Nic innego, jak tylko kopia (i to bardzo szczegółowa) Pocahontas, tyle, że zamiast Nowego Świata i
indian, jest kosmos i przerośnięte smerfy, zamiast babci wierzby..., zamiast żeglarza, kosmonauta...
etc.
Fan Pocohontas 1995 hahahhaha..lubisz kino familijne, musical - bajka...nie przeszkadzam
Gadajcie sobie i małpujcie dalej, ale Avatar to nie Pocasrontas jeżeli chodzi o scenariusz..
oglądało się jedno i drugie i bez przesady 2+2=4 to nie to samo co 2+3=5 , albo Ojciec chrzestny to nie to samo co Moda na Sukces/Trudne sprawy no nie.
Wybacz, że nie podoba Ci sie moja opinia, że tematyka inwazji bardziej cywilizowanej ekipy na tą mniej cywilizowaną celem zdobycia pewnych dóbr, nie raz odświeżana w filmach, mnie nie powala.
Ja zauważam podobieństwa w 100 filmach w przenośni piszę oczywiście, jest tego na pęczki..ale żeby bidnego avatarka tak najeżdżać.
Panowie Metallica to nie Boys czy Cycolina - Mydełko fa..Ja tak porównuję Avatara do niby Pocahontas.
Również Cię popieram. Nie ma co się przejmować inteligentnymi inaczej jak tu niektórzy.
Powiedziałbym raczej, że jeśli weźmiesz psa i przemalujesz go na niebiesko, to nie uczyni to z niego niedźwiedzia.
dziecko bez argumentów, które potrafi użyć tylko wycieczek osobistych? ;)
Najwyższa pora dorosnąć.
Człowieku, jesteś bezczelny. Przychodzisz tutaj tylko po to, żeby mi powiedzieć, że nie mam mózgu, a potem gadasz o braku argumentów i wycieczkach osobistych?
Ale zgadza się - najwyższa pora, żebyś dorósł. Twoje dwa posty wyraźnie wskazują na pilną tego potrzebę.
Pejot_21 zarówno ty jak i reszta małpeczek z filmweb-u lubicie co ja gadam, wręcz kochacie bajeczkę - musical, kino familijne z 1995, skoro tak ją porównujecie do Avatara, ale co tam, każdy ma jakiś gust...Nic innego jak życzyć wam miłego oglądania tego bzdetu (Pocahontas 1995 etc.)
Jesteś jakimś radykalnym fanatykiem, wypowiadającym świętą wojnę każdemu, kto ośmieli się choćby wspomnieć o Avatarze coś, co ty imaginujesz sobie, jako atak na ten film, połączony z jednoczesnym wyznaniem miłości do animacji "Pocahontas"? Pytam, bo przecież ja nie pisałem nigdzie, że kocham bajkę o Pocahontas, napisałem tylko coś, co powinien zauważyć chyba każdy, kto oglądnie Pocahontas (najlepiej wcześniej) oraz Avatara, i nie chodzi mi tu wcale o jakieś tam niewielkie podobieństwo, ale o kopię, w której zmieniono zaledwie szczegóły (jak zmienia się imiona bohaterów niektórych artykułów).
Po co ten "wywód"? Przecież "Avatar" to JEST "Pokahontaz w kosmosie".
"Zapomniałbym, że zdaniem idiotów twojego pokroju czarodziejskie drzewo, typowe dla bajek dla dzieci, równa się konceptowi żywej planety, jaki mamy w Avatarze. "
A koncept "żywej planety" jest dla kogo? Dla ludzi z podstawówki? Tak?
Wiesz, shamar, bardzo mnie rozczarowałeś - po tobie akurat spodziewałem się czegoś mądrzejszego.
Rozczarowuję Cię średnio, raz na 5 lat, więc... następne za 5 ;)
Sorry Batory ale... obejrzałem ten film RAZ w całości. Za drugim rady już nie dałem. Nie wiem, co niektórzy w tym widzą, serio.
