Film ma chwytliwy tytuł, za którym kryje się jakaś idiotyczna historyjka z czasów II wojny światowej. Potworna, przegadana nuda. Dziwię się, że Brad Pitt dał się w nią wrobić (zobaczcie w ciekawostkach filmwebu, ilu znanych ludzi kina wykręciło się sianem od tego badziewia pod pretekstem niezgodności terminarza zdjęć), ale ostatnio nie ma on szczęśliwej ręki do swoich wyborów, że wspomnę cienkiego Benjamina Buttona. Gdyby nie dwa nazwiska: Tarantino i Pitt, po kwadransie przestałbym to oglądać.