Coś podobnego do "Człowiek zwany koniem", tyle że animowane i przeniesione na inną planetę. Ta sama fabuła - główny bohater ma walczyć z dzikusami ale staje po ich stronie. Ogólnie - całkiem fajna bajka ale żaden przełom to nie jest.
Jedni twierdzą, że ten film jest kopią Pocahontas, inni że Tańczącego z Wilkami, inni że drugiej części Króla Lwa, inni, że Aliens, inni, że Człowieka Zwanego Koniem...
A najzabawniejsze jest to, że każda z tych osób jest równie mocno przekonana, że to właśnie ten (wybrany przez nią) film jest pierwowzorem.
Cóż, to jak dla mnie wystarczająco kompromituje nie tylko te brednie "Pocahontas=Avatar", ale każde kolejne tego typu wymysły.
To, że pseudointeligenci krytykują fabułę Avatara nie znaczy że nie mają racji. Pocahontas=Avatar, tylko, że parę tysięcy razy bardziej zaawansowany technologicznie , z średnią muzyką, niezłym aktorstwem(szczególnie pani Weaver), takimi sobie dialogami oraz fabularnym plagiatem. Nie zrobił na mnie wrażenia, ale doceniam efekty. 7/10
Technologia 3D, animacja pandory, Na'vi , walk, dżungli i tak dalej, i tak dalej.
dzungla, pandora, zwierzeta, caly czas powtarzam że to "żadne efekty" , lepiej natura wygląda na kanale national geographic...
A czemu nie Avatar=Król Lew 2? A czemu nie (najlepiej) Avatar=Sebastian Kosmiczny Niedźwiadek? Czemu?
No cóż.
"
Dzieło Disneya / Jamesa Camerona
Pocahontas/ Avatar!
W 1607 /2154 roku, statek wiozący Johna Smitha/ Jake’a Sully'ego przybywa do bujnego „nowego świata” Ameryki Północnej /Pandory. Przybysze poszukują złota /unobtanium pod kierownictwem Gubernatora Ratcliffa/ Pułkownika Quaritcha. John Smith /Jake Sully eksploruje nowe terytorium i napotyka na swej drodze Pocahontas /Neytiri. Początkowo jest mu nieufna, ale wiadomość od Babci Wierzby Drzewa Dusz pomaga jej przezwyciężyć wahania. Obydwoje zaczynają spędzać ze sobą czas, Pocahontas/ Neytiri pomaga Johnowi /Jake’owi zrozumieć to, co w życiu jest najważniejsze i jak wszystko w naturze łączy się ze sobą, tworząc łańcuch życia. Ponadto uczy go polowania, uprawy ziemi ujeżdżania smoków i własnej kultury. Dowiadujemy się, że jej ojcem jest Wódz Powhatan/ Eytukan i że ma wyjść za mąż za Kocouma/ Tsu’Tey’a, świetnego wojownika i poważnego mężczyznę, którego Pocahontas/ Neytiri nie pragnie. Po jakimś czasie John/ Jake i Pocahontas/ Neytiri zakochują się w sobie. Tymczasem w obozie, facet, który uważa tubylców za dzikusów, postanawia ich zaatakować i zgarnąć całe złoto/ unobtanium. Kocoum/ Tsu’Tey chce zabić Johna /Jake’a z zazdrości, ale później sam ginie z rąk przybyszów. Podczas gdy oni przygotowują się do ataku, John/ Jake jest oskarżony przez Indian/ Na’vi i skazany na śmierć. Tuż przed jego zabiciem pojawiają się nowi osadnicy. Wódz Powhatan/ Eytukan prawie ginie, a John/ Jake odnosi rany w starciu z Gubernatorem Ratcliffem/ Pułkownikiem Quaritchem, którego w końcu jednak dosięga sprawiedliwość grad strzał, yo! Pocahontas/ Neytiri ryzykuje swoje życie aby ocalić Johna/ Jake’a. John/ Jake i Pocahontas/ Neytiri w końcu są ze sobą i zanika między nimi różnica kulturowa.
Moim skromnym zdaniem"
To tyle w sprawie Fabuły
Daj sobie spokój - już to widziałem dziesiątki razy, i również dziesiątki razy wyśmiałem. Nadmuchana teoryjka, oparta na ogólnikach, schematach i przemilczeniach. Równie wiele mają do powiedzenia ci, którzy utrzymują, że to Król Lew 2 jest tak naprawdę pierwowzorem Avatara. Albo - jak założyciel tematu - że tak naprawdę Człowieka Zwanego Koniem. A jeszcze kto inny utrzymywał, że tak naprawdę Aliens (tudzież był święcie przekonany, że Parker Selfridge to kopia Cartera J. Burke'a, a finałowa walka z Quaritchem jest skopiowana toczka w toczkę z finałowej walki z Królową). Wszystkie te bzdurne teoryjki są siebie warte.
A używanie "kopiuj/wklej" tylko tym dobitniej pokazuje, że, jak to stwierdził Nomma, zwolennicy tych teoryjek nie mają nic do powiedzenia poza frazesami i pustosłowiem.
Tak, tak - lejmy wodę nie mówiąc żadnych konkretów. Nie dam sobie spokoju, ponieważ w żaden sposób nie udowodniłeś , że nie mam racji, mimo to zachowujesz się jakbyś to zrobił. Piszesz o ludziach, którzy utrzymują, że Król Lew, Człowiek Zwany Koniem, i tak dalej i tak dalej ,może jeszcze Kubuś Puchatek - według mnie to pierdoły. Ja tylko twierdzę, iż najnowsze dzieło Camerona to nic innego jak kopia Pocahontas w 3D i drobniutkich zmianach w scenariuszu.
Cóż, Avatar jak już napisałem jest filmem dobrym(7/10), lecz fabularny plagiat , niezła, niestety tylko niezła muzyka oraz takie sobie dialogi mówią same za siebie.
"A używanie "kopiuj/wklej" tylko tym dobitniej pokazuje, że, jak to stwierdził Nomma, zwolennicy tych teoryjek nie mają nic do powiedzenia poza frazesami i pustosłowiem."
Skopiowałem ten tekst z Joemonstera, jako dowód słuszności mojej tezy. Poza frazesami i pustosłowiem niestety nic do powiedzenia nie mają takie osoby jak ty. 0 konkretów, 0 przykładów, 0 argumentów, 100% "frazesów i pustych słów".
Dalej piszesz o plagiacie, czyli nawet nie przeczytałeś, co to słowo znaczy i w odniesieniu do czego się je stosuje. Ale to twoja sprawa, skoro chcesz się kompromitować brakiem minimalnej wiedzy na temat terminu, którego używasz - co dalej świadczy tylko o oślim uporze i ładowania w to swoich frustracji, których źródło zasadniczo guzik kogokolwiek obchodzi.
"Skopiowałem ten tekst z Joemonstera"
Czyli nie potrafisz nic sam napisać...
