Jestem wręcz zachwycony tym filmem.
Czytałem gdzieś artykuł o tym filmie w którym pisano, że jest cześć osób któe uważae, ze Tarantino się skończył, wypalił i jego najnowszy film to klapa. NIC Z TYCH RZECZY!!!!
Gra aktorska:
Pitt udowodnił po raz kolejny, że może zagrać niemal każdą postać i to bardzo dobrze. Mimika twarza - on przez cały film ma identyczną minę.
Postaci są klarowne niektóre przerysowane, każdy ma swoją czytelną rolę w filmie.
Także to co robi w filmie Waltz (Landa) przechodzi najśmielsze pojęcie. Dżentelmen, kulturalny i wychowany ale jednocześnie morderca Żydów skuteczny jak cholera.
Nie jedna ale kilka drugoplanowych ról też świetnych np.: Til Schweiger czy Eli Roth.
Muzyka:
Jak zawsze w filmach Tarantino dobra, nakręcająca klimat, nie przeszkadza ale to Morricone w końcu...
Fabuła:
Akcja, czarny humor, groteska, aż żal że taki krótki jets ten film
Tarantino:
Film w stylu Tarantino w 100%. Uważam, że nie można go porównać do "Pulp..." czy "Kill Bill" tam był inny zamysł i tu był inny zamysł.
Wojna pokazana oczami Tarantino jest okrutna, groteskowa, są dobrzy bohaterowie którzy walczą ze złymi.
Tarantino znów w filmie miesza konwencje co ja osobiście bardzo lubię w jego filmach. Nie żałuje krwi ale do tego już nas przyzwyczaił, rozśmiesza. Pewnie jak i w przypadku "Pulp..." widzowie będą znajdowali ukryte przekazy w filmie, jakieś takie małe rzeczy które Tarantino skrzętnie ukrył i dopiero po obejrzeniu 5 raz filmu je się zaczyna wychwytywać.
Ja byłem zachwycony i pewnie sięgnę po film jak i "Pulp Fiction" czy "Wściekłe Psy" jeszcze nie jeden raz.
pozdrawiam
10/10
Zachwyciłam się Tarantino oglądając obie części Kill Billa, Death Proof mnie rozczarował, ale w Bękartach wojny wrócił do wysokiej formy. Genialne, błyskotliwe dialogi, zabawny Pitt, niejednoznaczny i wyrazisty Waltz, świetne aktorstwo, super zakończenie (nie będę zdradzać bo jest naprawdę zaskakujące). Najbardziej rozwaliła mnie scena w gospodzie, późniejsza w kinie a film zleciał nie wiadomo kiedy pomimo tego że trwa 2,5 godziny. Genialne kino. Uwielbiam Tarantino i czekam na jego kolejny film.
Sporo osób piszę, że "Death Proof" rozczarowuje, ale to nie do końca jest tak...jest to hołd Tarantina dla filmów klasy "B" z lat 70 których jest on wielkim fanem. Razem z Rodriguezem są lekko walnięci na punkcie horrorów, czarnych kryminałów i tego typu filmów, ale takich właśnie z "niższej pułki"....
pozdrawiam
Tobie się podobał, spoko, ale mi jednak czegoś zabrakło nie wiem do końca czego, wiem że to żaden argument ale mi bardziej przypadł do gustu Planet Terror, które jest bardziej obrzydliwy ale grają w nim aktorzy, których bardziej lubię no i klimat fajniejszy.
Przecież wiem że Planet Terror nakręcił Rodriguez. Przepraszam w którym momencie napisałam że to film Tarantino? Tak czy siak Planet Terror bardziej mi się podobał i napisałam tak mając na myśli cykl Grindhouse. Po prostu porównując oba filmy chciałam zwrócić uwagę że Planet Terror z tych dwóch części jest moim zdaniem lepszy.