... co głupawy.
W wersji 3D to pewnie bardziej widoczne:):):)
Oj, dałbyś spokój! Eko-patriotyzm dla siedmiolatków...:):):)
PS
Patriotyzm akurat wysoko sobie cenię.
A, tak. Następny, któremu się wydaje, że jak jest dużo w filmie zieleni, to jego przesłaniem jest "szanuj zieleń".
Jeśli chcesz zobaczyć dobre SF, to polecam "Obcego" lub "Blade Runnera" (ten jest nawet filozoficzny).
Jeśli chcesz zobaczyć film patriotyczny, to polecam "Szeregowca Ryana"...
"Avatar" to film na poziomie kreskówek Disneya (tych nowych, bo stare były świetne).
Dla małolatów albo ćwierćinteligentów.
Jeśli chcesz zgrywać znawcę kina, poszukaj sobie kogoś innego - polecam tobie podobnego małolata lub ćwierćinteligenta - komu będziesz wciskał taki kit. Każdy inny od razu dostrzeże, że jesteś laikiem, który nic mądrego ani sensownego nie ma do powiedzenia.
"Osoby używające więcej niż trzech wykrzykników lub znaków zapytania naraz, to osoby z zaburzeniami własnej osobowości" - Terry Pratchett
Raz, dwa, trzy... cztery słowa plus jedna literka. Tylko tyle cię w przedszkolu i w podstawówce pisać nauczyli?
Nie oczekuj inteligencji od kogoś komu ładne obrazki starczą by film nazwać wybitnym ;)
W sumie mam wrażenie, że to jakiś zawoalowany trolling bo zajrzałem w profil dera i widzę w najwyższych sporo naprawdę dobrego s-f. I tylko ten avatar leży tam jak zgniłe jabłuszko.
A tu mamy klasyczny przypadek faceta, któremu się gwiazdy pomyliły z odbiciem w stawie. Przypisujesz inteligencję tłukowi baraniemu, którego - pożal się Boże - "opinie" zawierają się w pojedynczych zdaniach, którego elokwencja - już wcześniej nędzna - zawiodła ostatecznie, czego wyrazem wielokropek w miejsce normalnych słów... za to próbujesz przypisywać komuś brak inteligencji z tego tylko powodu, że miał czelność polubić jakiś film.
Jesteś beznadziejny.
"W sumie mam wrażenie, że to jakiś zawoalowany trolling bo zajrzałem w profil dera i widzę"
You see nothing. Nie próbuj już więcej myśleć - pamiętam, że wcześniej też ci nie wychodziło, teraz też durnoty wypisujesz.
Rzecz ma się dalece prościej - po prostu, w przeciwieństwie do ciebie i tobie podobnych ludzików, nie jestem takim żałosnym hipokrytą, aby jeden banalny film ubóstwiać i piać nad nim z zachwytu, ignorując całkowicie jego mankamenty w postaci chociażby niezbyt lotnej fabuły... ale inny równie banalny film wyzywać od ostatnich, wytykając mu coś, czego jakoś "naprawdę dobremu SF" nie wytykasz - chyba tylko po to, aby udawać jakiegoś transcendentnego znawcę kina. A jesteś w rzeczywistości, co się rzekło, żałosnym hipokrytą, któremu jakoś wcześniej ładne obrazki wystarczyły do nazwania filmu wybitnym - za to teraz próbuje mądralę zgrywać.
To samo Dante99 - inne żałosne, zadufane w sobie indywiduum. W swojej niezmierzonej hipokryzji nie tylko wytyka Avatarowi banalną fabułę, czarno-biały świat i wszystko inne, co dużo wyżej przez niego oceniane Gwiezdne Wojny mają - i czego im jakoś nie wytyka - ale nawet jest na tyle bezczelny i obłudny, że przypisuje przykładowo postaciom ze Star Wars wyimaginowaną złożoność (taką "złożoność", która zawiera się w jednym zdaniu. Postacie w Avatarze są dokładnie tak samo - czyli nieszczególnie - złożone, ale on oczywiście kłamie, że jest inaczej). Cały spektakl, jaki wszyscy uskuteczniacie, jest po prostu żenujący, na waszą butę i zakłamanie brakuje już po prostu słów. Już nie wspomnę o co bardziej udanych wypowiedziach, jawnie pokazujących, że jesteście w rzeczywistości bandą prostaków - Dante99 na przykład przyznał się, że więcej niż pięć linijek tekstu to dla niego "elaborat", później zaś zdradził się, że nie zadał sobie nawet trudu przeczytania moich wypowiedzi przed ich krytykowaniem - stąd palnął, że niby nazywam Avatara niewtórnym i oryginalnym. Czyli w sumie zrobił to samo, co z Avatarem - myśli, że wystarczy wyciągnąć z d**y jakiś slogan, żeby to była krytyka.