"jako dowód słuszności mojej tezy"
Za dowód swej HIPOTEZY (znowu używasz terminu, którego znaczenia nie poznałeś "teza" to jest zupełnie co innego, niż tutaj artykułujesz) obierasz tekst, który miał być satyrą - więc z góry autor zakładał jego komiczność, a nie pokrywanie się z faktami i prawdą.Poniżej przedstawiłem swój punkt widzenia w odniesieniu do tego tekstu, żebyś nie pisał kolejnych sofizmatów. Więc ciekawe kiedy z Twoje strony padnie chociaż jeden racjonalny i uzasadniony argument, żeby chociaż trochę Cię zrehabilitował...
On użył właściwego słowa, hipoteza to przypuszczenie a teza to oświadczenie które próbuje się udowodnić. Czyli skrytykowałeś go choć sam nie miałeś racji. Zastanów się zanim coś napiszesz.
"hipoteza to przypuszczenie a teza to oświadczenie które próbuje się udowodnić"
B-Z-D-U-R-A
Wróć do podstawówki, tam cię nauczą (na polskim, na zajęciach z pisania rozprawki), że "teza" to jest na końcu takiej rozprawki, już poparta przytoczonymi argumentami. Dopóki argumentów brak, mamy hipotezę.
Prędzej już podważyłbym twierdzenie, że słowo "plagiat" nie odnosi się do sfery artystycznej.
"które próbuje się udowodnić"
Nie próbuje i tylko ma się dowieść, czyli jeżeli ktokolwiek chce uznawać dane zdanie jako tezę, to zaraz po niej bezwarunkowo musi umieścić odpowiednie dowody, opis, uzasadnienia i argumentację. Sam przytoczyłeś kluczowy element - widzisz gdzieś tutaj choćby minimalny proces dowodowy w tym zakresie? Nie ma takiego, więc nie mędrkuj - czytaj najpierw opisy danych terminów i sam się zastanów.
"Dalej piszesz o plagiacie, czyli nawet nie przeczytałeś, co to słowo znaczy i w odniesieniu do czego się je stosuje."
Plagiat, kopia, zerżnęcie materiału na film - przecież w gruncie rzeczy to jedno i to samo, zastosowanie jest tylko inne.
"Ale to twoja sprawa, skoro chcesz się kompromitować brakiem minimalnej wiedzy na temat terminu, którego używasz - co dalej świadczy tylko o oślim uporze i ładowania w to swoich frustracji, których źródło zasadniczo guzik kogokolwiek obchodzi."
Taak, tak, dalej prowadź te swoje pseudointeligenckie dysputy próbując okazać swą wyższość jednocześnie
odbiegając od tematu i moich argumentów, których zwyczajnie nie potrafisz zbić.
"Czyli nie potrafisz nic sam napisać..."
No w tym momencie to już padłem z wrażenia kompletnego braku logiki w twojej wypowiedzi. Pisząc taki sam tekst, zmarnowałbym czas. Napisałbym identyczny wywód o fabule Avatara, podczas gdy prościej byłoby go skopiować z joemonstera. W takim razie równie dobrze mógłbyś mnie oskarżać o to, że nie potrafię sam wymyślić jakiejś naukowej teorii, gdybym mówił, że ziemia obraca się wokół słońca, a nie odwrotnie.
"Za dowód swej HIPOTEZY (znowu używasz terminu, którego znaczenia nie poznałeś "teza" to jest zupełnie co innego, niż tutaj artykułujesz) obierasz tekst, który miał być satyrą - więc z góry autor zakładał jego komiczność, a nie pokrywanie się z faktami i prawdą.Poniżej przedstawiłem swój punkt widzenia w odniesieniu do tego tekstu, żebyś nie pisał kolejnych sofizmatów. Więc ciekawe kiedy z Twoje strony padnie chociaż jeden racjonalny i uzasadniony argument, żeby chociaż trochę Cię zrehabilitował..."
Skomentuję to w ten sposób - używasz naukowego słownictwa w celu skompromitowania mnie, nie zbijając argumentów. Sądzisz, że dysponując bagażem w postaci otwartej wikipedii oraz kilku trudniejszych słówek w głowie potrafisz sprawić, iż logiczne argumenty znikną, a ludzie nierozumiejący twoich wypocin uciekną z forum? Obawiam się, iż nie.
"
Nie próbuje i tylko ma się dowieść, czyli jeżeli ktokolwiek chce uznawać dane zdanie jako tezę, to zaraz po niej bezwarunkowo musi umieścić odpowiednie dowody, opis, uzasadnienia i argumentację."
i znowu to samo.
"więc nie mędrkuj -"
hahaha, przyganiał kocioł garnkowi.
Wybacz - nie "zastosowanie jest tylko inne", a nazwa jest tylko inna. Błąd w edytowaniu + pisanie po północy robią swoje
Jakbyś przeczytał, że plagiat nie odnosi się do czegokolwiek, o domenie publicznej. Więc zanim będziesz używał jakiegoś terminu, to najpierw zapoznaj się z jego znaczeniem - bo na razie wychodzisz na ignoranta.
Co do Twoich argumentów - a podałeś jakieś? Jak podasz, to wtedy pogadamy.
"No w tym momencie to już padłem z wrażenia kompletnego braku logiki w twojej wypowiedzi. Pisząc taki sam tekst, zmarnowałbym czas. Napisałbym identyczny wywód o fabule Avatara, podczas gdy prościej byłoby go skopiować z joemonstera. W takim razie równie dobrze mógłbyś mnie oskarżać o to, że nie potrafię sam wymyślić jakiejś naukowej teorii, gdybym mówił, że ziemia obraca się wokół słońca, a nie odwrotnie."
No właśnie - nie umiałeś tego ująć swoimi słowami, musiałeś więc zerznąć cudzą pracę (no popatrz, czysty plagiat, szczególnie biorąc Twoje kryteria "rozumowania") i jeszcze mylnie ją zinterpretować. Ja bym się tym nie chwalił... Z tą naukową teorią - zastanowiłeś się, co w ogóle napisałeś? Bo chyba nie masz zielonego pojęcia o tym co jest faktem - jak owe prawa fizyki, czy odkrycia naukowe, a wyrwanym z kontekstu frazesem, w zasadzie ich zlepek. Jak dla Ciebie to jedno i to samo, to zastanów się nad tym, kto tutaj bredzi.
"Skomentuję to w ten sposób - używasz naukowego słownictwa w celu skompromitowania mnie, nie zbijając argumentów. Sądzisz, że dysponując bagażem w postaci otwartej wikipedii oraz kilku trudniejszych słówek w głowie potrafisz sprawić, iż logiczne argumenty znikną, a ludzie nierozumiejący twoich wypocin uciekną z forum? Obawiam się, iż nie."
No tak, popłoch przez to jest straszny... jak dla Ciebie to słownictwo jest naukowe, to w tym momencie naprawdę mnie zaskoczyłeś... no ale zdarza się, a co do kompromitacji - nie muszę tego robić, sam skutecznie kreujesz swój groteskowy wizerunek, uznając cytowane teksty za jakiś argument. Oczywiście jestem świadom tego, że nawet moja riposta w tym zakresie to jak mówieni do ściany, ale może kiedyś coś tam połapiesz. Dla mnie logiczne jest to, że przyrównywanie filmów w ten sposób jest irracjonalizmem w skrajnej postaci. Aha, jeszcze jedno - nie używam Wikipedii bo jest w niej dużo błędów.
