Przeczytałem tutaj wiele opinii na temat fabuły tego filmu, którego odbiór często komentowany jest w ten sposób, że jest "płytki" i ratują go tylko efekty specjalne. Ja natomiast na gorąco po obejrzeniu chciałem podzielić się swoimi refleksjami. Otóż mam dziwne wrażenie, że Cameron przemycił w fabule głębszy przekaz. Myślę, że nawiązuje on do imperialnej i bezwzględnej polityki pewnego mocarstwa, "ludzi z nieba" naszych czasów. Fałszywa postawa "ludzi z nieba" w celu dobrania się do zasobów naturalnych a w końcu jak nie udaje się to po dobroci uczynienie wrogów z ludzi tam żyjących - skąd my to znamy? Wychwyciłem także rozmowy komandosów na temat Nigerii, Wenezueli i piekle jakie tam się rozpętało. Oba kraje mają znaczne zasoby "unobtainium" ale ten drugi nie chce tak łatwo się poddać...
Najbardziej śmieszy mnie to że w "głębokich filmach" są zawsze nawiązania, metafory. A gdy takie są w Avatarze oni zwalają winę na ograniczoną wyobraźnię Camerona. Kolejny dowód że "nie lubią Avatara" tylko dla zabawy.