Jako że sporo już przeszedłem nie zdziwi mnie byle fakt, że zawsze znajdą się ludzie, którzy "wiedzą lepiej", "zrobiliby lepiej" i których intelektualne horyzonty, naturalnie w ich własnym mniemaniu, przekraczają pojęcie nieskończoności i geniuszu.
Oglądałem ten film dwa, może trzy razy. Za każdym razem oglądało się wspaniale. Efekty są całkowicie genialne, graficy zasłużyli na osobną nagrodę za ich trud i wysiłek- opłaciło się. Film wygląda zjawiskowo. Muzyka jest perfekcyjnie dopasowana, najwyższej próby. Gra aktorska jest bardzo dobra, szczególnie rola Zoe Saldana zasługuje na uznanie. Fabuła jest oryginalna, choć nie jest całkowicie pozbawiona korelacji z jakąkolwiek inną produkcją, ale powiedzmy sobie szczerze- JAKA PRODUKCJA W DZISIEJSZYCH CZASACH NIE JEST?! Po tylu tysiącach książek czy filmów czy ktokolwiek przytomny na umyśle, ktokolwiek uczciwy intelektualnie i posiadający jako- taką sprawność mentalną jest w stanie wymyślić COKOLWIEK, co nie było już w jakiś sposób poruszone? NIE. Całe rzesze ludzi pracowitszych i inteligentniejszych od tych wszystkich krytykantów stworzyło już niemal wszystko w oparciu o swoją wyobraźnię, intelekt i ciężką pracę. Pytanie więc nie powinno brzmieć "Czy jest to film absolutnie unikalny pod względem fabuły?" a "Jak udało się połączyć znane już filmy, teatr i cały dorobek literacki dodając przy tym coś od siebie?".
Czytanie wypowiedzi rozmaitych idiotów, wybaczcie za określenie, ale inaczej tego się nazwać nie da, którzy kontestują animację i świat jako 2. czy nawet 3. kategorii ma się wrażenie, że ludzie ci albo chorobliwie nie chcą, albo nie potrafią dostrzec prawdy, co jest popularne w dzisiejszym świecie, szczególnie w mediach. A prawda, moi drodzy, w klasycznym, arystotelejskim sensie, to to, co jest, a nie to, co nowoczesne ateistyczne przygłupy z etykietką filozofów określiły jako "To, co każdemu odpowiada; przyjemność".
Avatar jest wyjątkowy. To pierwszy film tego typu na taką skalę. "Za dużo efektów specjalnych?"...? Moje poczciwe durnie, KAŻDY FILM JEST EFEKTEM SPECJALNYM SAMYM W SOBIE, to NIEISTNIEJĄCA FIKCJA, KTÓRA STWORZONA JEST SZTUCZNIE I MOŻE BARDZIEJ, LUB MNIEJ, ODZWIERCIEDLAĆ RZECZYWISTOŚĆ, KTÓRA NIE JEST ŻADNYM CELEM SAMYM W SOBIE DLA FILMU. Każdy film jest efektem specjalnym sam w sobie. Co daje komukolwiek prawo do uznawania, że efekty komputerowe są w większej skali sztuczne i złe, niż stare metody produkcji ze sznurkiem i dźwignią? Film realizowany metodą cyfrową jest sam z siebie gorszy, niż ten na kliszy? A co potem? Może nadmierna charakteryzacja również ma pozbawiać film jakichkolwiek znamion dobrej produkcji i dyskredytować sama przez się?
Jak mawiał śp. książe de Rochefaucauld "Nikt nie jest zadowolony ze swojego majątku, ale każdy ze swojego rozumu". Do prymitywnych móżdżków spazmatycznych kontestatorów i tak nie przemówię, zwracam się więc do ludzi uczciwych intelektualnie, którzy być może nie oglądali jeszcze tej produkcji a czytając ten wrzaskliwy bełkot krytykantów mogą mieć mieszane zdanie na jej temat. Nie dajcie się zwieść bandzie przygłupów, która za wszelką cenę stara się zdyskredytować jakieś dzieło tylko dlatego, by stać się unikalnym poprzez kwestionowanie oczywistości, by wyróżnić się z tłumu, nawet jeśli ich argumentacja to pozbawiony sensu bełkot.