Ktoś napisał Ci komentarz, w temacie przeze mnie założonym "no chyba żartujecie". Użytkownika nie pamiętam, ale myślę, że skoroś taki bystrzak, to zorientujesz się o który chodzi. Co do mojej lakoniczności powiem Ci tyle, że aż już opadły mi ręce, nie pcham się do dyskusji ani obrzucania mięsem z kimś, kto po prostu nie łapie sensu wypowiedzi ;) "złożoność" (swoją drogą też wątpie czy ktoś czyta to do końca) najbardziej nabiera groteskowości z, cytuję Ciebie: "nie pisz elaboratów" ;) wystarczyło jedno zdanie, patrz jaki efekt.
nie ma co. niech te wątki/prowokacje będą dowodem dla wszystkich potencjalnych trolli lub podatnych na dyskusję ludzi, że totalnie nie ma sensu z kimś gadać takim jak Ty, bo skutkiem jest jedynie facepalm :) Pozdrawiam serdecznie.
"Ktoś napisał Ci komentarz"
Kto, Dante99? Jego komentarz to stek bzdur. Facet nic nie wie - nie wie nawet, co myślę o tym filmie - ale mu się wydaje, że wie wszystko.
"powiem Ci tyle, że aż już opadły mi ręce, nie pcham się do dyskusji ani obrzucania mięsem z kimś, kto po prostu nie łapie sensu wypowiedzi"
Po przeczytaniu tego tekstu opadły mi nie tylko ręce. W zasadzie mógłbym to po prostu wydrukować i oprawić - głupota twojej konstatacji mówi sama za siebie. Facet pisze jakieś bezsensowne zdanie, wzięte kompletnie z d**y i pozbawione jakiejkolwiek pointy - to i odpowiadam mu zdaniem również wziętym z d**y... a ty piszesz jakieś dyrdymały o "sensie wypowiedzi"... Jesteś głupi. Nie obrażam cię - stwierdzam fakt. Jesteś... po prostu... głupi.
"wystarczyło jedno zdanie, patrz jaki efekt"
Och, jest mi niezmiernie przykro, że mój sposób myślenia - w odróżnieniu od waszego - ma jakieś racjonalne podstawy i usiłuję te podstawy wyłożyć. Niestety zapominam o jednej zasadniczej rzeczy - jesteście wszyscy głupi, więc tłumaczenie wam czegokolwiek przypomina próbę czerpania wody sitem. A wasz sposób myślenia to tylko i wyłącznie wasze widzimisię, więc wystarcza wam do jego wyłożenia jedno tępe zdanie. W ogóle to masz rację - od dziś, zamiast pisać, zacznę słać linki do innych tematów. Bo kwestię, którą wyłożyłem Dealricowi, tłumaczyłem już wcześniej setki razy. Oczywiście do nikogo nie dotarło.
"totalnie nie ma sensu z kimś gadać takim jak Ty"
Jeśli się jest debilem, ewentualnie po prostu oczywiste debilizmy się pisze - to jak najbardziej nie. Moja tolerancja na głupotę jest bardzo niska. A facepalm to zaliczyłem jak przeczytałem pierwsze słowa w twoim - pożal się Boże - wątku, kiedy to wysnułeś pozbawiony jakichkolwiek logicznych podstaw wniosek, iż fabularny banał pierwszego filmu wymusza fabularny banał w sequelach. Oraz jak przeczytałem słowa Dante99, piszącego brednie, że Avatara nazywam niewtórnym i że zaraz nazwę go pierwszym SF w dziejach. Zresztą, teraz odezwał się w innym wątku i tam też pisze bzdury, m.in. mówiąc o rzeczach, które miejsca w filmie nie miały. Wszyscy jesteście durniami, którzy piszą na forum durnoty, a potem mają czelność wymawiać się "swoim zdaniem". Co jeszcze palniecie? Że dwa plus dwa to od dziś pięć, bo takie jest wasze zdanie?
Nie pozdrawiam. I nie będę nawet pisał, czego wam wszystkim w duchu, w afekcie życzę.
