Film "Bękarty Wojny" jak dla mnie jest niezły. Nie widzę tu arcydzieła, ale też nie widzę przesadnego kiczu. Jak dla mnie to nie ma w nim postaci, którą można polubić. Same mniej lub bardziej czarne charaktery. W pewnym momencie filmu miałem ochotę by się obie strony wzajemnie pozabijały (co też prawie się stało i za to dzięki reżyserowi) Może taki był zamysł, może tylko ja to tak odbieram.
Skalpy, naznaczanie na czole swastyką i ta cała historyczna fikcja jakoś do mnie nie przemawiały. Zalatywało kiczem i sztuczną brutalnością. Ale każdy ma swój gust. Jak na film z gatunku: wojenny (bo do jakiego innego to zakwalifikować? s-f?) to moim skromnym zdaniem za mało w nim akcji. Przyznam jednak, że sceny z udziałem pułkownika Landy (wszelkie dialogi z jego udziałem) i scena w kawiarni tuż przed strzelaniną są na wysokim poziomie co podnosi moją ocenę filmu.
Christoph Waltz kapitalnie, reszta nieźle. Brad Pitt - szału nie ma ale tu bardziej chyba bym szukał przyczyny w postaci, którą miał zagrać niż w samej grze.
Myślę jednak, że gdyby taki sam film zrobił każdy inny reżyser to miałby tutaj o wiele niższą notę niż ma. Magia nazwiska Tarantino i reklama/promocja robią jednak swoje.
Film dla mnie niezły. Bez fajerwerków.
Zgadzam się z Twoją ocena - może jedynie grę aktorską uważam za ważniejszą i lepszą cześć tego filmu. Osobiście uważam, że miejscami po prostu zbytnio brutalny, niektóre sceny są po prostu przeciągane. Generalnie - nie do końca przemówił do mnie pomysł na ten film. Ode mnie 6/10
"Jak dla mnie to nie ma w nim postaci, którą można polubić."
Ale czy aktorstwo polega tylko na odgrywaniu ról postaci których widzowie lubią? Jeśli ktoś w wybitny sposób zagra zimnego, pozbawionego uczuć niemieckiego sk******a którego z pewnością nikt nie polubi, to także należą mu się brawa. I po tym filmie brawa należą się Panu o imieniu Christoph Waltz.
I napisałem to zanim przeczytałem że dostał za tę rolę Oscara. Tak więc akademia nie zawsze się myli.
Czy ja gdzieś napisałem na czym polega aktorstwo? Stwierdzając ten fakt miałem na myśli konwencję filmu odmienną od większości gdzie jednak jacyś pozytywni bohaterowie z którymi się utożsamiają widzowie są. Było to fajne co też odzwierciedliłem w stwierdzeniu, że dziękuję reżyserowi za to że prawie wszystkich uśmiercił :)