Avatar jest genialnym filmem, który zapada na dobre w pamięć. Jest zrobiony na epicką wręcz skalę, ma absolutnie genialną muzykę i perfekcyjną formę. Cały ogląda się z zaciekawieniem i uwagą, nie ma ani momentu nudy. Świat wykreowany przez Camerona jest wręcz magiczny.
Sam oceniłem go, po wahaniu, na 10/10. Myślałem nad 9/10, ale to nie ma znaczenia. I to i to mówi jasno, że film jest absolutnie godzien uwagi, że zaczepia się w pamięci na dobre i daje człowiekowi możliwość pomarzenia- a co, gdyby świat przedstawiony, w jakiejś odległej rzeczywistości, był prawdziwy...? Choć przez krótką chwilę przenosi nas w świat bez bezrobocia, podatków i pustej nienawiści mającej jedynie na celu zwrócenie uwagi na zakompleksione durnie.
I uwierzcie mi, robi to wspaniale.
Avatar zapada w pamięć?, a co w nim powiedz zapada w pamięć... Tylko te efekty, też sądzę że film jest godzien uwagi ale na pewno nie zasługuje na miano filmu genialnego, nie zauważyłem w nim nic odkrywczego, nic nadzwyczajnego, gra aktorska oprócz roli pułkownika co najwyżej dobra/dostateczna, fabuła do bólu przewidywalna ;/ Dla mnie wiele czynników przemawia na NIE, oglądało się dobrze i przyjemnie, ale drugi raz nie mógłbym obejrzeć, chyba że do podziwiania i zatapiania się w kunszt wykonania niektórych scen i efektów. Gdyby ten film zaliczono do grona bajek to bym się zgodził, ale po tych całych reklamach, budżecie wydanym na to dzieło zawiodłem się katastrofalnie. Nowy wymiar efektów, roztrwaniania dziesiątków mln $ i sztucznego wywoływania w widzu poczucia żalu jak i sympatii dla tej wyimaginowanej rasy... Ja już tak mam niestety że głównym priorytetem w ocenianiu filmów dla mnie jest oryginalność, fabuła, ciekawe prowadzenie akcji. Oglądając avatara czułem się jak prowadzony za rączkę, gdzie można się spodziewać co wyskoczy z za rogu, co zaraz się stanie (jak całkowicie liniowa gra akcji)... Taki Dystrykt 9 miał budżet rzędu 110 mln$ niższy, ale umiano stworzyć film który gruntownie wwierca się w pamięć, nie jest wielce przewidywalny, fabuła prowadzona jest ciekawiej, jest wciągająca i nowoczesna. Inny film to Watchmen, bardzo niedocenione dzieło, jest długi ale żeby go zrozumieć to trzeba jednak wysilić szare komórki, tak zaskakującego filmu jeszcze nie widziałem, zaskakiwał mnie co chwilę, na każdym kroku, nawet na chwilę nie ma się uczucia wszechwiedzy, za nic nie da się przewidzieć co się wydarzy. Nie denerwujcie się że porównuję te filmy bo jak wiadomo to całkowicie inne produkcje, ale właśnie pokazują że efekty specjalne to nie wszystko że film mógłby bez nich istnieć, posiadają zapadających w pamięć bohaterów, mają niepowtarzalny (ciemny, mroczny, brudny) klimat, autentycznie przyciągający. Dżungla w avatarze również wygląda fenomenalnie, jest niestety sterylna i lekko plastikowa, a klimat... bajkowy/baśniowy.