Nie wiedziałem, że chcesz udowadniać swoją głupotę. W takim razie wierz mi - pokazałeś ją już wtedy, gdy po raz pierwszy się odezwałeś.
Nie ma o co się kłócić, bo Avatar to kino tylko i wyłącznie komercyjne. Ma ładnie wyglądać i trzymać się prostackiej fabuły, choć i z tym drugim są problemy.
Dziwnym trafem, innym tylko i wyłącznie komercyjnym filmom dajesz oceny dużo wyższe, nie wyłączając dyszek. Kolejny hipokryta, który na co dzień daje się ponieść "prostackiej fabule" w filmach, ale przy okazji Avatara nagle mu się ubzdurało, że taki z niego wielki koneser, co to się nie zachwyca byle czym.
"choć i z tym drugim są problemy"
Tzn. jakie?
"choć i z tym drugim są problemy"
Tzn. jakie?
Nie dałeś 10/10 więc powinieneś wiedzieć :).
Aż tak jesteś zaślepiony tym filmem? Ode mnie dostał 4, bo od strony technicznej na prawdę dobrze wygląda, no ale nic poza tym.
"Nie dałeś 10/10 więc powinieneś wiedzieć"
Nie, nie wiem. Owszem, było tu całkiem sporo takich, którzy próbowali dowodzić, że Avatar ma urągające inteligencji błędy logiczne, ale zawsze się okazywało, że w rzeczywistości to ludzie wygłaszający takie tyrady urągali inteligencji mojej i wszystkich, którzy mieli nieszczęście czytać te brednie. Od tej bzdury o atomówkach to mi się już rzygać chce - oto zdaniem takich debili, "logiczne" jest, aby prywatna firma miała dostęp do broni jądrowej i aby zakupiła jej pokaźny zapas do walki z dziką fauną oraz uzbrojonymi w łuki tubylcami.
A kiedy nazywam taką głupotę po imieniu, oczywiście słyszę, że niby obrażam tylko dlatego, że ktoś krytykuje ów film.
"Aż tak jesteś zaślepiony tym filmem?"
Krew mnie zalała, prawdę powiedziawszy, gdy to pierwszy raz przeczytałem. Musiałem trochę ochłonąć, bo bym kolejną pyskówkę wygłosił, zapewne okraszoną niezbyt grzecznym słownictwem. Ale ponieważ całkiem nie ochłonąłem, to uwaga, będę krzyczał:
PIER***LĘ TEN FILM!!! DOTARŁO?!? BANDO DEBILI?!?
Tu nie chodzi o film, do ciężkiej cholery! Tu chodzi o to, że mdli mnie już po prostu na widok panującej tu niepodzielnie hipokryzji, zakłamania i buty, w wyniku których ludzie, którzy oglądają filmy równie banalne i równie nastawione na rozerwę, jak Avatar, którym ów banał jakoś nie przeszkadza - nawet w wystawieniu co niektórym z takich filmów oceny 10/10, czego ja wobec Avatara nie uczyniłem - ale Avatara za dokładnie te same przywary krytykują i wyzywają od najgorszych! Dodajmy - kreują się przy tym na takich wielkich znawców, dając do zrozumienia, że każdy, komu Avatar śmiał się spodobać, jest tym samym g*wnozjadem, który zadowala się byle czym! Jasne! A kiedy spora część z tych hipokrytów oglądała (to chyba najlepszy przykład) takie Star Wars - starą jaka świat bajeczkę o prostaczku, który uwięzioną księżniczkę z fortecy mrocznego lorda uwalnia - wtedy niby nie zadowalali się "byle czym"? Niektórzy są już w tej materii szczególnie zakłamani - na przykład taki Dante99, który doprowadził mnie ostatnio do autentycznej, szewskiej pasji, kiedy w swojej niezmierzonej bucie i bezczelności zaczął mi kłamać w żywe oczy, przypisując postaciom i historii ze Star Wars wyimaginowaną złożoność. Złożoność! Star Wars! To nawet jako żart jest zwyczajnie nieśmieszne! I to ja niby zaślepiony jestem? Akurat!