Nie chodzi mi o twoją opinię na temat tego filmu. Jeśli ci się nie spodobał - trudno. Ale kiedy powtarzasz za innymi bzdurę, że to niby Pocahontas w kosmosie, wtedy mnie już rozczarowujesz.
Rozczarowuje mnie też to, że motyw Gai jest według ciebie dla ludzi z podstawówki.
Pomyślmy... Widziałem disneyowską "Pokahontaz", widziałem też "Podróż do nowej ziemi" Malllica więc chyba mam jakieś "obeznanie" z tematem?
"Ale kiedy powtarzasz za innymi bzdurę, że to niby Pocahontas w kosmosie, wtedy mnie już rozczarowujesz."
Możesz mi wyjaśnić, czemu nie dostrzegasz tego, co inni? Przecież to jest PROSTA, TANIA, KOLOROWA historyjka, jadąca TOTALNIE schematami...
Co Cię tu zachwyca? Wyjaśnij mnie.
Wizualnie? Okej w 3D i okej w 2D (przy pierwszym seansie) ale... co pozostaje "po tym zachłyśnięciu"? "NIC". Pozostaje- wtórny, denny, kolorowy filmik, który nie jest w stanie niczym się wybronić.
"Możesz mi wyjaśnić, czemu nie dostrzegasz tego, co inni?"
Tłumaczyłem już tyle razy - bez powodzenia - że już mi się nie chce powtarzać. Szczególnie że i w tym temacie podałem wytłumaczenie bardziej obszerne, niż te ewidentne bzdury na to zasługują. I tak jedyne, co na tym zyskam, to fakt, że po raz kolejny zostanę obrzucony pustymi obelgami, wyzwany of "fanatyków" czy też w ogóle "bezmózgów".
"Przecież to jest PROSTA, TANIA, KOLOROWA historyjka, jadąca TOTALNIE schematami"
Dobrze, ale DLACZEGO właśnie Pocahontas? Są setki innych filmów, do których z powodzeniem można te schematy przypasować, ale w kółko słyszę - bez żadnego racjonalnego czy rozumnego powodu - że to właśnie klon Pocahontas (i to pomimo faktu, że Pocahontas to również film wtórny jak diabli). Dlaczego? Bo tak.
"Co Cię tu zachwyca? Wyjaśnij mnie"
Odsyłam do swojego tematu:
http://www.filmweb.pl/film/Avatar-2009-299113/discussion/Je%C5%9Bli+chcesz+rz%C4 %85dzi%C4%87+na+dzielni%2C+musisz+mie%C4%87+du%C5%BCego%2C+czerwonego+ptaka,1366 530
Generalnie źródła zachwytów były podobne, co na przykład przy kolejnych częściach Star Wars.
"Wizualnie? Okej w 3D i okej w 2D"
Właśnie że nie jest tylko "okej". To jest szczękopad, co jest coś niesamowitego, to przebija wszystko, co do tej pory w tej materii widziałem. A widziałem sporo. I to robi wrażenie nie tylko przy pierwszym, ale każdym kolejnym seansie.
"Pozostaje- wtórny, denny, kolorowy filmik, który nie jest w stanie niczym się wybronić"
W rzeczywistości Avatar nie jest wcale bardziej wtórny od większości kręconych współcześnie filmów. Lub niewiele bardziej. Już wspomniane Gwiezdne Wojny w dniu swojej premiery były wtórne jak jasna cholera, jechały na starych jak świat, baśniowych wręcz schematach (nie brakowało nawet księżniczki do uwolnienia) - a to było w roku 1977. Jakimś cudem, wcale to nie przeszkadza krytykom uznawać Nową Nadzieję za arcydzieło kinematografii - dam głowę, że sam z chęcią oglądasz i ją i pozostałe części sagi. I wtórność nagle ci jakoś nie przeszkadza.