Cameron przez 15 lat tworzył w głowie ten cały obraz, brawa naprawdę za to że przez 15 lat wymyślił kolejny melodramat, sztucznie budujący napięcie, z typowym i płytkim jak w tasiemcach wątkiem miłosnym i fabułą w której jedynym innowacyjnym elementem jest to całe "zdalne sterowanie" avatarami.
Masz sporo racji, jednak nie ze wszystkim się zgodzę. Widziałem Dystrykt 9, i tak jak Ty niezmiernie mi się spodobał. Filmy jednak takie jak Avatar, otwierają furtkę dla wielkich produkcji, których budżet będzie wielokrotnie potężniejszy od tego, który posiadał Dystrykt. Wyobrażasz sobie, jak wyglądałby Dystrykt z takim zapleczem, jak Avatar? To byłoby coś absolutnie genialnego, można by stworzyć choćby i Trylogię na skalę większą, niż Gwiezdne Wojny! Poza tym zwróć uwagę, że Avatar oddziaływuje o wiele silniej, niż Dystrykt. Wiesz, że ludzie popełniali/ą samobójstwa, ponieważ nie mogą żyć na Pandorze...? Piszę całkowicie poważnie! Świat stworzony przez Camerona może się podobać, lub nie. Tak jak wielu, w tym ja, uważa Monicę Bellucci za wcielenie kobiecości i najpiękniejszą kobietę na Ziemi, tak i znajdą się opinie, że "to stara grubaska". Przejdźmy więc z czystego relatywizmu na pole choć umownej obiektywności.
Nie zgodzę się, że widz doskonale wie, co się stanie za chwilę, powątpiewam też, żebyś Ty to wiedział. Jeśli tak było, gratulacje, może powinieneś zgłosić się do badaczy, którzy udowodnią naukowo Twój paranormalny potencjał. Nie piszę zgryźliwie, raczej żartem, napisałeś dość kulturalną odpowiedź i to szanuję, sugeruję jednak, że wyolbrzymiłeś pewne aspekty, które w żaden sposób nie powinny rzutować na całokształt. Michała Anioła można krytykować za to, że w jego Sztuce było za mało abstrakcji, wszystko było zbyt dosłowne. Da Vinci, że był zblazowany, że pogubił się w symbolizmie itd. Każdego można zaatakować z dowolnej strony posiłkując się czymś, co jedynie pozornie jest argumentem.
Swoje odczucia względem Avatara już opisałem, nie będę się powtarzał, post i tak jest już długi.
Głupie jest ocenianie filmu a'la "Numero Uno". Jak porównać Forresta Gumpa z Cienką Czerwoną Linią? To dwa różne światy. A Avatar stanowi wspaniały, nie zgadzam się, że sterylny, świat sam w sobie. Choć nawet jeśli uznać jego sterylność czy nie to świadczyłoby o jego wyjątkowości, gdy wszyscy naokoło silą się, by ich świat był "brudny"?
Dystrykt z zapleczem avatara, nie chciałbym zobaczyć końcowego efektu, za dużo kasy, film by prawdopodobnie został zepsuty, powstałby sztuczny kicz a tak masz przynajmniej wrażenie realiów, efekty specjalne na najwyższym poziomie, tego dzieła nie można by poprawić wielkim budżetem i bandą animatorów.
Co do przepowiadania tego co się stanie... Dziwne, ale co chwilę miałem uczucie że film mnie niczym nie zaskakuje, sceny są przewidywalne, jak np. dobierał sobie tego "pterodaktyla" sory ale nazw nie pamiętam, kto by pomyślał że mu się nie uda, tak samo sceny ucieczki, polowania na tego większego stwora i powrót jako bohater, sceny "militarne" w latających górach, wszystko tak zrealizowane że widz wie od początku że głównemu bohaterowi musi się udać, że nie jest postacią tragiczną a wręcz odwrotnie z góry skazaną na powodzenie, a scena końcowa, mech kontra avatar, jakoś nie miałem od początku tej sceny wątpliwości że pułkownik polegnie a Sully zostanie uratowany. Jak już wspominałem o wątku miłosnym, który jest ważnym elementem filmu, takie sceny, zaloty to obserwuje się w każdej telenoweli, tylko tutaj jest to bardziej "pokolorowane". Wyolbrzymiłem niektóre aspekty, nie wiem czy akurat w tym poście, ja tak odbieram ten film jako całokształt.