A ty, jak oglądałeś Władcę Pierścieni, to co - nagle ci nie przeszkadzały banalne, płaskie (bo albo jednoznacznie złe, albo jednoznacznie dobre) postaci? Historia, która od samego początku wiadomo, jak się skończy? Bzdurne założenie, że nikomu tam nie przyszło do głowy zwyczajnie poprosić orły o podwózkę do Orodruiny i wrzucić tam Jedyny Pierścień z lotu ptaka (vide prześmiewczy filmik z serii HISHE)? Ogólna chciejskość, w wyniku której ci dobrzy odnoszą cudowne zwycięstwo za cudownym zwycięstwem, mimo nieustannie miażdżącej przewagi wroga? To wszystko, "znawco", nagle ci nie przeszkadzało - i dałeś dychę? Ale jak obejrzałeś Avatara - to nagle się w tobie wybredny koneser obudził, i jąłeś rzucać sloganami o prostackiej fabule? A, takiego! I nie mów mi nawet o książkach Tolkiena, bo cię wyśmieję - to film, nie książka, i wiele scen z tej ostatniej albo się w adaptacji nie pojawiło w ogóle, albo trafiło tam w uproszczonej postaci (Denethor!). Z kolei inne są względem oryginału rozciągnięte, z wyraźną intencją, aby więcej akcji napakować (bitwa o Helmowy Jar, której w książce poświęcono pojedynczy rozdział, trwa chyba z ćwierć filmu). Jeśli zaś chodzi o tzw. "lore", to tylko jego ułamek pojawia się w filmie, ten, który jest potrzebny do poprowadzenia fabuły (zresztą, w Avatarze też pojawia się jakieś "lore", film kładzie podwaliny pod swoje własne uniwersum - ale ten fakt zostaje przez krytykantów albo niedostrzeżony, albo zwyczajnie przemilczany).
I to ja jestem zaślepiony? Wolne żarty!
Mdli mnie również od nieustannie powracającego tutaj bełkotu o Srakahontas - bo oto "znawcy" wyciągają z kontekstu schematy POWSZECHNIE W FILMACH WYSTĘPUJĄCE, takie jak "podróż do innego świata" albo "facet i kobieta zakochują się w sobie" i na tej tylko podstawie wysnuwają wniosek o całkowitej analogii dwóch filmów! Oczywiście, są też odporni na jakąkolwiek argumentację - można im przytaczać dowolnie dużo kluczowych elementów fabuły, dużo ważniejszych, niż jakiś ogólnik, który sam filmu z tłumu nie wyróżnia, ale oni za każdym razem jak nakręceni powtarzają, że to są "szczegóły". Jasne. To, że za "podróżą do innego świata" stoi całkowicie inna historia, że całkowicie inna motywacja i okoliczności prowadzą bohaterów do takiej sytuacji, że wreszcie sami bohaterowie są całkowicie inni (tu weteran-kaleka, z kryzysem poczucia własnej wartości, który dzięki tej hecy z avatarami może chodzić, tam awanturnik i zawadiaka, który szuka po prostu nowej przygody... rzeczywiście, już widzę "podobieństwo") - to wszystko są "szczegóły".
Zresztą, operując takimi wyrwanymi z kontekstu ogólnikami, przedstawiłem jednemu takiemu palantowi prześmiewczą teorię, że Avatar to w rzeczywistości klon jednego z trzech innych filmów - bo jak się uparłem, to przypasowałem te "podobieństwa" nawet do filmu Dawid i Sandy. Oczywiście, aluzja nie została zrozumiana. I to ja niby zaślepiony jestem?
Ogólnie mnie też mdli od tej manii doszukiwania się rozmaitych "zrzynów", która przybrała już rozmiary zbiorowego obłędu. Nawet elementy powszechnie w filmach występujące, zostają nagle nazwane wziętymi żywcem skądś-tam. Zresztą, niesprawiedliwość tego typu zarzutów widzę, że tak powiem, z osobistej perspektywy - co zapewne tylko dodatkowo mnie wkurza. Weźmy na przykład tę brednię, którą gdzieś znalazłem, że "wizjonerski reżyser SF zrzyna z pojazdów kroczących z Aliens" - to o pojawiających się w Avatarze mechach AMP. Oczywiście. Mechy to filmach SF element POWSZECHNIE WYSTĘPUJĄCY, ale ktoś ma tupet pisać, że Avatar zrzyna w tym momencie z Aliens.