Albo Matrix - też piękny wizualnie, też okrzyknięty "rewolucją", chociaż w rzeczywistości był jedną wielką kompilacją wszystkiego, co w cyberpunku już wcześniej wymyślono, włącznie z wojną ludzi z maszynami czy też podłączaniem się do cyberprzestrzeni przez kabelek wpakowany w łeb.
"Jeśli ci się nie spodobał - trudno."
Więc dlaczego co chwila masz ochotę upitolić hejterów jak Inkwizycja czarownicę? Lepiej się człowieku nie wypowiadaj.
Takich hejterów, którzy oczywiste brednie piszą - pokroju tych bezrozumnie powtarzanych głupot o Pocahontas.
Oraz pokroju tego, co właśnie palnąłeś.
Dzięki wielkie!
Doceniam, że patrzysz na sprawę trzeźwo i udowadniasz, że można być fanem Avatara (oceniającym go na 10), a jednocześnie nie stać się radykalnym fanatykiem, jak ktoś tam wyżej (z kim przestałem już dyskutować, bo przecież ktoś musi być mądrzejszy). Przy okazji pragnę podkreślić, że ja przecież wcale nie oceniłem Avatara np. na 1, jak robią to niektórzy przy całkiem dobrych nawet filmach. Ja oceniłem, że jest to niezły film, wystawiając mu notę 6 (oznaczającą, wg nomenklatury filmwebu, właśnie "niezły").
Dla ułatwienia wklejam tutaj tłumaczenie tekstu, do którego prowadzi podany wyżej link (w oryginale przekreślone są te fragmenty tekstu, które dotyczą Pocahontas, a które poniżej umieściłem w nawiasach, a w ich miejsce podstawione są odpowiadające im fragmenty dotyczące Avatara):
Dzieło (Disneya) Jamesa Camerona
(Pocahontas) Avatar!
W (1607) 2154 roku, statek wiozący (Johna Smitha) Jake’a Sully'ego przybywa do bujnego „nowego świata” (Ameryki Północnej) Pandory. Przybysze poszukują (złota) unobtanium pod kierownictwem (Gubernatora Ratcliffa) Pułkownika Quaritcha. (John Smith) Jake Sully eksploruje nowe terytorium i napotyka na swej drodze (Pocahontas) Neytiri. Początkowo jest mu nieufna, ale wiadomość od (Babci Wierzby) Drzewa Dusz pomaga jej przezwyciężyć wahania. Obydwoje zaczynają spędzać ze sobą czas, (Pocahontas) Neytiri pomaga (Johnowi) Jake’owi zrozumieć to, co w życiu jest najważniejsze i jak wszystko w naturze łączy się ze sobą, tworząc łańcuch życia. Ponadto uczy go polowania, (uprawy ziemi) ujeżdżania smoków i własnej kultury. Dowiadujemy się, że jej ojcem jest Wódz (Powhatan) Eytukan i że ma wyjść za mąż za (Kocouma) Tsu’Tey’a, świetnego wojownika i poważnego mężczyznę, którego (Pocahontas) Neytiri nie pragnie. Po jakimś czasie (John) Jake i (Pocahontas) Neytiri zakochują się w sobie. Tymczasem w obozie, facet, który uważa tubylców za dzikusów, postanawia ich zaatakować i zgarnąć całe (złoto) unobtanium. (Kocoum) Tsu’Tey chce zabić (Johna) Jake’a z zazdrości, ale później sam ginie z rąk przybyszów. Podczas gdy oni przygotowują się do ataku, (John) Jake jest oskarżony przez (Indian) Na’vi i skazany na śmierć. Tuż przed jego zabiciem pojawiają się nowi osadnicy. Wódz (Powhatan) Eytukan prawie ginie, a (John) Jake odnosi rany w starciu z (Gubernatorem Ratcliffem) Pułkownikiem Quaritchem, którego w końcu jednak dosięga sprawiedliwość grad strzał, yo! (Pocahontas) Neytiri ryzykuje swoje życie aby ocalić (Johna) Jake’a. (John) Jake i (Pocahontas) Neytiri w końcu są ze sobą i zanika między nimi różnica kulturowa.
