii filmu, gdzie postacie i scenografia nie będą filmowane, lecz WYTWARZANE (no, może "kreowane" zabrzmi mniej bezdusznie). Można było przewidzieć, że tak się stanie i właśnie stało się. Nie istniejący, a ubóstwiani Navi na swojej przepięknej Pandorze są początkiem rewolucji.
tu się zgadzam, przetarł jako pierwszy, szlak do kultowania szmiry...
boisz się?
ja sadze że nie ma strachu, i że zwykłe kino nie umrze... BA! może nawet zyska!
spragnieni ambitnego kina ludzie kiedyś zaczną błagać aby ktoś stworzył coś ambitniejszego ;)
na razie, za przeproszeniem, weź zamknij jadaczkę i pozwól ludziom decydować, dobra?
najwyżej będziesz mówił: "a nie mówiłem"
nigdy nie mówię: "a nie mówiłem", to jest bez sensu,
po co komu taka mądrość, jak wokół leżą np. trupy...
AV powstał dla zaspokojenia ludzkich potrzeb, tak samo jak ambitne kino.
jeśli ktoś czuje potrzebę/chęć oglądania innych filmów, przecież mu tego nie zabraniamy....
więc dlaczego rzucacie się z pazurami na avatara?
bo wołamy "arcydzieło?
to zależny czego oczekujemy od filmu.
moim zdaniem Avatar ani trochę nie pomniejsza znaczenia innych filmów
AV powstał dla zaspokojenia ludzkich potrzeb, tak samo jak ambitne kino.
jeśli ktoś czuje potrzebę/chęć oglądania innych filmów, przecież mu tego nie zabraniamy....
więc dlaczego rzucacie się z pazurami na avatara?
bo to szmelc, nie rozumiesz tego?
i kto tu wywołuje ambitne kino? tylko ty stosujesz je jako równoważnie...
jak tutaj ograniczam się tylko do kina S-F i nie mieszam jakiś innych gatunków, np. wspomnianego kina ambitnego....
a w dziedzinie kina S-F avatar niestety wypada bardzo cieniutko jest po prostu infantylny przez co pomniejsza znaczenie filmów z gatunku S-F , nawet jest głupkowaty jako gatunek przygody bo powiela potężną ilość schematów nie wnosząc nic co mogło by być oryginalne.... ot durna przygodóweczka dla rozwydrzonych dzieciaczków.....
jako baśń no może jest coś wart ale w granicach wieku 6-14 no może 17 lat i w kilku przypadkach głupkowatych osiemnastolatków którzy jeszcze mają sieczkę zamiast mózgu.... to wszystko co można powiedzieć o tym cudzie jakim jest AV
2012 to był szmelc, ale to? za taka kasę, bzdury piszesz...
"jako baśń no może jest coś wart ale w granicach wieku"
poczytaj czasem opinie a dowiesz się, że trafił do widzów w każdej grupie wiekowej.
w każdej grupie wiekowej odpowiadającym wymogą rozwoju umysłowego na poziomie w/w wieku.....