Sterylność świata avatara, szczerze przyznam że jest dla mnie sterylny, krajobrazy choć komputerowe dopieszczone na każdym kroku nijak mają się do np. krajobrazów Nowej Zelandii, Oahu, czy Wysp Dziewiczych, ta wykreowana dżungla sprawia wrażenie bardzo sztucznej, nieprawdziwej (jak dla mnie... a ludzie popełniający samobójstwa lub mający taką chęć powinni palnąć się w łeb, i być pod okiem specjalistów bo to już nie są fani to są chorzy ludzie którzy w życiu chyba za dobrze nie mieli. Wiem nie mam prawa tak pisać, nie jestem specjalistą w tej dziedzinie, ale do jasnej ciasnej widać to gołym okiem).
Piszesz również o całkowitej genialności tego dzieła. Tak efekty, motion capture + odwzorowanie mimiki były genialne, i też nie mów że filmy będą teraz czerpać pomysły z avatara bo kiedy to nastąpi to nie będzie nic ciekawego powstawać, producenci zaczną stawiać na budżet widowiskowość a reszta na bok... Nie chcę doczekać takich czasów, a widać się zaczynają.
Dobrym przykładem na to że wielki budżet niszczy dobre produkcje jest Transformers. Pierwsza część widowiskowa, nowoczesna, niecodzienna, oryginalna, ustawiła nową poprzeczkę w tworzeniu efektów specjalnych, oceniłem wysoko za te aspekty, a część druga jeszcze większy budżet, efekty jeszcze bardziej dopieszczone, fabułę wykasowali całkowicie bo po co ona, denny nawet wręcz prostacki humor, sceny zerżnięte z części pierwszej dopieszczone na potrzeby drugiej, filmy zaczynają się i kończą bliźniaczo, herezja goni herezję (sceny wskrzeszania, zabijania, wskrzeszania itp... Wiadomo zabrakło pomysłów terminy gonią to lepiej widzowi wcisnąć kit i tak fani będą szaleć na jego punkcie), mierzenie ponad możliwości zabiło ten film i sprawiło że nie czekam na następną część. Mam nadzieję że następnych "wielkich" produkcji ten los nie spotka.
Czytałem wcześniej Twój post podobnej konstrukcji, który tyczył się filmu Gran Torino. Muszę Ci przyznać, że świetnie operujesz językiem ojczystym, piszesz bardzo mądre i ciekawe rzeczy, Twoje uwagi też zazwyczaj są celne i trafne. Mamy też bardzo zbliżone gusta filmowe, ale nie o tym miała być rzecz.
Otóż, chodzi mi tu o Twoje określenia względem innych użytkowników portalu. Tych z którymi się nie zgadzasz, nazywasz idiotami, durniami itp.itd. Tym samym częściowo zniżasz się do ich poziomu, pomyślałeś kiedyś o tym? Piszę to dlatego, że kłóci mi się to trochę z Twoim wizerunkiem inteligentnego i oczytanego człowieka i zalatuje nieco hipokryzją.
Ja np. bardzo często wdaje się w słowne utarczki, używam mnóstwo niecenzuralnych słów i wygarniam innym jakimi są debilami i niedorozwojami, bo zwyczajnie wiele rzeczy mnie wkurwia. Z tymże między mną a Tobą jest taka różnica, że Ty piszesz wręcz całe recenzje przy opisie filmów (które zresztą bardzo mi się podobają), operując przy tym słowami o których większość polskiego społeczeństwa nie ma nawet pojęcia i tym samym starasz się być [i jesteś] gdzieś tam o jeden poziom wyżej. A z drugiej strony nazywasz innych "odmóżdżonymi kretynami" czy coś w tym guście. Ja z kolei, nikogo nie udaje po prostu jestem sobą. I właśnie dlatego nie wszystko mi tutaj gra Panie Dumar;/ Zostawiam Ci tą sprawę do przemyślenia, mam nadzieję, że wyciągniesz z tego jakieś wnioski.