Widzę, że nie masz nawet własnego zdania, skoro musisz się posiłkować cudzą (w dodatku ewidentnie pisaną nie na serio) pisaniną, wykładającą bajeczkę, w którą tak usilnie chcesz wierzyć...
Piszę to samo w sumie po raz n-ty, bez żadnej nadziei, że w odpowiedzi doczekam się innego "kontrargumentu” niż wyzwanie mnie od fanatyków. Co prawda osoby rzucające te epitety same w żaden sposób nie potrafią odpowiedzieć merytorycznie na to, co mówię, a ich jedyną metodą "dyskutowania” jest to, abym im przyznał rację i powiedział, że te ich brednie mają jakiś sens... Ale to ja tu jestem fanatykiem, bez wątpienia.
"W (1607) 2154 roku, statek wiozący (Johna Smitha) Jake’a Sully'ego przybywa do bujnego „nowego świata” (Ameryki Północnej) Pandory.”
Czyli na dzień dobry totalny ogólnik, który można przypisać nie tylko do Pocahontas, ale i do setek innych filmów. Poza tym oczywiście jakichkolwiek istotnych podobieństw brak, bo poza mniej ważnymi różnicami typu czas i miejsce akcji - które zwolennicy tej durnej teoryjki mogliby jeszcze zbyć jako "szczegóły” - są jeszcze różnice dużo ważniejsze, takie jak charakter głównego bohatera, rodzaj jego misji, jego motywacja i powody, które zaprowadziły go do obecnej sytuacji, jak również jego kalectwo. To wszystko to już nie są "szczegóły” i kwestia konwersji na SF, tylko kluczowe elementy fabuły, mające wpływ na jej dalszy rozwój. I które to kluczowe elementy odzwierciedlenia w Pocahontas nie mają żadnego.
"Przybysze poszukują (złota) unobtanium pod kierownictwem (Gubernatora Ratcliffa) Pułkownika Quaritcha.”
Przybysze nie poszukują unobtanium, tylko je wydobywają. Dyrektorem ich placówki jest Selfridge, nie Quaritch - konflikt między tymi panami, który w końcu prowadzi Quaritcha do przejęcia kontroli nad bazą i wywołania otwartej wojny, to kolejny kluczowy element fabuły, który nie znajduje w Pocahontas żadnego odzwierciedlenia. Co "dziwnym trafem” jest przez zwolenników tej durnej teoryjki skrzętnie pomijane w takich manipulacyjnych analizach. Do tego w Avatar mamy już bazę o uformowanym charakterze i pewną historię zdarzeń, jakie miały miejsce na Pandorze, zanim bohater w ogóle tam trafił - znów, całkowity brak analogii w Pocahontas. Jedyne naciągane podobieństwo to motyw jakiegoś tam bogactwa, na którym przybyszom zależy - co jest kolejnym elementem powszechnie w filmach występującym, a co zostaje przedstawione w Pocahontas i w Avatarze w całkowicie odmienny sposób.
"(John Smith) Jake Sully eksploruje nowe terytorium i napotyka na swej drodze (Pocahontas) Neytiri”
Jeśli walkę w obronie własnej (czy raczej - własnego avatara) nazywa się "eksploracją”, to absurd tej durnej teoryjki już u jej zarania wydaje się sięgać szczytu. Jake nie prowadzi zwiadu, tylko ochrania Grace i Norma. Wyłącznie nieprzyjazne zrządzenie losu sprawia, że musi się od nich oddzielić, by salwować się ucieczką przed thanatorem. Potem jeszcze użera się z wężowilkami i wtedy dopiero interweniuje Neytiri. W sumie tak naprawdę jedyne podobieństwo to sam fakt, że główny bohater w ten czy inny sposób przemierza ów "nowy świat” - co jest, tak jakby, naturalną konsekwencją tego, że w ogóle tam trafił, i nie wymaga kopiowania jakiegoś konkretnego filmu. Spotkanie parki przyszłych zakochanych też ma inną formę i przebieg - Jake nie napotyka Neytiri, to ona się ujawnia, przychodząc mu na pomoc (odwrotnie jak w Pocahontas).
