Temu filmowi najbliżej jest do Pulp Fiction,Tarantino zrobił taki swój własny plagiat,róznica jest tylko w scenerii.
Jest momentami krwawo(kobitki mogą odwracać wzrok),śmiesznie albo powaznie(ale rzadko,jedyny mankament filmu))a nawet nastrojowo.Najwiekszym atutem filmu są oczywiscie wysmienite dialogi słuchając ich ma sie wrażenie jakby kosztowało sie wysmienite danie składajace sie z pieciu dań(pięć rozdziałów)wszystkie doskonałe....
Drugim atutem jest gra aktorów,szczególnie Waltza za tą role powinien dostać oskara,Łowca Żydów w jego wykonaniu to mistrzostwo raz dobroduszny,dobry wujek(moze ciasteczko albo winko zaproponuje)by za chwile przemienic się w bezwzglednego nazistę.Brat Pitt wypadł komicznie w pozytywnym tego słowa znaczeniu trochę zgrywał sie na Marlona Brando z Ojca chrzestnego(uderzajace podobieństwo nie da sie ukryć)ale nie drażnił,pozostali aktorzy również na wysokim(bardzo) poziomie.
Jeszcze kilka słów o muzyce,jest dobra ale...mogła byc lepsza,słychać dużo nawiazań(podobieństw)z Kill Billa co zaliczam na plus,szczególnie w pierwszej połowie filmu,pózniej jest troche gorzej.
Odnosnie jeszcze minusów:nie przywiazujemy sie do bohaterów,własciwie wszystko nam jedno który zginie(wypadnie z gry)a który przeżyje,moze dlatego że cały film jest zrobiony w konwencji trochę komediowej i to by tłumaczyło...
Ps.Jak na razie dla mnie ze wszystkich filmów Tarantino(wirtuoza mieszania gatunków filmowych)numerem jeden jest Kill Bill.
Trzeba też przyznać że jest to reżyser który potrafi wydobyc z aktorów to co najlepsze.
Dla mnie na tym filmie nigdy nie było poważnie, ale ja też jestem taki niepoważny więc co tu mówić. To był dla mnie właśnie z tego powodu film, ponieważ nie miał głupiego przesłania ani moralitetów, był po prostu filmem i to w najlepszym tego słowa znaczeniu, jak narazie to jedyny film jaki widziałem który mógłbym nazwać filmem. Mam na myśli coś takiego, że są ludzie którzy grają w grę komputerową to chcą by była realna na maksa, tak jakby nie łatwiej było wyjść z domu, pełna realność, są też gracze którzy chcą grywalności i nie obchodzi ich jak ta grywalność powstaje, czy przez skoki na 200 metrów, karabiny wielkości czołgów, miliony żyć, podbój Rzymu przez Tybetańczyków itd. Ja właśnie oczekuję od filmu "grywalności" i ten film był "grywalny na maksa".
A co do Bratka Pitta i Marlona Brando to widać, że było planowane, a efekt? aż nazistowskie skalpy lizać :P
bardzo mi sie podoba twoje porównanie z grami. Też uważam że za mało
powstaje filmów które są tylko i aż filmami:)
A jedno mnie zastanawia,
Spoiler:
Dlaczego Łowca Żydów nagle zmienia zdanie(czyli poddaje się)i postanawia zrezygnować z tego co robił a co mu przecież sprawiało wielką przyjemność a wręcz frajdę??
Z pewna nieśmiałością ponawiam pytanie,dla tych co juz film oglądali,bo ta scena z całego filmu trochę mnie zaskoczyła i zdziwiła....
dokładnie, skoro miał taki super nos do Żydów to może i wyniuchał, że Niemcy poniosą klęskę i chciał sie ustawić ;) pozdrawiam :)
a czemu mi się wydawało, że w pierwszym rozdziale lansował się swoją ksywką, a w ostatnim wręcz przeciwnie ? mi się wydaję, że to była jego maska. na zasadzie - robię, bo jestem w tym dobry, a nie bo lubię.
to jest bardzo (!!!) dobra uwaga! i wg mnie odnosi sie tez do pytania powyzej
zdaje mi sie, ze po kilku latach wiernej sluzby moglby liczyc na cos wiecej, a nie tylko przydomek - moze mial dosc i stad aprobata do zakoczenia tego calego cyrku?
a moze faktycznie zrozumial, ze powoli wszystko sie konczy... a on - z racji swojej profesji - nie wymigalby sie od konsekwencji ;p
przed premierą filmu "Duma narodu" przyznał się (aktorce i jej 3 osobowej świcie z Włoch), że on jest tylko detektywem od ludzi, a że naziści płacą za szukanie akurat żydów to to robi. w pierwszej scenie w domu jest to jeszcze kilka lat wcześniej. może więc uznać należy iż te lata po prostu zmieniły jego podejście. Ponadto nigdy nie zachowuje się on jak fanatyczny nazista - raczej jak człowiek niespełna rozumu. Zachwiana emocjonalność, dzień dobry dajcie mleczko, a za chwilę do widzenia wnieście MP40.
Ciesze się, że oglądałem to akurat w kinie, bo w domu nie byłoby takiego efektu..
"Ciesze się, że oglądałem to akurat w kinie, bo w domu nie byłoby takiego efektu.."
Coś w tym jest,ja też skusiłem sie i poszedłem do kina i nie żałuję,jednak kino "zmacnia" efekt oglądanych scen,działa bardziej na zmysły,może dlatego że jesteśmy pochłąnięci tylko na oglądaniu i nic nas w tym momencie nie rozprasza.
Co do komentarza że kobitki mogą odwracać wzrok, to nic z tych rzeczy ja sama jestem kobitką i wzroku nie odwracałam, a jak pokazywali jak jeden z bękartów skalpuje niemca to słyszałam nawet jak faceci na sali wydobywali z siebie dziwne dźwięki typu no nie.
..ale i tak było w miarę mało[jak na tarantino] krwi i przemocy. Porównajcie to chociażby z "Od Zmierzchu do Świtu" ;]
"Od zmierzchu do switu" to film Rodrigueza, QT pisal tam scenariusz, co da sie bardzo wyraznie odczuc przez pierwsza polowe filmu. Druga polowa, dziejaca sie w barze to juz 100% Rodriguez.
To wlasnie filmy rodrigueza cechuja sie hektolitrami krwi pojawiajacymi sie na ekranie. Tarantino tego nie stosuje (wyjatkiem jest Kill Bill), gdyz w jego filmach jest mniej wartkiej akcji, a wiecej gadania. Krew, wypadki, zabojstwa i ostentacyjne sceny skalpowania w Bekartach, czy rozwalenie glowy chlopaka na tylnym siedzeniu samochodu w Pulp Fiction, to sceny, ktore owszem - sa brytalne - ale to nie ten poziom, nie ten styl brutalnosci, co w filmah rodrigueza.
Prosze, nie wrzucajcie stylow tych dwoch panow do jednego worka i nie ujmujcie Rodriguezowi... nie zabierajcie mu tego filmu...