"i znowu to samo."
Innymi słowy "nie mam nic do powiedzenia".
"hahaha, przyganiał kocioł garnkowi."
j.w.
Widzę, że ten manipulacyjny tekst krąży wśród nieświadomych sceptyków, którzy kompromitują się cytowaniem go jako wykładnikiem swej teorii, tudzież hipotezy całkowitej analogii tych filmów. Abstrahują przy tym od kluczowych elementów, pomijając je, jak to w nachalnych manipulacjach częstokroć ma miejsce. Tak więc nieco rozwińmy tę kwestię, skoro tak bardzo jesteś przekonany o swojej "racji" posiłkując się cudza pracą, która była tworzona dla przysłowiowych "jaj":
"W 1607 /2154 roku, statek wiozący Johna Smitha/ Jake’a Sully'ego przybywa do bujnego „nowego świata” Ameryki Północnej /Pandory."
Statek ekspedycyjny jakoś różni się od regularnej floty korporacyjne na zlecenie zupełnie innego podmiotu, jakim jest administracja korony danego państwa. Poza przedstawionym podobieństwem samego przybycia, różnice to: czas, miejsce, forma ekspansji, rodzaj załogi, misja bohatera, charakter bohatera, jego ułomność (stanowiąca kluczowy element dla wydarzeń) oraz przyczyna, dla której dany bohater znalazł się w owej sytuacji.
"Przybysze poszukują złota /unobtanium pod kierownictwem Gubernatora Ratcliffa/ Pułkownika Quaritcha."
Po pierwsze to przybysze nie poszukują unobtanium, a je wydobywają - więc kompletna bzdura, w kwestii podobieństwa; administratorem istniejącej już zaawansowanej placówki jest Parker, nie Quaritch - on stanowi szarą eminencję, ale to dopiero uwydatnia się dużo później; po trzecie placówka ma charakter już uformowany i prowadzi szerokie badania i próby dialogu z istniejącą na planecie cywilizacją. Jedyny i to naciągane podobieństwo to motyw "skarbu", a i on jest w znaczącym stopniu inaczej interpretowany.
"John Smith /Jake Sully eksploruje nowe terytorium i napotyka na swej drodze Pocahontas /Neytiri."
Jeżeli walkę o tyłek swego drugiego ciała, nazwać eksploracją, to chyba nomenklatura w tym zakresie jest wzięta z sufitu. Kolejna sprawa, to Jake nie prowadzi zwiadu, tylko ochrania Grace i Norma i przez nieco kapryśny los ucieka przed miejscowym drapieżnikiem, potem odgania się od wężowilków i wtedy z pomocą przychodzi mu Neytiri. Rzeczywiście, "podobne" to do eksploracji... Bohaterowie zachowują się zupełnie inaczej, inna jest forma spotkania i kto inny do niej doprowadza - Jake nie napotyka Neytiri, to ona mu się ujawnia, czyli odwrotnie jak w Pocahontas.
"Początkowo jest mu nieufna, ale wiadomość od Babci Wierzby Drzewa Dusz pomaga jej przezwyciężyć wahania."
Drzewo Dusz to jest bóstwo i jego forma "informacji" jest zgoła zupełnie odmienna i następuje w innym czasie i na innych zasadach, a także jedynie co wywołuje u Neytiri, to potrzebę zweryfikowania tegoż znaku z Tsahik. Nadal pozostaje nieufna i wręcz poirytowana faktem, że musi go niańczyć, a nieufność przemija w wyniku wzajemnego poznawania się, a nie jakiegoś znaku. Tak więc cytowana kwestia nie zgadza się.
"Obydwoje zaczynają spędzać ze sobą czas, Pocahontas/ Neytiri pomaga Johnowi /Jake’owi zrozumieć to, co w życiu jest najważniejsze i jak wszystko w naturze łączy się ze sobą, tworząc łańcuch życia."
W Pocahontas nie wytupuje element edukacji w kierunku symbiozy przedmiotów i podmiotów otoczenia. Zasadniczo poza spędzaniem czasu ze sobą, to wszystko jest odmienne - tylko że fakt, iż jakieś dwie osoby ze sobą spędzają czas raczej nie jest tutaj żadnym kluczowym elementem analogii.
"Ponadto uczy go polowania, uprawy ziemi ujeżdżania smoków i własnej kultury."
Pocahontas lata na smokach i poluję na zwierzynę, a Neytiri uprawia ziemię... kolejna bzdura, jedyne podobieństwo to kwestia kultury danego ludu, a i ten aspekt występuję w zróżnicowanym stopniu.
"Dowiadujemy się, że jej ojcem jest Wódz Powhatan/ Eytukan i że ma wyjść za mąż za Kocouma/ Tsu’Tey’a, świetnego wojownika i poważnego mężczyznę, którego Pocahontas/ Neytiri nie pragnie."
Po pierwsze, to nigdzie nie jest powiedziane, że bohaterki nie pragnęły swych uprzednich pretendentów do ręki każdej z nich, a po drugie okoliczności owego poznania i relacje tych osób są diametralnie różne. Także kolejny zmyślony element "podobieństwa".
"Po jakimś czasie John/ Jake i Pocahontas/ Neytiri zakochują się w sobie."
W innym czasie, w innej sytuacji i z innymi konsekwencjami. Owszem, obydwoje ostatecznie stanowią parę, tylko że akurat motyw zakochania się dwóch osób to raczej dość powszechna przypadłość w życiu i w filmach.
"Tymczasem w obozie, facet, który uważa tubylców za dzikusów, postanawia ich zaatakować i zgarnąć całe złoto/ unobtanium. Kocoum/ Tsu’Tey chce zabić Johna /Jake’a z zazdrości, ale później sam ginie z rąk przybyszów. Podczas gdy oni przygotowują się do ataku, John/ Jake jest oskarżony przez Indian/ Na’vi i skazany na śmierć. Tuż przed jego zabiciem pojawiają się nowi osadnicy."
Nie tymczasem, tylko w różnym czasie i inaczej owe planowanie występowało. Inny był jego aspekt i przebieg - nadmienić trzeba iż w Avatar planowano dwa rozwiązania (to, że nie wierzono zbytnio w dyplomację to już odrębna kwestia), w dodatku zasadniczo w Pocahontas w zasadzie doszło tylko do jednej potyczki, w Avatar były dwie batalie, jedna większa od drugiej. Kolejna różnica to taka, że Tsu'Tey NIE GINIE Z RĄK PRZYBYSZÓW i walczy razem z Jake'iem przeciw agresorowi. Kluczowy jest fakt, iż starcia w Pocahontas w zasadzie poza JEDNYM strzałem nie było. Kocoum natomiast zostaje zabity nie później, tylko praktycznie w tym samym momencie, kiedy zaatakował swego konkurenta i kto inny wybawia głównego bohatera z tej opresji. Co do skazania na śmierć - to w Avatar nie wiadomo, co zasadniczo chcieli zrobić Grace i Jake'owi, a w dodatku ci "nowi osadnicy" też nie bardzo dbają o te postacie, w konsekwencji następuje ich ucieczka (kluczowy element dla drugiej bitwy).