W kwestii tej osobistej perspektywy - sam jestem tfu-tfu-tfurcą SF (pisarzyną - amatorem), swoje własne uniwersum na potrzeby tej "tfurczości" kreuję, no i - a to pech - TEŻ mechy wprowadziłem do uzbrojenia walczących stron (zresztą różne odmiany). Czyli co, też zapewne zerżnąłem z Aliens? Wow... sam o tym nie wiedziałem. A właściwie to dlaczego konkretnie z Aliens? Czemu nie z Gundam Wing? Matrixa? Warhammera 40k? StarCrafta? Starship Troopers? Star Wars? Czemu nie z jednego z dziesiątek, jeśli nie setek tytułów, gdzie najrozmaitsze mechy się pojawiały, często zanim jeszcze Aliens w ogóle do kin trafił?
Avatar nie jest dużo bardziej schematyczny od większości kręconych obecnie filmów. Taki Star Wars już w dniu premiery - w 1977 roku - był schematyczny jak cholera. Ale dziwnym trafem, wraz z jego premierą nadszedł jakiś owczy pęd, w wyniku którego cała ta schematyczność - która wcześniej nikogo nie obchodziła - NAGLE zaczęła wszystkim przeszkadzać, NAGLE Avatar zebrał "joby" za to, że ma czelność wykorzystywać schematy i motywy obecne nie tylko w zmyślonym pierwowzorze, ale też ogólnie w kinie ze swojego gatunku. To jest.... chore.
Zrozumiałeś już, jak bardzo jestem "zaślepiony"?
Zrozumiałeś już, jak bardzo jestem "zaślepiony"?
Aż za bardzo.
Na prawdę nie rozumiem, po co aż tak się spinać, bo ten film (i inne wątki które wspomniałeś) na pewno nie jest tego wart.
A co do Władcy Pierścieni, to pominę milczeniem. To jest inna bajka, na innym poziomie filmowym.
"Aż za bardzo"
Wątpię. Dante99 też był butnie przekonany o tym, jak to mnie rozszyfrował - i wysmażył w jednym temacie stek bzdur, niewiele mający wspólnego z rzeczywistością. Oświecił mnie w nim między innymi, iż rzekomo cały czas mówię o nowatorstwie i nieschematyczności Avatara (oczywiście nigdy coś takiego z moich ust nie padło - wręcz przeciwnie, cały czas podkreślam, że Avatar owszem, jest schematyczny, i to bardzo, ALE w rzeczywistości nie bardziej lub niewiele bardziej, niż reszta jemu podobnych blockbusterów).
"A co do Władcy Pierścieni, to pominę milczeniem"
A, tak - świętość, ideał. Nie tykać.
"To jest inna bajka, na innym poziomie filmowym"
SEEERIO? A to baaardzo ciekawe, bo ja tam również widzę głównie popis techniki audiowizualnej przy dość przewidywalnej i mało skomplikowanej fabule. Ale jak już mówiłem - hipokryci raz miałkość fabularną oleją, a drugi raz zwyzywają za nią film od gównianych. Bo tak. I żeby chociaż jeszcze ten zwyzywany film kiedykolwiek aspirował do miana produkcji nowatorskiej fabularnie...
Swoją drogą - pamiętam tu na FW jednego mądralę, który narzekając na schematyczność i wtórność Avatara, jednocześnie zaproponował swoją własną - w jego mniemaniu bardziej oryginalną - wersję rozwoju fabuły. Jak nietrudno się domyślić, w rzeczywistości sięgnął po prostu po kolejny schemat... Przed formą się nie ucieknie, a wymaganie od Avatara zupełnego nowatorstwa fabularnego przypomina mi próbę żądania, aby ktoś odkrył jakiś nowy ląd - dzisiaj, kiedy Ziemia jest już nieźle poznana i zbadana.
Wydaje mi się, że pewien typ człowieka po prostu irytuje, że w Avatarze to ludzie (a właściwie RDA, którą jakoś zawsze mylą z ludzkością :P) to ci źli.
Bardzo im to nie leży, ale nie mogą przecież powiedzieć wprost (no, nie wszyscy, bo są tacy którzy nie mają żadnych skrupułów), że nie podoba im się, że to ich własny gatunek jest pokazany jak zachowuje się nieładnie, więc wymyślają przytyki: że fabuła kiepska, że przewidywalny, że śmieszny, że nachalnie eko-przyjazny, że komercyjny...
Co prawda może i to trochę gdybanie i bawienie się w fotelowego psychologa, ale zauważyłem, że rasiści z którymi dyskutuję (takie tam hobby) wszyscy mają o fabule Avatara jedną i tylko jedną opinię...