"Początkowo jest mu nieufna, ale wiadomość od (Babci Wierzby) Drzewa Dusz pomaga jej przezwyciężyć wahania.”
A tu już mamy po prostu kłamstwo. Drzewo Dusz to w Avatarze jeno łącznik z bóstwem uosabiającym całą planetę - co ma się nijak do czarodziejskiego drzewa w Pocahontas - i jego "wiadomość” ma charakter zwykłego omenu (a nie jakichś czarów-marów, które same w sobie cuda sprawiają). Z kolei omen ów wywołuje u Neytiri jedynie chęć skonsultowania go z plemienną szamanką. Wcale nie nabiera zaufania do głównego bohatera (ba, jest wręcz wkurzona, że kazano jej go niańczyć), dzieje się to dopiero w miarę, jak bohaterowie się poznają (co jest swoją drogą bardziej naturalne i bardziej realistyczne, niż "czary-mary” w Pocahontas). Tak więc powyższy cytat to fałsz.
"Obydwoje zaczynają spędzać ze sobą czas, (Pocahontas) Neytiri pomaga (Johnowi) Jake’owi zrozumieć to, co w życiu jest najważniejsze i jak wszystko w naturze łączy się ze sobą, tworząc łańcuch życia”
Jakoś sobie nie przypominam, aby w Pocahontas występował element edukacji głównego bohatera w dziedzinie "tego, co w życiu jest najważniejsze” (cokolwiek ten slogan ma oznaczać) oraz symbiozy żywych istot. W zasadzie poza samym faktem, że bohaterowie spędzają ze sobą czas, nie ma tu żadnej analogii - przy czym samo spędzanie ze sobą czasu to nie tylko kolejny totalny ogólnik, ale też naturalna konsekwencja tego, że bohaterowie się poznali. Nie wymagająca zrzynania z czegokolwiek.
"Ponadto uczy go polowania, (uprawy ziemi) ujeżdżania smoków i własnej kultury”
Czyli znowu - jedyna analogia to tykanie się kultury danego ludu, co znów a) jest wszechobecne w filmach b) występuje w Pocahontas i Avatar w całkowicie odmiennej postaci c) jest naturalną konsekwencją tego, że trafiliśmy do innego świata i poznaliśmy nową cywilizację. Na razie wciąż tylko wyrwane z kontekstu ogólniki oraz elementy, które w obydwu filmach występują z całkowicie zrozumiałych względów. Jakim idiotą i zaślepionym fanatykiem trzeba być, aby twierdzić, że Pocahontas "opatentował(a)” zgłębianie kultury napotkanego w filmie ludu? Mimo że to w rzeczywistości rzecz oczywista, aby to zrobić, kiedy kręci się o tym film?
"Dowiadujemy się, że jej ojcem jest Wódz (Powhatan) Eytukan i że ma wyjść za mąż za (Kocouma) Tsu’Tey’a, świetnego wojownika i poważnego mężczyznę, którego (Pocahontas) Neytiri nie pragnie”
Po pierwsze to nigdzie nie jest powiedziane, że Neytiri nie pragnęła swojego uprzedniego pretendenta do ręki (z Pocahontas zresztą też nie mam pewności), po drugie okoliczności owego "dowiadywania się” tudzież relacje pomiędzy tymi postaciami są diametralnie różne. Tak więc kolejny zmyślony element "podobieństwa”.