"Wódz Powhatan/ Eytukan prawie ginie, a John/ Jake odnosi rany w starciu z Gubernatorem Ratcliffem/ Pułkownikiem Quaritchem, którego w końcu jednak dosięga sprawiedliwość grad strzał, yo!"
Eytukan ginie, więc podobieństwo żadne. Jake ma bezpośredni pojedynek z Quaritch'em i nikogo nie zasłania przed jego "strzałem", więc znowu całkowicie inna forma. Ratcliff nie ginie, żaden strzał go nie dosięga, tylko zostaje spacyfikowany przez "nowych przybyszów" - także kompletny brak analogii. Dodatkowo Pocahontas to pacyfistka doprowadzają do pokojowego zakończenia sporu, Neyriti ożeniłaby słup telegraficzny (czyt. strzałę - jej gabaryty były dość znaczne) każdemu, kto by się jej naraził - co też konsekwentnie czyniła. Tutaj znowu mamy diametralnie różne zachowania i sytuację oraz przebieg zdarzeń (czyli ów element scenariusza i fabuły).
"Pocahontas/ Neytiri ryzykuje swoje życie aby ocalić Johna/ Jake’a."
Pocahontas zasadniczo nie ryzykuje, przecież ojciec nie skrzywdziłby córki, w dodatku ma gadane i to ocala Johna. W przypadku Jake'a i Neytiri to generalnie obydwoje po roznieceniu konfliktu ciągle są w stałym zagrożeniu życia i praktycznie wyodrębnienie analogicznej sytuacji jest niemożliwe - bo w którym momencie coś takiego następuje?
"John/ Jake i Pocahontas/ Neytiri w końcu są ze sobą i zanika między nimi różnica kulturowa."
Kolejna bzdura, która jest naciągana jak baranie jaja. Pocahontas zostaje na swej ziemi SAMA, bo John odpływa do swego kraju. Różnica kulturowa także nie zanika, bo można zobaczyć w drugiej części Pocahontas, że dalej John jest zawadiaką w betonowym mieście. Kompletnie inne zakończenia, kompletnie inni bohaterowie, zupełnie inna sytuacja "nowych osadników" - w Pocahontas zostają na ziemi Indian, w Avatar wywaleni na zbity pysk. Tylko jakoś te kluczowe kwestie są skrzętnie pomijane... ciekawe dlaczego?
Świetnie, świetnie (gratuluję - mnie by się tłumaczyć nie chciało), mam tylko do dodania jeszcze jedno.
"Kocoum/ Tsu’Tey chce zabić Johna /Jake’a z zazdrości"
To też brednie, jak stąd do niewidać. Porównanie Kokouma do Tsu'Teya jest o tyle w tym przypadku chybione, że ten pierwszy (w przeciwieństwie do drugiego) ZNAŁ Jake'a i widział go nieraz. Niechęć tej postaci do głównego bohatera jest umotywowana faktem, że Jake był człowiekiem, "demonem w fałszywym ciele", którymi to Tsu'Tey głęboko gardził. Dopiero dużo później pojawia się faktycznie motyw zazdrości, co jest jedynie (a raczej fakt zdrady, jakiej dopuścił się Sully) kroplą przepełniającą czarę goryczy. Kokoum tylko raz widział Johna, i to w chwili, kiedy ten akurat się z Pocahontas całował - mogła więc nim powodować głównie zazdrość. Z grubsza rzecz ujmując, w Avatarze mamy rozwiniętą kwestię relacji pomiędzy postaciami - nie tylko pomiędzy Jake'iem i Tsu'Teyem, ale też pomiędzy Jake'iem i Omaticaya w ogóle (kwestię ową zarysowano delikatnie poprzez kilka drobnych, acz sugestywnych scen). Fakt, że coś takiego w Pocahontas w ogóle nie występuje, to obiekt kolejnego nędznego przemilczenia fanatyków teoryjki o plagiatach z Pocahontas.
Aha - i nie przeginaj z tą złośliwie skrupulatną interpretacją "Pocahontas=Avatar". To uproszczenie jest przecież (sam go używam - chociaż na ogół w prześmiewczym charakterze).
Tak, mam świadomość nieco skrajnego podejścia do tego znaku równości... szturchając nieco w ten kontekst, po cichu liczyłem na jakiś przełom... i dalej nic... Wniosek jest taki, że to bez sensu.
"Widzę, że ten manipulacyjny tekst krąży wśród nieświadomych sceptyków, którzy kompromitują się cytowaniem go jako wykładnikiem swej teorii, tudzież hipotezy całkowitej analogii tych filmów. Abstrahują przy tym od kluczowych elementów, pomijając je, jak to w nachalnych manipulacjach częstokroć ma miejsce. "
Dziwi mnie fakt, iż szczegóły, które nie mają znaczenia w ogólnym zarysie fabularnym obu filmów, zarówno Pocahontas jak i Avatara nazywasz kluczowymi elementami. Oskarżasz mnie o nachalne manipulowanie prostym tekstem ośmieszającym fabułę bajki, która ci się spodobała, podczas gdy ja próbuję dowieść prawdy. Tak więc "rozwińmy tę kwestię", która nie dla przysłowiowych jaj tworzona była, lecz, nie wiem czy dotychczas tego nie zauważyłeś, dla wyśmiewania "Avatara".
"Statek ekspedycyjny jakoś różni się od regularnej floty korporacyjne na zlecenie zupełnie innego podmiotu, jakim jest administracja korony danego państwa. Poza przedstawionym podobieństwem samego przybycia, różnice to: czas, miejsce, forma ekspansji, rodzaj załogi, misja bohatera, charakter bohatera, jego ułomność (stanowiąca kluczowy element dla wydarzeń) oraz przyczyna, dla której dany bohater znalazł się w owej sytuacji."
Jest to dość oczywiste i nikomu o zdrowych zmysłach nie trzeba tego tłumaczyć. Jednakże takie fakty jak zleceniodawca, administracja korony danego państwa to najzwyklejsze nic nie warte i nie ważne szczegóły. Czas, miejsce, forma , rodzaj załogi ? To wszystko opierając się na źródle, na podstawie scenariusza(czyli Pocahontas) można zmienić bezproblemowo, zachowując jednocześnie ciąg fabularny żywcem wzięty z pierwowzoru. Misja bohatera? Zarówno w jednym filmie jak i w drugim OGÓLNYM celem jest wzbogacenie się tudzież zdobycie surowca, co , tak czy siak równa się zdobyciu sporego majątku. Charakter bohatera - kolejny w gruncie rzeczy szczegół, John Smith/ Jake Sully - obu przydarzały się najróżniejsze przygody, na które ich charakter nie miał żadnego wpływu. Co do ułomności - Jake bardzo szybko "wchodzi" w swojego Avatara, więc kolejny bezznaczeniowy fakt.