Częściowo tak, a częściowo odnoszę nieodparte wrażenie, że wraz z premierą Avatara ludzi ogarnął jakiś zbiorowy obłęd, syndrom znawcy za pięć dwunasta, wskutek którego maniakalnie wysuwają wobec tego filmu kompletnie irracjonalne zarzuty. Zarzuty, których w życiu nie postawiliby innym filmom - w szczególności prostym historiom w kostiumie SF w typie Star Wars - ale dla Avatara robią wyjątek. Bez żadnego rozumnego powodu.
Ot - czy ktokolwiek przy zdrowych zmysłach krytykuje Star Wars, Star Trek, Warhammera 40k czy dowolne uniwersum SF (albo fantasy) za to, że bazuje na rzeczywistym świecie, że planety w tych światach podejrzanie przypominają ziemskie krajobrazy, że fauna też podejrzanie przypomina ziemską faunę, et cetera? Oczywiście, że nie. Ale Avatara za to samo krytykują i wyzywają od gównianych i powtarzalnych. Bo tak.
Czy ktokolwiek wspomniane uniwersa krytykuje za używanie przykładowo mechów czy tym podobnych technologii, czy ktokolwiek gada, że obecność mechów w tym czy tamtym uniwersum to zżyna z jakiegoś filmu? Oczywiście, że nie. Ale jak w Avatarze pokazali mechy - to od razu się zaroiło od oskarżeń, że Cameron zrzyna z samego siebie, tzn. z filmu Aliens (a dlaczego właśnie z Aliens - tego nikt nigdy nie wytłumaczył). Bo tak.
Wreszcie, czy ktokolwiek przy zdrowych zmysłach krytykuje baśnie czy filmy przygodowe za to, że są przewidywalne, że wiadomo, iż bohater i jego wybrana się zakochają, że zło zostanie pokonane, i tak dalej? Czy ktokolwiek przy zdrowych zmysłach krytykuje któryś z setek, jeśli nie tysięcy filmów, które na takich motywach bazują - na czele ze wspomnianym Star Wars, który już w czasie swojej premiery był zgrany i schematyczny jak cholera, bo totalnie jechał na bajkowym schemacie prostaczka ratującego księżniczkę z mrocznej twierdzy? Czy ktokolwiek, umiejący się podetrzeć, ogląda tego typu filmy po to, żeby potem narzekać, że są schematyczne? Oczywiście, że nie. Ale... pojawia się Avatar... i NAAAAAAGLE wszystko to - z dnia na dzień - zaczęło im przeszkadzać, NAAAAAGLE im się - z dnia na dzień - ubzdurało, że to właśnie Avatar powinien... nie - ma OBOWIĄZEK! - przełamać ten trwający od dawna i nikomu do tej pory nie przeszkadzający trend. Bo tak.
Po prostu - to jest jakiś obłęd. To nie jest racjonalne, to nie jest mądre, to nie jest rozumne, po prostu nastał owczy pęd i z dnia na dzień zaroiło się od hejterów czegoś, co przez długie lata w ogóle im nie przeszkadzało, a teraz nagle - z jakiegoś powodu (prawdę rzekłszy, podejrzewam, że bez powodu) - już przeszkadza.
Bo tak.
Myślałem? Jak tylko piszę, co widzę. :)
"Way to go."
Nie bierz przykładu z fanów Slayera, bo większość z nich to debile, którzy myślą, że jak jakiś zespolik nagra marnych 10 płyt (które brzmią jak zjadanie własnego ogona, wyłączając Show No Mercy i World Painted Blood), to jest najlepszy zespół świata i w ogóle i każą każdemu mieć takie samo zdanie jak oni, inaczej nasyłają sąsiada czy grubego hipopotama.
Naprawdę muszę ten twój bełkot komentować?
Napisz jeszcze przy okazji jakąś zbiorową obelgę pod adresem, dajmy na to, ludzi noszących długie włosy. Albo tych, którzy słuchają płyt Pink Floyda. Równaj dalej w dół, łam dalej wszelkie normy przyzwoitości.
Nie wdając się w polemikę między Ciebie i wspóldyskutantów to chciałem zauważyć, że Pratchett był generalnie pisarzem SF więc tego typu stwierdzenie trochę nie ma znaczenia... Gdyby był lekarzem psychiatrą albo psychologiem to owszem ale tak nie jest więc sam rozumiesz.... No chyba, że cytowałeś innego Terrego Pratchetta.
