Dla wszystkich, którzy zarzucają Quentinowi brak poczucia moralności, przedstawiam listę arcydzieł - literackich i filmowych, które również nie grzeszą wyczuciem moralności.
1. "Złoty wiek", reż. Luis Bunuel
2. "Lolita" Vladimira Nabokova
3. "Zwrotnik raka" i "Zwrotnik koziorożca" Henry'ego Millera
4. "120 dni Sodomy", reż. Pier Paolo Passolini
5. "Persona" Bergmana
6. "Wstręt" Polańskiego
7. "Piękność dnia" Bunuela
8. "Paragraf 22" Hellera
9. "M.A.S.H." Altmana
10. "Diabły" Kena Russella
11. "Kompleks Portnoya" Rotha
12. "Konrad Wallendrod" Mickiewicza (przekręt Konrada autentycznie jest godny Tarantino)
13. "tytus Andronikus" Szekspira
14. "Gorzkie gody" Polańskiego
15. "Człowiek z blizną" de Palmy
16. "Chłopcy z ferajny" Scorsese
17. "Taksówkarz" tegoż
i oczywiście - opus magnum amoralnego kina
18."Mechaniczna pomarańcza" Kubricka
Więc, gdy kolejny raz ktoś będzie utyskiwał na amoralność filmów Tarantino, proszę pamiętać, że większość wybitnych utworów jest wybitna właśnie po części dlatego, że nagina granice moralności.
Wydaje mi się, że trochę mylisz pojęcia. Zarzut amoralności w przypadku "Bękartów Wojny" jest uzasadniony, ale już w przypadku większosci zawartych na liście tytułów już nie (nie odnosze się do "120 dni Sodomy", bo nie uważam za arcydzieło dzieła stworzonego przez osobę skrajnie psychiczną;). Wezmy pierwszy z brzegu przykład literacki, czyli "Lolita" Nabokova - ani "Lolita", ani opowiadanie na podstawie, którego powstała, czyli "Czarodziej" nie stawia świata na głowie i nie przestawia pedofilii jako coś OK. Jest to po prostu fascynująca próba wejścia w psychikę chorej psychiczne osoby (Nabokov nie raz to robił w swoich powieściach). Zastanowienie się nad istotą przemocy, a nie gloryfikacja przemocy, którą można by nazwać amoralną przyswieca "Mechanicznej pomarańczy" Burgessa. Na liście jest sporo filmów gangsterskich, które przecież nie mówią "Pieprzyć prawo i wartość życia ludzkiego! Rozwalmy wszystkich i wezmy kasę". "Człowiek z blizną" pokazuje kompletny upadek głównego bohatera (staje się tak bezwzgledny i zły, że zabija z powodu wybuchu złości swojego najlepszego przyjaciela), "Chłopcy z ferajny" to nawrócenie gangstera, a "Taksówkarz" kończy się przecież sceną, gdzie źli ludzie dostają zasłużoną karę (choć tutaj sprawa jest skoplikowana ze względu na postać głównego bohatera). Oczywiście "Taksówkarz" to dużo głębszy film, ale w przedstawianiu problemów psychicznych osoby, która wróciła z wojny nie jest niczym amoralnym. OK mam nadzieję, że tyle wystarczy żebyś mógł zrozumieć mój punkt widzenia.
Dobrym przykładem innego całkiem udanego filmu, który Ty byś nazwał amoralnym, a jest tylko z pozoru amoralnym jest "Wszystko gra" Allena. Tam zło na zasadzie kompletnego, rządzącego życiem przypadku wygrywa, ale po minie głównego bohatera w ostatnich scenach widziemy, że nie jest tak, że on wrócił po dokonanej zbrodni do normalnego życia. Na jego twarzy maluje się życie z piętnem zbrodni i nie dające spokoju wyrzuty sumienia. Gdyby po dokonaniu zbrodni i dalszym "cudownym" oczyszczeniu z zarzutów wyglądał na mega happy to bym uznał ten film za głupi i amoralny.