"Po pierwsze to przybysze nie poszukują unobtanium, a je wydobywają - więc kompletna bzdura, w kwestii podobieństwa; "
Zgadza się , wydobywają, ale motyw jest dokładnie ten sam jak w pierwowzorze.
"administratorem istniejącej już zaawansowanej placówki jest Parker, nie Quaritch - on stanowi szarą eminencję, ale to dopiero uwydatnia się dużo później;"
Quiaritch nie stanowi szarej eminencji, jest "złym" żołnierzem gotowym walczyć z "dobrymi" niebieskimi stworkami. Administracja placówki nie ma kompletnego znaczenia dla fabuły filmu , o placówce możemy się dowiedzieć bodajże z jednej sceny z całego filmu.
"uwydatnia się dużo później; po trzecie placówka ma charakter już uformowany i prowadzi szerokie badania i próby dialogu z istniejącą na planecie cywilizacją. "
Forma placówki i cel rozumiany jako próba dialogu z niebieskimi jest tu kompletnie bez znaczenia, nawet kilkuletnie dziecko domyśli się "o co chodzi" w prostej jak drut fabule Avatara.
"Jedyny i to naciągane podobieństwo to motyw "skarbu", a i on jest w znaczącym stopniu inaczej interpretowany."
Jedyny? Naciągane podobieństwo? Wolne żarty, patrz wyżej.
"Jeżeli walkę o tyłek swego drugiego ciała, nazwać eksploracją, to chyba nomenklatura w tym zakresie jest wzięta z sufitu. Kolejna sprawa, to Jake nie prowadzi zwiadu, tylko ochrania Grace i Norma i przez nieco kapryśny los ucieka przed miejscowym drapieżnikiem, potem odgania się od wężowilków i wtedy z pomocą przychodzi mu Neytiri. Rzeczywiście, "podobne" to do eksploracji... Bohaterowie zachowują się zupełnie inaczej, inna jest forma spotkania i kto inny do niej doprowadza - Jake nie napotyka Neytiri, to ona mu się ujawnia, czyli odwrotnie jak w Pocahontas."
Znowu to samo, czyli pseudonaukowe słownictwo "wzięte z sufitu" i nijak potrzebne dla sprawy oraz nic nie potrzebne szczególiki. Spotkanie Jake;a z neytiri , - nie chcę się znów rozpisywać, powiem tyle, iż liczy się cel nie format. Czepiasz się pojedynczych słówek , eksploracji - przecież równie dobrze można by to zastąpić czymś innym, wiadomo o co chodzi, komplikowanie nie jest potrzebne.
"Drzewo Dusz to jest bóstwo i jego forma "informacji" jest zgoła zupełnie odmienna i następuje w innym czasie i na innych zasadach, a także jedynie co wywołuje u Neytiri, to potrzebę zweryfikowania tegoż znaku z Tsahik. Nadal pozostaje nieufna i wręcz poirytowana faktem, że musi go niańczyć, a nieufność przemija w wyniku wzajemnego poznawania się, a nie jakiegoś znaku. Tak więc cytowana kwestia nie zgadza się."
Na jakich zasadach konkretnie? Bóstwo, czy babcia wierzba, w zasadzie kogo to obchodzi, wiadomo, iż liczy się hierarchia tegoż podmiotu.
"W Pocahontas nie wytupuje element edukacji w kierunku symbiozy przedmiotów i podmiotów otoczenia. Zasadniczo poza spędzaniem czasu ze sobą, to wszystko jest odmienne - tylko że fakt, iż jakieś dwie osoby ze sobą spędzają czas raczej nie jest tutaj żadnym kluczowym elementem analogii."
To , że dwie osoby mające tak kluczowe znaczenie dla fabuły spędzają ze sobą czas w końcu zakochując się w sobie jest właśnie najważniejsze. Jedyną podaną przez ciebie różnicą jest symbioza przedmiotów i kierunków otoczenia., która istnieć musi - jest ona uwarunkowana przez różnice między gatunkiem ludzkim a Na'vi.
"Pocahontas lata na smokach i poluję na zwierzynę, a Neytiri uprawia ziemię... kolejna bzdura, jedyne podobieństwo to kwestia kultury danego ludu, a i ten aspekt występuję w zróżnicowanym stopniu."
Cóż, gdyby Pocahontas latała na smokach w kwestii realistyczności dzieci musiałyby się zdziwić. Aspekt kultury obu ludów nie występuje w zróżnicowanym stopniu. Jake / John powoli asymiluje się z daną cywilizacją , forma z oczywistych względów jest inna - w końcu to dwa różne gatunki.
"Po pierwsze, to nigdzie nie jest powiedziane, że bohaterki nie pragnęły swych uprzednich pretendentów do ręki każdej z nich, a po drugie okoliczności owego poznania i relacje tych osób są diametralnie różne."
Jeśliby obie pragnęły swych kandydatów do ręki - podobieństwo istnieje, nieprawdaż? W każdym razie w tym aspekcie podobieństw brak informacji zarówno mi, jak i tobie, więc nie będe się wypowiadać w tym temacie.
"W innym czasie, w innej sytuacji i z innymi konsekwencjami." W innym czasie, co musi być, ze względów logicznych. Niemniejjednak sytuacja i konsekwencje - niebezpieczeństwo dla obu - pozostaje w obu przypadkach takie samo.
Końcowe sceny Pocahontas i Avatara to w gruncie rzeczy jedno i to samo, różniące się tylko szczegółami. Jeśli chodzi o pojedyncze nic nie znaczące fakty takie jak śmierć Tsu'Tseya masz rację , ale liczy się samo to, iż dana osoba zmarłą, anie forma. Co do samego końca - masz rację, W Pocahontas rzeczy odbywają się trochę inaczej, ale w gruncie rzeczy całość prezentuje się niezwykle podobnie, czego skutkiem był satyryczny tekst , o który dziś się spieramy:)
Czytam to, czytam, i odnoszę wrażenie, że autor W OGÓLE nie myślał, kiedy to pisał... to autor tamtego artykułu był od myślenia, więc, jak się zdaje, to nie broszka tego forumowicza.
"Dziwi mnie fakt, iż szczegóły, które nie mają znaczenia w ogólnym zarysie fabularnym obu filmów, zarówno Pocahontas jak i Avatara nazywasz kluczowymi elementami"
Jeśli według ciebie takie motywy, jak kalectwo głównego bohatera czy cała "około-Eywowa" kultura Na'vi to są nie mające znaczenia szczegóły, to można tylko rozłożyć ręce. Jasne, bo przecież ważniejsze są kolejne słowa - wytrychy. Którymi nawet w tej wypowiedzi uparcie się posługujesz.