Życzę również jak najwięcej takich wpisów (bez niepotrzebnych słów) jak przy Avatarze, czy GT bo czyta się je z prawdziwa przyjemnością
Pozdrawiam
Dziękuję, pozwól proszę, że odniosę się do tego, co napisałeś.
Fakt pozostaje faktem, że na Ziemi ludzie dzielą się na klinicznych idiotów (ludzi chorych, z których ani myślę się naśmiewać; jak chorzy na zespół Down'a, czy też inne zaburzenia umysłowe odbierające możliwość racjonalnego myślenia przyczynowo- skutkowego), ludzi bardzo głupich, głupich, przeciętnych, bystrych, bardzo bystrych, geniuszów itp.. Wie o tym każdy uczciwy, rozsądny człowiek. A skoro uznajemy taki stan rzeczy musimy również zaakceptować fakt, że ludzie z różnym ilorazem inteligencji (zarówno mierzonej w testach, logiczno- matematycznej, jak i całej gamy innych rodzajów inteligencji, których naukowcy wyszczególnili bodaj 12; np. emocjonalnej czy społecznej) istnieją i wypowiadają się na forum. Gdyby dureń zdał sobie sprawę z faktu, że jest durniem, i np. powziął jakieś przeciwdziałąjące akcje, jak np. stymulowanie umysłu wszelakimi intelektualnymi zadaniami (umysł pozostawiony w letargu traci powoli na inteligencji, jest to udowodnione naukowo; może jednak inteligencji w pewnym ograniczonym biologicznie spektrum nabrać) automatycznie przestałby być durniem. Stąd prosty wniosek, że durnie rekrutują się wyłącznie pośród ludzi, którzy są przeświadczeni, że durniami nie są, jak to ongiś pisał Stefan Kisielewski. Nigdy nie rzucam obelgami (mającymi uargumentowaną rację bytu!) bez powodu. Zawsze podkreślam, że partykularne gusty są różne i ludzie różnią się między sobą w swoich upodobaniach, co niekoniecznie musi negatywnie czy pozytywnie rzutować na czyjąś sprawność intelektualną. Zważywszy jednak na fakty, o których wspomniałem, a których zapewne również jesteś pewien, to NIE nazywanie idiotą kogoś, kto wypowiada kompletne bzdury w sposób obiektywny i normatywny, nie wynikający z gustu, a ogólnej dysfunkcji intelektualnej, jest w istocie hipokryzją.
Bardzo chciałbym, aby wszyscy ludzie byli mądrzy (w tym słowie można zawrzeć wszystkie typy inteligencji na wysokim poziomie), dobrze jednak wiemy, że rzeczywistość jest inna. Mam nieco sokratejskie podejście w kwestii etyki, jest ono ściśle racjonalne i powiązane z ludzkim intelektem. Gdy potrafię obiektywnie wykazać komuś błąd, który zdarza się każdemu, a on zamiast przeprosić i przyznać rację brnie w zaparte i zaczyna się infantylnie 'bronić' rzucając we mnie epitetami bez żadnego rzeczywistego pokrycia to jak SPRAWIEDLIWIE miałbym kogoś takiego określić? Mędrcem? Dobrze wiesz, że nie. Prawda to zgodność z rzeczywistością, a więc wszystko, co robię to jedynie jawne pisanie prawdy popartej rzetelnymi argumentami. Człowiek inteligentny nie wypowiada się w kwestiach o których nie ma bladego pojęcia w sposób normatywny, obiektywnie krytykujący rzecz wychodząc poza partykularne upodobania, które są różne, na płaszczyznę prawdy, czyli tego, jak jest. Jeśli ktoś tak robi, jest durniem, którego idiota jest synonimem.