"Po jakimś czasie (John) Jake i (Pocahontas) Neytiri zakochują się w sobie”
W innym czasie, w innych okolicznościach i do innych skutków to prowadzi. Owszem, w obydwu filmach bohaterowie ostatecznie zostają parą, tyle że akurat sam motyw zakochania się faceta i kobiety to akurat rzecz wszechobecna. Już nie tylko w filmach, ale także w życiu.
"Tymczasem w obozie, facet, który uważa tubylców za dzikusów, postanawia ich zaatakować i zgarnąć całe (złoto) unobtanium”
Nie tymczasem, tylko w całkiem innym czasie, i diametralnie różnie to wyglądało i było planowane. Należy nadmienić, że w Avatarze przewidywano dwa rozwiązania i noszono się zamiarem załatwienia sprawy polubownie. A nawet kiedy już przyszło co do czego, atak miał zupełnie inny charakter - Selfridge podkreślał, że zależy mu na zdobyciu tych złóż, ale również na zminimalizowaniu ofiar wśród tubylców. I to prowadzi do całego splotu wydarzeń, który już analogii do Pocahontas nie wykazuje żadnej - cała heca z exodusem do Drzewa Dusz, z Toruk Macto, przejęciem przez Quaritcha władzy w Hellsgate - co ostatnie dopiero prowadzi do faktycznego wybuchu totalnej wojny. A ten manipulacyjny tekst próbuje praktycznie przemilczeć pół filmu, jak gdyby nie miało to żadnego znaczenia dla fabuły - gratulacje dla tych, którzy coś takiego łykają bez popicia.
"(Kocoum) Tsu’Tey chce zabić (Johna) Jake’a z zazdrości, ale później sam ginie z rąk przybyszów”
Kolejna bzdura jak stąd do niewidać. Po pierwsze to w przypadku Tsu’teya i Jake’a mamy do czynienia z relacjami pomiędzy postaciami, które rozwijają się z czasem (podczas gdy w Pocahontas relacji nie ma żadnych - Kocoum i John w ogóle się nie znali, a sam Kocoum jest zresztą tak naprawdę pozbawiony jakichkolwiek wyróżniających go cech charakteru). Niechęć pierwszej z postaci do drugiej nie była dyktowana zazdrością, ale faktem, iż Jake był człowiekiem, "demonem w fałszywym ciele”, którymi Tsu’tey głęboko gardził. Kolejna różnica to fakt, że Tsu’tey NIE GINIE z rąk przybyszów, godzi się z Jake’iem i walczy z najeźdźcami u jego boku (pod koniec filmu jeszcze przekazuje mu wodzostwo) - kolejne dość ważne elementy fabuły . To "później” jest już, jak mniemam, wyjątkowo rozpaczliwą próbą przemilczenia połowy filmu, bo nawet na siłę nie udało się w niej dopatrzeć jakiejkolwiek analogii. Bo trudno o analogie, kiedy w jednym filmie mamy pokojowe zażegnanie sporu, a w drugim regularną wojnę i dwie batalie. Oraz inne okoliczności, które do takich zdarzeń prowadzą.
"Podczas gdy oni przygotowują się do ataku, (John) Jake jest oskarżony przez (Indian) Na’vi i skazany na śmierć. Tuż przed jego zabiciem pojawiają się nowi osadnicy”
Myślę, że gdyby Na’vi chcieli Jake’a i Grace zabić, po prostu by to zrobili. Właściwie to nie jest jasne, co im chcieli zrobić, a i "nowi osadnicy” nieszczególnie się nimi przejmują. W efekcie następuje ucieczka bohaterów z aresztu - co jest kluczowym elementem dla dalszych wydarzeń.
"Wódz (Powhatan) Eytukan prawie ginie, a (John) Jake odnosi rany w starciu z (Gubernatorem Ratcliffem) Pułkownikiem Quaritchem, którego w końcu jednak dosięga sprawiedliwość grad strzał, yo!”