Ręce mi dosłownie do podłogi opadły. Chciałem z początku tłumaczyć, wyjaśniać, ale to byłoby w sumie jak tłumaczenie dziecku, że złodziej to nie jest taki pan, któremu się czapka pali.
Wybacz, jam nie godny Twego tłumaczenia i wzajemnie!!!! ;)
PS. Nie pozjadaj wszystkich rozumów
"PS. Nie pozjadaj wszystkich rozumów"
Facet, nie próbuj się dowartościowywać w taki sposób, bo to żałosne. Jaką jeszcze moją wypowiedź uznasz za przejaw "pozjadania wszystkich rozumów"? Że dwa plus dwa to cztery? Czytając takie wypowiedzi, jak twoja, nie czuję dumy z własnego poziomu intelektualnego, tylko zażenowanie poziomem intelektualnym innych.
Fakt, nie masz z czego być dumny. Totalnie nie zajarzyłeś mojego postu dotyczącego Pratchetta. Bądz zażenowany dalej
To ty nie zajarzyłeś, dlaczego w ogóle tym cytatem rzuciłem - inaczej nie poruszałbyś w ogóle tej kwestii.
Doskonale zajarzyłem "facet"...
"Osoby używające więcej niż trzech wykrzykników lub znaków zapytania naraz, to osoby z zaburzeniami własnej osobowości". Naprawdę się pod tym podpisujesz tylko dlatego, że to cytat z T.Pratchetta????
Z całym szacunkiem dla genialnego pisarza s-f ale on z tego co mi wiadomo nie był psychologiem itp więc jego "diagnoza" jest delikatnie mówiąc wyssana z palca i obrażliwa w stosunku do wielu osób nie sądzisz????
Z góry piszę, że nie mam zaburzeń osobowości a ilość znaków zapytania wynika z prowokacyjnego tonu mojego posta...:)))
Właśnie, że w ogóle nie zajarzyłeś. Ni pier**lonej cholery. Sam fakt, że próbujesz to rozbierać na czynniki pierwsze, dochodzić się, że "a bo on nie był psychiatrą" dowodzi, że pozostajesz w głębokiej ignorancji.
Poza tym - nie słyszałeś? Mówię, że cytowałem innego Pratchetta.
Niczego nie próbuję rozbierać na czynniki pierwsze i nie będę się spierał czy coś "zajarzyłem" czy nie bo to wiem tylko Ja.
Po prostu drobne w kieszeni mi się nie zgadzają jak czytam takie posty jak Twoje. Wierzysz tak głęboko w swoją inteligencję i nieomylność, że to aż razi po oczach. Nie chodzi mi nawet o formę w jakiej mi odpisałeś po raz pierwszy bo mi to obleci i ktoś taki jak Ty nie jest w stanie mnie obrazić. Jednak poziom Twojej spiny w stosunku do całej reszty mnie rozkłada na łopatki. Za wszelką cenę będziesz dowodził swojej racji, do upadłego prawda???? I kto tu pisze o ignorancji:)))
Co do Twojego "odrębnego postu" to daruj sobie te próby psychoanalizy bo Ci nie idzie, podobnie jak obrażanie mojej osoby. Powtórzę trochę kolokwialnie raz jeszcze; nie pozjadałeś wszystkich rozumów... miej tego świadomość bo to Cie chłopaku niszczy od środka.
PS. Niestety nie posiadłem jeszcze daru "słyszenia" postów podobnie jak Ty "mówienia"
"Niczego nie próbuję rozbierać na czynniki pierwsze"
Pewnie, że nie.
"nie będę się spierał czy coś "zajarzyłem" czy nie bo to wiem tylko Ja"
Nic nie wiesz. Co najwyżej WYDAJE CI SIĘ, że tak jest.
"Wierzysz tak głęboko w swoją inteligencję i nieomylność"
Nie przerzucaj na mnie swojej buty...
"Nie chodzi mi nawet o formę w jakiej mi odpisałeś"
Albowiem kwestionowanie kwalifikacji zawodowych Pratchetta w kontekście przytoczonego cytatu wymaga innego komentarza, niż ten, na jaki zasługiwałyby dowolne inne durnoty.
"ktoś taki jak Ty nie jest w stanie mnie obrazić"
To się akurat zgadza. Ja ciebie nie obrażam. Ja z ciebie ZLEWAM.