Teraz ja zostawiam Ci tę kwestię do przemyślenia. Pozdrawiam i dziękuję za ciekawą odpowiedź.
Faktycznie, najlepszym dowodem na to co napisałeś, jest odpowiedź tego usera z dołu. Z tymże wygarniając mu, że jest durniem nie zmienisz postaci rzeczy, a jedynie pogorszysz sytuację. Im więcej takich epitetów ten człowiek usłyszy pod swoim adresem ( piszę tutaj czysto hipotetycznie ) w tym większym będzie żył przeświadczeniu, że to on jest tym "normalnym, zdrowo myślącym", a Ty jesteś jedynie tzw. "pseudointeligentem" który ubiera swoje wypowiedzi w piękne słowa a tak naprawdę gówno ma do powiedzenia.
Niestety koło się w tym momencie zatacza, i nazywanie go durniem nic tu nie zmieni, stąd mój wcześniejszy post. Moim zdaniem lepiej by było gdybyś pozostawił rzeczy takimi jakimi są, nie dając pożywki trollom, a jednocześnie trzymając swój własny, wysoki poziom.
Z drugiej strony kij ma dwa końce, gdyby Twoja wypowiedź nie pojawiła się w tym temacie to user wypowiadający się dwa posty niżej dalej mógłby żyć w przeświadczeniu, że skoro aż tak bardzo spodobał mu się Avatar to musi być z nim coś nie tak. Po Twojej wypowiedzi przekonał się jednak, że oprócz niego są jeszcze inteligentni ludzie którzy myślą podobnie jak on.
Coś kosztem czegoś, może w tym też jest jakiś sens.
Pozdrawiam i dziękuje za poświęcona uwagę
ale z ciebie pseudointeligent. Wypisałeś całą górę bzdur. Niby wyrażasz swoje zdanie, ale jednocześnie wywyższasz się. Dła ciebie ten film to arcydzieło. Dla mnie to gniot. Ostatni akapit to już maksimum banialuków:
"Sam oceniłem go, po wahaniu, na 10/10 [...] I to i to mówi jasno, że film jest absolutnie godzien uwagi, że zaczepia się w pamięci na dobre i daje człowiekowi możliwość pomarzenia"
Również muszę zwrócić uwagę na nadzwyczajną znajomość sztuki retoryki autora tematu, z tą różnicą, że popieram go w kwestii jawnego stosunku do „nienawistników”.
Niezwykle krzepiąca wypowiedź dla mnie, jako fana filmu Avatar, który w obliczu ogromnej fali krytyki począł wątpić w słuszność wznoszenia owego na piedestał. Dzięki tobie wszelkie obiekcje z mojej strony przeminęły.
W pełni zgadzam się z twoimi argumentami za wybitnością dzieła, więc skupię się na innej kwestii. Zastanawiałeś się skąd ta nienawiść, która ulega coraz większej, niepokojącej kondensacji?
W mojej ocenie głównym winowajcą jest popularność filmu. Stał się on nad wyraz komercyjny, a tym samym, szczególnie w mniemaniu silących się na ambitny dobór oglądanych filmów, synonimem kiczu, symbolem chłamu dla mas. Stąd biorą się nieprzychylne, mijające się z prawdą opinie o Avatarze, przedstawione w sposób arbitralny, dodatkowo dające ich autorom poczucie wyjątkowości, o czym wspomniałeś w pierwszym poście. Fani tytułów zrealizowanych z mniejszym rozmachem, tym lepiej, jeśli również darzonych znacznie mniejszym zainteresowaniem ewidentnie czują się dowartościowani lub nawet lepsi od innych. W rzeczywistości jest to tylko nędzny blichtr.