Eytukan ginie, więc podobieństwo żadne. Jake toczy indywidualny pojedynek z Quaritchem i nikogo nie zasłania przed jego strzałem, tak więc znów całkowicie inna forma. Ratcliffe nie ginie, żaden strzał go nie dosięga, zostaje po prostu obezwładniony przez "nowych osadników”. W zasadzie jedyne podobieństwo to fakt, że główny zły zostaje w finale w ten czy inny sposób poskromiony - co jest kolejnym wszechobecnym nie tylko w filmach elementem fabuły, który rozmaici fanatycy próbują prezentować jako ścisłą analogię do innego filmu. Nie wiem, jak bardzo trzeba być zaślepionym i głupim, aby się na coś takiego nabierać (i wyzywać od "fanatyków” tych, którzy się nie dają).
"(Pocahontas) Neytiri ryzykuje swoje życie aby ocalić (Johna) Jake’a”
Tak naprawdę to Pocahontas nie ryzykuje - przecież ojciec by jej nie skrzywdził - a sytuację (i samego Johna) ratuje jej pacyfistyczna przemowa. Do tego Pocahontas to pacyfistka dążąca do pojednania i pokojowego zażegnania sporu, Neytiri to wojowniczka, która bez wahania szpikuje strzałami każdego, kto staje jej na drodze. Tu znów mamy dość kluczowe elementy fabuły, charaktery i motywację postaci, etc., które prowadzą do różnych konkluzji w obu filmach i w których nie widać ani śladu analogii. No, chyba że "analogią” ma być "bo w obydwu filmach wszystko się dobrze kończy!”.
"(John) Jake i (Pocahontas) Neytiri w końcu są ze sobą i zanika między nimi różnica kulturowa”
Kolejna bzdura, naciągana bardziej niż durexy. Po pierwsze to Pocahontas i John wcale nie są ze sobą, bo ten drugi odpływa do swojego rodzimego kraju, zostawiając ją samą jak palec. "Różnica kulturowa” także nie zanika - nawet w sequelu Pocahontas to widać. Kompletnie inni bohaterowie i relacje między nimi, kompletnie inny przebieg zdarzeń i zakończenia, kompletnie inna sytuacja "nowych osadników” (w Pocahontas zostają, w Avatarze wynoszą się na kopach), ale - nie wiedzieć czemu (tja, jaki ja naiwny...) - te kluczowe dla fabuły kwestie są albo skrzętnie przemilczane, albo od "szczegółów” wyzwane.
Brawo, udowodniłeś, że masz kał zamiast mózgu. Po raz setny.
Lepiej dla swojego dobra opuść FilmWeb, bo tylko ośmieszasz się takimi wypracowaniami o dupie Maryni.
Dla takich bezmózgów jak ty nawet jedno zdanie to za dużo. Szkoda tylko, że tak hr_dooku, który niczym się zasłużył negatywnie ma zablokowane konto, a takie dzieci z kałem zamiast mózgu, tak jak ty, chodzą po FilmWebie wolno.
Aha, czyli jedna strona może pisać wypracowania porównujące fabuły dwóch filmów i to jest ok, ale wytknięcie błędów w tym wypracowaniu to już elaborat o dupie Maryni, świadczy o bezmózgowiu etc.
Kapuję. Nie widzę tutaj też żadnego podwójnego standardu. Wszystko jest w jak najlepszym porządku.
"Aha, czyli jedna strona może pisać wypracowania porównujące fabuły dwóch filmów i to jest ok"
O podobieństwach się nie wypowiadałem, bo jakoś ich nie widzę.
Nazywanie kluczowych elementów fabuły "szczegółami" już dawno przestało mnie bawić.
Masz szkielet scenariusza czyli przyjeżdża gościu do nowego świata, spotyka kobitkę itp. I to wypełniasz wypełniaczami. Czy kobitka bardziej sfeminizowana, czy mniej, czy facet blondyn, czy brunet itp to są właśnie wypełniacze. Żeby unalcośtam wydobywać trzeba najpierw znaleźć.