"Jednakże takie fakty jak zleceniodawca, administracja korony danego państwa to najzwyklejsze nic nie warte i nie ważne szczegóły"
Jakie szczegóły? Czy ty się w ogóle - chociaż przez sekundę - zastanawiasz nad tym, o czym bredzisz? Czy naprawdę wolisz, żeby autor artykułu myślał za ciebie? Stawiasz jakiś totalny ogólnik - i myślisz, że on jest ważniejszy, niż cała reszta założeń fabularnych?
"Misja bohatera? Zarówno w jednym filmie jak i w drugim OGÓLNYM celem jest wzbogacenie się tudzież zdobycie surowca, co , tak czy siak równa się zdobyciu sporego majątku"
Tak. Bo przecież bogacenie się i zdobywanie majątku to rzecz rzadko w filmach spotykana, a Pocahontas jest zapewne prekursorem tego oryginalnego i niedawno wprowadzonego motywu... Aż mi się wierzyć nie chce, że można takie głodne kawałki wygadywać, tak całkiem serio.
Nie wspominając już o tym, że tutaj znowu używasz słów-wytrychów. Daruj sobie tę nędzną taktykę, na to nabierają się tylko tacy ludzie, jak ty - którzy przeczytają taką, jak to Nomma lekko przesadnie nazywa, "manipulację", po czym godzą się na to, żeby ktoś myślał za nich.
"John Smith/ Jake Sully - obu przydarzały się najróżniejsze przygody, na które ich charakter nie miał żadnego wpływu"
Diabelnie jestem ciekaw, jakież to "najróżniejsze przygody" przydarzały się Smithowi. Nie wspominając już o tym, że "najróżniejsze przygody" to już taki kompletnie mętny i absolutnie nic nie znaczący ogólnik, że trzeba być naprawdę ciężkim jełopem, aby traktować go jako poważny argument. "Najróżniejsze przygody" to i się Sherlockowi Holmesowi przydarzały - czemu zaraz nie wysnuć teorii, że Avatar i z niego zrzyna? Żałosne.
"Co do ułomności - Jake bardzo szybko "wchodzi" w swojego Avatara, więc kolejny bezznaczeniowy fakt"
Powiedz mi - naprawdę jesteś aż tak głupi, czy chcesz po prostu kogoś zdenerwować? Co z tego, że Jake "wchodzi" w Avatara - przestaje być przez to kaleką? Przepadają nagle wszystkie jego wątpliwości czy troski z tym związane? Bo z biegiem czasu okazuje się, że wręcz odwrotnie.
Ale, oczywiście, zamiast się skupić na tym, co w filmie i motywacji bohaterów Avatara naprawdę ważne, wolałeś sobie prać mózg pisanymi dla jaj "analizami". A teraz nie dociera to do ciebie nawet, jeśli ci podetknąć pod nos - i nadal bredzisz jak potłuczony.
"Quiaritch nie stanowi szarej eminencji, jest "złym" żołnierzem gotowym walczyć z "dobrymi" niebieskimi stworkami"
Tak, jasne - a wyraźne wymuszenie przezeń decyzji o ataku na Drzewo Dusz nie ma oczywiście żadnego znaczenia.
"Administracja placówki nie ma kompletnego znaczenia dla fabuły filmu , o placówce możemy się dowiedzieć bodajże z jednej sceny z całego filmu"
I znowu - bo tak się facetowi zachciało. Co prawda w Avatarze mamy całą, że tak powiem, historię zdarzeń, jakie już się na niej rozegrały, historię rozwoju stosunków pomiędzy kolonistami, a autochtonami, i tym podobne. Sam film jest usytuowany niejako pośrodku tej historii i ma już swoje "podłoże" - w Pocahontas czegoś takiego, nawet w postaci szczątkowej chociażby NIE MA... ale on i tak powtarza w zaparte te głodne kawałki. Bo jego zdaniem ważniejsze są niewiele znaczące ogólniki, niż faktyczna fabuła filmu.
"Forma placówki i cel rozumiany jako próba dialogu z niebieskimi jest tu kompletnie bez znaczenia"
Dlaczego bez znaczenia? Aha, no tak - bo jakiś tam ogólnik wcześniej padł. Co prawda negowanie tym ogólnikiem absolutnie wszystkiego, co ma Avatar, jest, delikatnie mówiąc, totalnym absurdem - ale zwolennicy tej teoryjki nie wydają się w ogóle nad tym zastanawiać. Wolą bezmyślnie powtarzać te frazesy.
"Jedyny? Naciągane podobieństwo? Wolne żarty, patrz wyżej"
Patrzę wyżej. Rzeczywiście, twój oparty na ogólnikach bełkot to są wolne żarty. Chociaż prawdę rzekłszy, jak czytam że wszystko w fabule jest nieważne, bo jakiś tam ogólnik sobie ktoś znalazł, to śmiech jakoś tak na ustach zamiera.
"Znowu to samo, czyli pseudonaukowe słownictwo "wzięte z sufitu" i nijak potrzebne dla sprawy oraz nic nie potrzebne szczególiki"
Znowu to samo, znowu te żałosne słowa-wytrychy i ogólnikowy bełkot. Twoja wypowiedź jak na razie opiera się tylko i wyłącznie na negowaniu wszystkiego na zasadzie "nie, bo nie".
"Na jakich zasadach konkretnie?"
Choćby na takich, że nie wywiera magicznego wpływu na postacie, dzięki któremu Pocahontas w cudowny sposób łamie lody, a jej ojcu momentalnie przechodzą mordercze instynkty. W Avatarze to jest rodzaj omenu od bóstwa. Analogii więc nie ma żadnej, poza czysto kosmetycznym faktem, że w powietrzu fruwają jakieś śmieci.
I o jakiej hierarchii, u diabła, mówisz? Babcia Wierzba to pojedyncze, czarodziejskie drzewo, z którego "usług" korzysta wyłącznie Pocahontas. A Eywa to bóstwo, będące częścią kultury Na'vi w ogóle - gdzie Rzym, gdzie Krym?
"To , że dwie osoby mające tak kluczowe znaczenie dla fabuły spędzają ze sobą czas w końcu zakochując się w sobie jest właśnie najważniejsze. Jedyną podaną przez ciebie różnicą jest symbioza przedmiotów i kierunków otoczenia., która istnieć musi - jest ona uwarunkowana przez różnice między gatunkiem ludzkim a Na'vi"
To czemu nie stwierdzić, że Avatar to rzeczywiście plagiat z filmu "Sebastian: Kosmiczny Niedźwiadek"? Przecież tam tytułowy bohater również wyraźnie wpada w oko inszej pierwszoplanowej postaci!
Nie wiem, skąd ci się biorą takie poronione wnioski, ale chyba nawet ktoś tak zaślepiony, jak ty, powinien wiedzieć, że okoliczności, w jakich pomiędzy dwoma postaciami rodzi się miłość, są WSZYSTKIM - samo "zakochują się w sobie" to w 90% filmów można znaleźć! Czy te teoryjki "Pocahontas=Avatar" naprawdę aż tak ludziom mózgi piorą, że zapominają o tak oczywistych i podstawowych rzeczach?