Z przyjemnością czytam takie wypowiedzi jak twoja, lecz z jeszcze większą przyjemnością patrzę jak choćby twój sposób wypowiadania się psuje krew takim kmiotom jak ten nade mną. Bez wątpienia jest to jeden z tych, których określiłeś jako:
„ludzie, którzy "wiedzą lepiej", "zrobiliby lepiej" i których intelektualne horyzonty, naturalnie w ich własnym mniemaniu, przekraczają pojęcie nieskończoności i geniuszu.”
Pozdrawiam.
Bardzo dziękuję i szczerze pozdrawiam. Twoje argumenty pokryły się dokładnie z moimi, przyjrzyj się dokładniej postom, a sam się przekonasz.
„ludzie, którzy "wiedzą lepiej", "zrobiliby lepiej" i których intelektualne horyzonty, naturalnie w ich własnym mniemaniu, przekraczają pojęcie nieskończoności i geniuszu.”
Psuje krew? Buahaha. I ty nazywasz mnie kmiotem? :D Równie dobrze mogę napisać o was:
„ludzie, którzy "wiedzą lepiej", i którzy są "prawdziwymi koneserami", potrafiącymi dostrzec piękno i innowacyjność avatara, nie zdając sobie sprawy z wtórności i miałkości tego "dzieła"".
To działa w obie strony.
@Zan_Dumar
Kolega z jednej strony próbuje silić się na inteligenta (Arystoteles, de Rochefaucauld WOW) i znawcę kina, a z drugiej ma duże problemy z liczeniem do trzech ("Oglądałem ten film dwa, może trzy razy" :D), nie wie czym są efekty specjalne oraz ciągle operuje zwrotami typu idioci, prymitywne móżdżki itp.
Niestety słoma wyłazi z butów ;D
Człowiek inteligentny i na poziomie po prostu pisze w sposób jasny i zrozumiały, a nie egzaltowany. Nie traktuje ludzi myślących inaczej jak idiotów i niedorozwojów. No i przede wszystkim nie uważa wtórnego, do bólu przewidywalnego i kiczowatego filmu, jakim jest Avatar za arcydzieło.
Częściowo się z Tobą zgodzę, ale tylko co do kwestii nazewnictwa niektórych, niesprzyjających temu filmowi userów. Nazywanie ich durniami i "odmóżdżonymi" do niczego nie prowadzi, a wręcz ujmuje autorowi tego posta splendoru i poważania, które spokojnie mógłby zdobyć operując tak piękną polszczyzną.
Nie popadajmy jednak ze skrajności w skrajność, to, że Zan_Dumar ma skłonności do obrażania, nie świadczy o tym, że pochodzi ze wsi, i jest nieobytym burakiem:/ Wręcz przeciwnie, jest to człowiek który ma dużo do powiedzenia, swoje treści przedstawia w sposób klarowny, często jednak zbyt dosadnie.
Odniosę się również do Twojej ostatniej uwagi.
"No i przede wszystkim nie uważa wtórnego, do bólu przewidywalnego i kiczowatego filmu, jakim jest Avatar za arcydzieło."
Nie masz prawa uważać się za Alfę i Omegę w kwestii kina. To, że Tobie ten film nie przypadł do gustu wcale nie znaczy o słabości tegoż obrazu. Wręcz przeciwnie, ja się wcale nie dziwie ludziom których ten film porwał na tyle mocno, że bez zastanowienia wystawiają mu maksymalną notę. Ja obejrzałem Avatara na "chłodno" po wcześniejszych ochach i achach o których tu czytałem. I stąd ta szóstka. Myslę, że będac w kinie na 3D ta ocena spokojnie skoczyłaby o 2-3 oczka. Avatar jest wzruszającym i pięknym filmem, i co z tego że na bazie ogranych już hollywoodzkich schematów? Może przez to nie daje zbyt wiele do myślenia, ale pozwala ludziom choć na chwilę oderwać sie od naszego smutnego świata i chorej rzeczywistości. Pozdrawiam