Bredzisz.
"czy facet blondyn, czy brunet"
Wy jesteście naprawdę zaślepionymi fanatykami... Ja tu mówię o CHARAKTERZE POSTACI, o MOTYWACJI głównego bohatera, o jego RELACJACH z innymi postaciami... a wy piszecie uparcie te brednie o kolorze włosów?
Wy w ogóle, naprawdę w ogóle, nie słuchacie, co ja mówię? Jak religijni fanatycy, którzy też nie będą słuchać racjonalnych argumentów, bo ważne jest to, co zapisano w świętej księdze?
Mogę dla ułatwienia zacząć od tego, jaki NIE BYŁ ten charakter. Nie był to na pewno typ awanturnika, wyruszającego do nowego świata w poszukiwaniu przygód - takim, jakim był John Smith. Jake Sully to bowiem kaleki, sterany weteran, który na Pandorę trafia w zupełnie innych okolicznościach (przejmuje fuchę brata po jego nagłej śmierci), a jego podstawową motywacją jest nie poszukiwanie przygód, lecz wyrwanie się ze stagnacji, w jakiej tkwi, odkąd stracił władzę w nogach. Jak również jego motywacją jest to, że dzięki avatarowi ZNÓW MOŻE CHODZIĆ. Zwróciłeś uwagę, co to dla niego jako kaleki oznacza, jaki to ma wpływ na jego motywację i wewnętrzne rozterki w filmie? Co ja pytam - oczywiście, że nie zwróciłeś. Ciebie interesowało tylko "to John Smith, bo wyrusza w podróż do nowego świata. Nikt inny przecież w filmie tego nie zrobił, nie? To przecież najważniejsza cecha obu postaci, nie?".
Jake na pewno nie jest też - znów, w całkowitym odróżnieniu od Johna Smitha - zadeklarowanym i zagorzałym zwolennikiem własnej nacji, bo jedną z jego podstawowych cech charakteru oraz elementów motywacji jest utrata poczucia wspólnoty z tymi, do których poprzednio należał. Pod tym względem dużo bardziej przypomina głównego bohatera "Ostatniego samuraja", niż "Pocahontas"...
Samo przytoczenie bardzo ogólnej charakterystyki postaci i tego, co stoi za jej decyzjami w filmie, pokazuje jaskrawo, że John Smith i Jake Sully to dwie całkowicie odmienne postacie... Ale oszołomy oczywiście się upierają, że są identyczni, no bo przecież nikt poza nimi nie podróżował do innego świata.
"Nawet w rimejkach są większe różnice"
Najpierw mi pokaż jakieś podobieństwa - wtedy dopiero porozmawiamy o różnicach. Bo wszystko, co dotychczas usłyszałem, to nie są żadne "podobieństwa", tylko wyrywanie z kontekstu wszechobecnych w kinie schematów, które "Pocahontas" jedynie powiela i wykorzystuje po swojemu. I które to schematy często logicznie wynikają z siebie nawzajem - np. jeżeli bohater trafia do innego świata, to jest oczywiste, że będzie ów świat eksplorował, a jeśli ma tam poznać swoją miłość, to jest oczywiste, że bohaterowie w pewnym momencie spotykają się. Ale nie - dla rozmaitych oszołomów jedyne sensowne wyjaśnienie tej analogii to to, że Cameron zerżnął z Pocahontas. W końcu nigdy by samodzielnie nie wpadł na takie pionierskie rozwiązania, jak to, że bohater eksploruje świat, na który trafił, albo że SPOTYKA SIĘ ze swoją przyszłą dziewczyną... nie?
Zacznij wreszcie myśleć.
Swoją drogą, bezdenną głupotę twojej konstatacji jasno pokazuje twoja własna metafora ze szkieletem. Znaczy, szkielet to u człowieka wszystko? A serce, mózg, płuca itd. itd.,, To są tylko "wypełniacze"? Zacznij wreszcie myśleć.