"Jake / John powoli asymiluje się z daną cywilizacją , forma z oczywistych względów jest inna - w końcu to dwa różne gatunki"
Wyjaśnij mi, w jaki sposób gatunek przekłada się na fakt, że Jake usiłował nie tylko zasymilować się z Na'vi, ale też stać się jednym z nich, podczas gdy Smith zachował wyraźny dystans.
Znowu widać, że autorzy takich wypocin nawet przez chwilę nie zastanawiają się, o czym bredzą. Znowu - nieważne są okoliczności, powody, motywy, co/jak/dlaczego, ważny jest jakiś wciśnięty na siłę ogólnik. A kiedy wypływa kwestia tego, że ewidentne różnice w fabule tymi opartymi na ogólnikach teoryjkami chwieją, on próbuje to zupełnie bezpodstawnie, bez żadnego powodu i kompletnie bezmyślnie, zwalić na fakt, że to inny gatunek filmu. Jezu, jakie to żałosne.
"W innym czasie, co musi być, ze względów logicznych"
I znowu, i tak w kółko. Kolejne nic nie znaczące ogólniki, kolejne wpasowywanie na siłę wydarzeń, które w rzekomym pierwowzorze nie znajdują żadnego odzwierciedlenia. Bo przecież, podczas gdy Pocahontas uczy, że zgoda buduje, w Avatarze mamy regularną wojnę. Co z tego? On się znowu ogólnikami zasłoni. Z czasem coraz bardziej pozbawionymi znaczenia - tym razem mamy "względy logiczne", które nie znaczą w obecnym kontekście absolutnie nic.
"Końcowe sceny Pocahontas i Avatara to w gruncie rzeczy jedno i to samo, różniące się tylko szczegółami"
CO w nich jest takiego samego? Gdzie w Pocahontas ta wojna i jej zwieńczenie? Gdzie w Avatarze to cudowne zażegnanie konfliktu i dzielny czyn Jake'a, własną piersią zasłaniającego wodza tubylców? Także - gdzie to włączenie Smitha do plemienia w Pocahontas i pożegnanie w Avatarze?
Nie ma żadnej analogii, wszystko dzieje się w danym filmie dokładnie na odwrót - a mimo to ludziska, zmanipulowani tekstami z Joemonstera, uparcie twierdzą, że wszystko tu jest identyczne. Czyż to nie jest chore?
"Jeśli chodzi o pojedyncze nic nie znaczące fakty takie jak śmierć Tsu'Tseya masz rację , ale liczy się samo to, iż dana osoba zmarłą, anie forma"
I znowu... nie, już nie mam siły.
"Morderstwo w Orient Expressie" - co z tego, że nic tam się nie zgadza, ważne że dana osoba zginęła, a więc ten film na pewno jest pierwowzorem Avatara. A jeśli taki skrajny przykład się komuś nie podoba, nie ma sprawy - może być "Soldier Blue" i fakt, że pierwotny (czerwonoskóry) wybranek Cresty też ginie. Nieważne, że w kompletnie innych okolicznościach, nieważne że inaczej się to potoczyło - ważne że zginął.
Relacje pomiędzy postaciami? Też nieważne. Ważne... są... jakieś... nic nie znaczące... ogólniki...
Wierzyć mi się po prostu nie chce, że można absolutnie serio, powtarzać w zaparte takie głodne kawałki. Jest to chore tym bardziej, że nawet fakt, iż scenariusz "Avatara" powstał w latach 1994-1995 (kiedy Pocahontas jeszcze nie było), nikogo z tych zmanipulowanych nie przekonuje. Dalej idą w zaparte.
"Jest to chore tym bardziej, że nawet fakt, iż scenariusz "Avatara" powstał w latach 1994-1995 (kiedy Pocahontas jeszcze nie było)," O, a tego nie wiedziałem. Nieważne, odpuszczam, nie mam czasu, nie chce mi się, nvm
"fabularnym plagiatem"
Stosowanie takiego określenia w kontekście jakiegokolwiek filmu jest wyrazem kompletnej nieznajomości znaczenia tego terminu. Ujmując to nieco inaczej: artykułujesz negatywną postawę, ale nie potrafisz poprawnie jej nazwać. Druga sprawa, to fabularnie te filmy różnią się w bardzo dużym stopniu, relatywnie występują pewne analogie w SCENARIUSZU i ogólnej koncepcji - fabuła to co innego, odsyłam do literatury na ten temat.
"To, że pseudointeligenci krytykują fabułę Avatara nie znaczy że nie mają racji."
Jeszcze nie zdarzyło się, by ktoś w choćby minimalny, ale racjonalny sposób dowiódł stawianych hipotez. Więc póki co - nie mają racji, bo jej nie dowiedli, a pustosłowie i złośliwe, przeważane prymitywne slogany tylko potwierdzają ten fakt.
"Pocahontas=Avatar"
Czyli postawiłeś hipotezę, że filmy są IDENTYCZNE - proszę bardzo, czekamy na argumentację, dowody i obszerne przykłady oraz ich opis i uzasadnienie stanowiska w oparciu o przedstawiony materiał. Ja jestem zdania, że Twoja hipoteza jest irracjonalna i nie pokrywa się z prawdą. Ale skoro zacząłeś - masz pierwszeństwo głosu, czekamy.
Widzę bardzo długi, ładnie ułożony tekst, który można streścić jednym wyrażeniem. Lanie wody.
"Stosowanie takiego określenia w kontekście jakiegokolwiek filmu jest wyrazem kompletnej nieznajomości znaczenia tego terminu. Ujmując to nieco inaczej: artykułujesz negatywną postawę, ale nie potrafisz poprawnie jej nazwać.
. "Wyraz kompletnej nieznajomości tego terminu" - Wiem co to znaczy plagiat. Nie wiem dlaczego z taką pasją zarzucasz mi ignorancję, sama nie podając kompletnie żadnych logicznych argumentów, oprócz ironicznych zdań o mojej rzekomej niewiedzy. Nie zbijasz moich argumentów(wybacz za powtórzenie) , lecz atakujesz mnie. Postawa typowo prymitywna, mimo faktu, iż robisz to w sposób wyrfainowany.
"Jeszcze nie zdarzyło się, by ktoś w choćby minimalny, ale racjonalny sposób dowiódł stawianych hipotez"
Wybacz, ale wolałbym dyskutować o moich przekonaniach, a nie o głupocie ludzi, którzy mają podobne zdanie co ja.
"Czyli postawiłeś hipotezę, że filmy są IDENTYCZNE - proszę bardzo, czekamy na argumentację, dowody i obszerne przykłady oraz ich opis i uzasadnienie stanowiska w oparciu o przedstawiony materiał. Ja jestem zdania, że Twoja hipoteza jest irracjonalna i nie pokrywa się z prawdą. "
Jakbyś nie zauważyła, nad twoim postem znajduje się mój całkiem szeroki wpis o identyczności FABULARNEJ Avatara oraz Pocahontas. Radzę nauczyć się czytać ze zrozumieniem. Nigdzie nie napisałem, że dwa filmy są takie same, porównałem tylko fabuły. Co prawda znak równości może zmylić, ale zaraz za nim napisałem "tylko, że parę tysięcy razy bardziej zaawansowany technologicznie , z średnią muzyką, niezłym aktorstwem".