Tarantino sam się przyznaje, że chciał zrównać żołnierzy, bo jak stwierdził w wywiadzie, który też czytałeś "everybody is everybody" lub jak przytoczył to ktoś inny w moim temacie o Bękartach "Everybody is a bastard!" (przyznasz, że to dość dziecinne rozumienie świata przez Tarantino). Zrównywanie wojennych zbrodniarzy i ludzi, którzy z nimi walczyli zawsze będzie amoralne i co tu dużo mówić... głupie - szczególnie jeżeli nie ma to naprawdę żadnego sensownego przesłania.
Ale, ale - przecież stawianie świata na głowie to motyw stary jak świat, i powszechny w europejskiej kulturze już od średniowiecza. Znany szerzej jako "karnawalizacja" świata. Coś takiego przyświeca właśnie "Bękartom..."
Moim zdaniem w "Bękartach..." zuyskano coś, czego nie było w innych filmach mówiących o hitleryzmie. Kiedy Spielberg ukazuje postać Amona (Ralp Finnes), to w pewnym sensie ją gloryfikuje. Niejeden widz by stwierdził, że od Amona wieje grozną, ale też niejeden pewnie zaczął go podziwiać. I w efekcie dochodzi do paradoksalnej sytuacji, kiedy to film krytykujący holokaust zaczyna go gloryfikować.
W "Bękartach..." udało się uniknąć tej pułapki. Za to jeden jedyny wątek, który wybrzmiewa tutaj zupełnie serio, to wątek panny Dreyfus - jedynej bohaterki filmu, którą jednoznacznie można nazwać tutaj ofiarą.
A co do "Chłopców z ferajny"... Nie mów, że nabrałeś się na owe "nawrócenie" bohatera. On tylko uratował swój tyłek, lecz ostatnia scena ukazuje, że niewiele żałuje ze swego gangsterskiego życia.
cytat: "Zrównywanie wojennych zbrodniarzy i ludzi, którzy z nimi walczyli zawsze będzie amoralne i co tu dużo mówić... głupie - szczególnie jeżeli nie ma to naprawdę żadnego sensownego przesłania."
Nie do końca się zgodzę. Wspomniany przedtem wątek z Shosaną Dreyfus pokazuje, że nie zawsze dochodzi tutaj do zrównania kata i ofiary. A scena z kijem baseballowym - cóż, tutaj wyraźnie zostało zaznaczone, że każda ze stron ma na rękach zbrodnię, tak jak i każda służy swemu krajowi.
"Zrównywanie wojennych zbrodniarzy, i ludzi, którzy z nimi walczyli..." - dla walczącego zbrodniarzem zawsze będzie ten, z którym się walczy.
Dodam jeszcze, że karnawalizacja pozwalała na wszelkie odchyleniaod normy, i na najbardziej heretycką herezję. Była to forma odreagowania. W obecnych czasach, kiedy karnawał jest tylko okazją do uczestniczenia w kilku zachowawczych balach, "Bękarty wojny" mogą służyć jako środekdo chwilowego odwrócenia znaczeń.
Witam.
Głos w sprawie "karnawalizacji".
Otóż termin ukłuł Bachtin w odniesieniu do jezyka w twórczości F. Rabelais'ego. Pierwotnie "karnawalizacjia" nie oznczała "odchylenia od normy" etc., tylko specyficzny język literatury - rubaszny, wspólnotowy, odwołujący się do "dołu kloacznego", mieszający styl wysoki z niskim, wielogłosowy, zawierający różne języki społeczne, czy zmniejszający dystans między bohaterem/narratorem a czytelnikiem.
Sam zaś karnawał nie "pozwalał na wszelkie odchylenia od normy, i na najbardziej heretycką herezję" - wręcz przeciwnie. Paradoksalnie, pomagał podtrzymywać ustalone normy i porządki oraz utwierdzał odwieczne relacje społeczne. Odwracał znaczenia, ale tylko po to, by - przewrotnie - zmusić do refleksji nad właściwymi definicjami znaków, znaczonego i znaczącego. Parodiował społeczne rytuały, ale ich nie negował.