"Jednak poziom Twojej spiny"
Kiedy ty wreszcie przestaniesz podbudowywać to swoje rozbuchane ego? Najpierw twierdzisz, że niby znajomość pewnych banalnych prawd to dla mnie powód do dumy, potem bredzisz coś o całkowicie przez ciebie wyimaginowanym przekonaniu o mojej nieomylności (szczególnie, że do tej pory nie padło ani słowo o niczym naprawdę istotnym - co tylko pogłębia żenadę, jaką sobą reprezentujesz, opowiadając takie z d**y wzięte banialuki), a teraz jeszcze o jakieś "spinie", niby z twojego powodu. Na razie nabijam się z ciebie, bo od początku tylko się ośmieszasz, w ogóle robiąc z cytatu z Pratchetta przedmiot dyskusji. Sam fakt, że w ogóle to robisz, nie przynosi ci chluby. Ja tylko kopię leżącego.
"Za wszelką cenę będziesz dowodził swojej racji"
Jakiej racji, misiu? Zejdź wreszcie na ziemię, bo to coraz bardziej żałosne się robi, to twoje zadęcie.
"Co do Twojego "odrębnego postu" to daruj sobie te próby psychoanalizy"
I znowu. Żadna "psychoanaliza", przestań sobie wreszcie schlebiać, bo używanie tego typu słów tylko nobilituje twoją osobę i twoje zachowanie. Dodając niepotrzebnie czwarty wykrzyknik lub pytajnik, zachowujesz się skrajnie dziecinnie - i to nie wymaga analizy. Możesz sobie do tego dorabiać jakąś gówniarską, szczeniacką pseudoideologię, że to niby trolling, że prowokacja jakaś, ale prawda jest taka, że te twoje zagrywki stoją na poziomie góra kilkuletniego gówniarza.
"Powtórzę trochę kolokwialnie raz jeszcze; nie pozjadałeś wszystkich rozumów... miej tego świadomość"
Ja mam. Pytanie, czy ty również - w świetle wielkich słów, jakich powyżej używasz w kontekście swojego zachowania...
"to Cie chłopaku niszczy od środka"
A palenie szkodzi zdrowiu. Że co? Że to kompletnie z d**y wzięty, pozbawiony jakiegokolwiek sensu komentarz? No, właśnie...
Ale Ty musisz mieć nudne życie, szkoda mi czasu, żeby czytać Twoje kolejne wypociny i "cytaty".
Dodam tylko, że wystarczy poczytać Twoje posty i "polemiki" z innymi użytkownikami, to mówi samo przez siebie.
Żegnam
Twoja buta jest wręcz zdumiewająca... na określenie całej sytuacji znów używasz wielkich, nobilitujących ciebie słów, tym razem "polemiki"... Twoim zdaniem, to była polemika? Jesteś kolejnym z rzędu kretynem, jakich w internecie na pęczki - a bełkot, z jakim wyskoczyłeś, od samego początku nie zasługiwał na nic, co miałoby cokolwiek wspólnego z dyskusją czy polemiką. Najwyżej na wyśmianie. Jeśli nie umiesz tego samodzielnie zrozumieć - i bez chwili przerwy podbudowujesz swoje ego bajkami o jakichś "polemikach" i tym podobnych - to tym bardziej nie ma sensu tłumaczyć ci czegokolwiek.
Tkwij dalej, prostaku, w swoim butnym przekonaniu, że twoja pospolita głupota jest materiałem na "polemikę".
Szczekaj dalej buraku, chociaż na forum możesz sobie ulżyć bo w domu pewnie słówka Ci nie pozwolą wtrącić.
Zastanów się nad leczeniem bo dyskusja z tobą ma tyle samo sensu co kopanie się ze ślepym koniem.
PS. Prostak cie... albo nie będę się zniżał bo co rodzice mogą za to, że jesteś chory.
Do nie usłyszenia arogancki, butny popaprańcu.
"PS. Prostak cie... albo nie będę się zniżał bo co rodzice mogą za to, że jesteś chory"
Mwehehe... w życiu nie widziałem takiego zakłamania. Rzuca epitetami bez opamiętania, ale tupetu mu starcza, żeby w pewnym momencie napisać "nie będę się zniżał".
"Do nie usłyszenia"
Ile jeszcze razy będziesz się ze mną solennie żegnał? Jesteś jednym z tych dużych dzieci, co to składają takie uroczyste obietnice, by je zaraz łamać?