Ogólnie rzecz biorąc czekam na skomentowanie mojego postu o identyczności fabularnej Avatara i Pocahontas.
*Proszę doceńcie moje starania . Jestem po dwóch piwach.
"Widzę bardzo długi, ładnie ułożony tekst, który można streścić jednym wyrażeniem. Lanie wody."
Jak dla mnie, to tekst był krótki i jedynie zawierał moją dygresję, na temat Twojego nieprzemyślanego stosowania określeń, których znaczenia nie chciało Ci się przyswoić - pogratulować lenistwa. Lanie wody z kolei to raczej działka bajkopisarzy, którzy za wszelką cenę chcą nazwać czarne białym, jak na razie skutecznie na ten tytuł pracujesz.
"- Wiem co to znaczy plagiat. Nie wiem dlaczego z taką pasją zarzucasz mi ignorancję, sama nie podając kompletnie żadnych logicznych argumentów, oprócz ironicznych zdań o mojej rzekomej niewiedzy. Nie zbijasz moich argumentów(wybacz za powtórzenie) , lecz atakujesz mnie. Postawa typowo prymitywna, mimo faktu, iż robisz to w sposób wyrfainowany. "
Nie, nie wiesz - gdybyś przeczytał jego opis, to wiedziałbyś iż odnosi się stricte do prac naukowych i dokumentalnych, a nie filmów i zasadniczo sfery artystycznej. Co do argumentów, to nie przytoczyłeś na razie żadnych, więc nie ma co "zbijać". Postawiłeś tylko jakąś tam hipotezę i kurczowo trzymasz się idei, że to wystarcza by nabyło statutu "faktu", czy "prawdy". Nie mam nic przeciwko stawianiu owych kontrowersyjnych hipotez, ale bez ścieżki dowodowej i obszernych uzasadnień właśnie one pozostają laniem wody i zasadniczo pustosłowiem, często pisanym bez zastanowienia i w oparciu o czyjeś cudze - jak widać urojenia, bo nazywanie tego przemyśleniami byłoby daleko idącym nadużyciem.
"Jakbyś nie zauważyła, nad twoim postem znajduje się mój całkiem szeroki wpis o identyczności FABULARNEJ Avatara oraz Pocahontas. Radzę nauczyć się czytać ze zrozumieniem. Nigdzie nie napisałem, że dwa filmy są takie same, porównałem tylko fabuły. Co prawda znak równości może zmylić, ale zaraz za nim napisałem "tylko, że parę tysięcy razy bardziej zaawansowany technologicznie , z średnią muzyką, niezłym aktorstwem". "
Satyryczny i naciągany do bólu tekst uznajesz za argument... Skoro według Ciebie nie czytam ze zrozumieniem, to racz to sprecyzować - bo jak na razie jest dokładnie odwrotnie. Kolejna sprawa, to między Avatar a Pocahontas dałeś znak równości - w oparciu o opis logiczny i powszechnie przyjętą normę w rozumieniu tego znaku przyjąłeś stanowisko, gdzie uznałeś te filmy za takie same. Tutaj znowu kłania się już nie brak wiedzy, ale zwykła ignorancja. Poza tym akurat fabularnie to one różnią się w znaczącym stopniu, bo fabuła to jest układ zdarzeń i zależności pomiędzy nimi - akurat podobieństwo owych zdarzeń w przytaczanej Pocahontas jest bardzo małe. Jedynie występuje kilka podobieństw w scenariuszu, a i to jedynie wyrwane z kontekstu jako tako da się uznać za względnie analogiczne. Znak równości ma swoje ściśle określone zasady stosowania i nie Tobie jest dane zmieniać jego znaczenie i formę użycia, teraz to wyszło mnie więcej tak: "jest, ale nie jest". Możesz się zdecydować na coś konkretnego?
"Ogólnie rzecz biorąc czekam na skomentowanie mojego postu o identyczności fabularnej Avatara i Pocahontas. "
To nie jest Twój post, tylko kogoś innego. Nawet nie miałeś cywilnej odwagi (albo umiejętności) napisać czegoś własnego - co w konsekwencji skończyło się strzałem we własne kolano (taka luźna metafora). A moja skromna riposta jak najbardziej została pod tą cudza pracą umieszczona, mimo iż znam jej charakter i przeznaczenie, oraz źródło pochodzenia.
"*Proszę doceńcie moje starania . Jestem po dwóch piwach."
Jak jakieś wystąpią - owe starania - to je docenię z wraz z niskim ukłonem, na razie idziesz na wtórną łatwiznę, ale to akurat tylko Cię pogrąża. Takiego zachowania nie doceniam, oraz nie toleruje.
To samo pytanie mogę zadać Tobie, tylko że to będzie raczej pytanie retoryczne... (wiadomo, że prędzej piekło zamarznie), a odnośnie mojej osoby, to akurat guzik mnie obchodzi, jak ją widzisz przez Twój mało racjonalny pryzmat wartości, o którym ciągle przypominasz.
ale to co piszesz jest oczywiście bezsensowne i głupie, tak samo jak fani avatara
Sorry, z frajerami nie gadam. Widok twoich postów - Epic Facepalm. Mam nadzieję że zdechniesz, trollu. PS. nie jestem fanem avatara, nie wyszło ci.
"Epic Facepalm" to Ty masz w głowie debilu, czytaj ze zrozumieniem inaczej urząd skarbowy cie zje na śniadanie
animowane? Widze, że tak samo myślisz jak komisja oskarowa. Jednym słowem zacofanie.
Cóż, każdy kolejny film będzie brał wątki z innych filmów - w końcu nim się nakręci cokolwiek to wcześniej reżyser ogląda tysiące filmów i ciężko jest nakręcić coś całkowicie nowego i to akurat w Avatarze da się jeszcze przełknąć, ale nawet strona wizualna nie rzuca na kolana - w końcu większość obecnie kręconych filmów akcji ma wstawki komputerowe, ten ma raczej wstawki z rzeczywistości.
Po tych wszystkich achach i ochach odbieram go tak jak np. Segway'a - ot, kolejny pojazd do jeżdżenia, fajny, bo fajny, ale żeby przełom? James Cameron za dużo pary dał w gwizdek, za mało skupił się na tym co chce pokazać. Titanic jest tym, co chcę ponownie obejrzeć, na Avatara nie mam ochoty - co prawda ktoś mi już opowiadał, że podobnie ten film odebrał przy pierwszym podejściu - ok - ale ciężko byłoby mi się zmusić do ponownego seansu.
Nie wiem, może w 3D jest inaczej, może tam do wyobraźni przemawia przestrzeń - być może, ale ja akurat mam problem z widzeniem w 3D, więc to tylko zmarnowane pieniądze.