Obecnie "karnawalizacja" zyskała nowe znaczenie - nastawienie na zabawę, kult teraźniejszości, bezrefleksyjność, anonimowość, kryzys tożsamości, przemieszanie ról, homogenizacja, negatywne zrównanie aspektów "wysokich" z "niskimi", "pionowych" z "poziomymi". O odwróceniu znaczeń mało można powiedzieć, bo współczesność/ponowoczesność ma problemy z określeniem w ogóle, co jest znaczące, a co znaczone.
Oto słowa mędrca;)
Zatem karnawał: "Odwracał znaczenia, ale tylko po to, by - przewrotnie - zmusić do refleksji nad właściwymi definicjami znaków, znaczonego i znaczącego. Parodiował społeczne rytuały, ale ich nie negował." (tak na moje oko - II rok filologii polskiej;))
Nie wiem, czy Tarantino miał na celu tak misterny zabieg, jednak jego "Bękarty..." a kto wie, czy nei cała jego twórczość, doskonale wpisuje się w powyższą definicję karnawalizacji.
Naprawdę trudno jest odnieść wrażenie, że w "Bękartach wojny" zrównano wojennych zbrodniarzy z ludźmi, którzy z nimi walczyli. Choćby wspomniana już Shosana Dreyfus, która jest jedyną prawdziwą ofiarą w tym filmie. Ukazywanie zbrodni bękartów nie jest zrównywaniem ofiar z katami, ale jest swego rodzaju artystyczną zemstą. Poza tym zbrodnicza działalność bękartów miała w obliczu wojny totalnej swoje strategiczne i psychologiczne uzasadnienie. Sianie grozy w szeregach wojsk niemieckich mogło na przykład obniżyć zdolność bojową Niemców, zgasić ich zapał, obniżyć morale, itp ;) W filmie Tarantino nie ma wątpliwości kto jest katem. Pierwsza scena zakończona rzezią rodziny żydowskiej nie pozostawia żadnych złudzeń. Z resztą cały film nie próbuje nawet udawać, że ma coś wspólnego z prawdziwą historią. Kontrowersje wokół tego filmu są moim zdaniem przereklamowane.
A czy ja mówię, że są? Mówię tylko, że już wiele innych amoralnych dzieł powstało, i przez wielu są uważane za wybitne.
sztuka, jaka by nie była, począwszy od malowideł ściennych w jaskiniach, poprzez literaturę, teatr aż po współczesne dzieła filmowe - zawsze była, jest i będzie w dużej mierze amoralna, zła, krwawa, rozpustna itd.. itp...
dlatego też sztuka jest sztuką i nie ma co się nad tym zbytnio rozwodzić.
Zgadzam się - przemoc już od czasów biblijnych była motorem napędowym każdej rzetelnej historii, bo przemoc to konflikt, a właśnie konflikt jest fundamentem każdej opowieści.
Bunuel-ateista,dzieki Bogu-jego słowa.
Pssolini-sodomita i zboczeniec
Altman-parodia w Mashu ostatniej wieczerzy
Polanski-zafascynowany satanizmem
Scorsese-dał ciala Kuszeniem Chrystusa.
Tarantinowi tez z katolicyzmem nie jest po drodze.
niech ktorys z nich,odwazyl by sie obrazic wiare Żydów i Arabów.
został by umieszczony na indeksie artystów zakazanych na łamach GW,lub sciety,albo scigany jak Rushdii.
Rozumiem, że wedłu Ciebie jedyną słuszną filozofią życiową jest filozofia chrześclijańska?
Bunuel był ateistą, jednak jego filmy dotyczące problemów religii są o wiele głębsze niż niejednego natchnionego katolika. Co do Altmana - nie mów, że uraziła cię owa scena? Polański - jego fascynacje satanizmem są mocno naciągane. Nazywając Polańskiego satanistą, nalezy nazwać tym mianem również Mickiewicza. Passolini - tutaj przyznam rację, postać kontrowersyjna. Co nie zmienia faktu, że jest on autorem jednego z wybitniejszych filmów o życiu Jezusa.
Co do "Ostatniego kuszenia Chrystusa" Powieść Kazantzakisa, której adaptacją jest film Scorsese, bywa polecana studentom seminarów duchownych, a sam Watykan przyznał, że w adaptacji Scorsese nie ma elementów heretyckich. Jednak, jak wiemy, jest wielu gorliwych katolików, którzy chcą być bardziej święci od papieża.
mam gdzies to co twierdzi Kosciół posoborowy-jestem Sedewakantystą.
dzieki filmom Polanskeigo mamy dwie juz 6-dziedka Woltera zamordowanego wraz Tate i młodego Frykowskiego-pewnie wiesz o kogo chodzi-zostala wnuczka Frytka-ale ona uwaza ze to tylko tyczy lini meskiej.
Defoe niedawno jeszcze uwazal iz zle zrobil grajac postac Chrystusa,a dzis gra u Triera-dla pieniazkow wszystko-nie jestem swiety,daleko mi do nich.
Oj, a ja naiwny myślałem, że za mord na Sharon Tate i Frykowskiego odpowiada Charles Manson. Chyba, że Ty widzisz w tej tragedii jaką apokaliptyczną karę za "Dziecko Rosemary".
bezposrednio tak-a jesli chodzi Dziecko-poczytaj sobie co sama Mia mowila po wystepie w tym filmie,jednak Frytka odnisla sie do tego-twierdzac iz dotyczy to lini meskiej.
Manson-to zabawka w rekach ludzi,ktorym Polanski i jego kompani nie zwrocili kasy za narkotyki.
sam lezal kase-wiec mu powiedzieli-zalatwisz tamtych,my ci twoj darujemy.
Powiedz mi: prowadziłeś śledztwo w tej sprawie, czy jak? Gdyby chodziło o narkotyki, to w 1969 roku pół Hollywood powinno zostać wymordowane. Ale ciekawi mnie, co mia mówiła o roli w "Dziecku..." bo nie miałęm okazji poznać jej opinii.
Rozumiem, że według Ciebie jedyną słuszną filozofią życiową jest filozofia chrześcijańska?
Bunuel był ateistą, jednak jego filmy dotyczące problemów religii są o wiele głębsze niż niejednego natchnionego katolika. Co do Altmana - nie mów, że uraziła cię owa scena? Polański - jego fascynacje satanizmem są mocno naciągane. Nazywając Polańskiego satanistą, nalezy nazwać tym mianem również Mickiewicza. Passolini - tutaj przyznam rację, postać kontrowersyjna. Co nie zmienia faktu, że jest on autorem jednego z wybitniejszych filmów o życiu Jezusa.
Co do "Ostatniego kuszenia Chrystusa" Powieść Kazantzakisa, której adaptacją jest film Scorsese, bywa polecana studentom seminarów duchownych, a sam Watykan przyznał, że w adaptacji Scorsese nie ma elementów heretyckich. Jednak, jak wiemy, jest wielu gorliwych katolików, którzy chcą być bardziej święci od papieża.
to nie filozofia tylko wiara-jedyna i słuszna bo pochodzaca od Boga,ktory sie nam objawił w osobie Jezusa Chrystusa,a ktorego odrzucili Żydzi,reszta to religie poganskie,pochodzace od czlowieka.
Niestety, osobiście jestem agnostykiem, i dla mnie każda religia jest wytworem człowieka. Na resztę rzeczy odpowiem wieczorem.
"pijac z kielicha widzy stajemy sie ateistami,ale na dnie tego kielicha czeka na nas Bóg"podobno to cytat fizyka od kwarków
"Niech ktorys z nich,odwazyl by sie obrazic wiare Żydów i Arabów.
został by umieszczony na indeksie artystów zakazanych na łamach GW,lub sciety,albo scigany jak Rushdii."
Spielberg w "Monachium" bardzo ciekawie ukazał dwulicowość Żydów, również Wooda Allen nagminnie wyśmiewa się z kultury semickiej, i jakoś mają się dobrze. Też nie przepadam za ortodoksyjną postawą wśród Żydów, jednak Taranino przede wszystkim chciał przedstawić film rozrywkowy, a jego wizja wojny nie jest wizją człowieka pragnącego rozliczyć się z przeszłością, lecz człowieka, który wojne zna tylko z kina.
Allen i Spielberg to Żydzi-dla swoich nietykalni.
za to Spielberg nie pokazał prawdy o Oskarze,o ktorym Emili Schindler pisze co innego.
Dla Allena nie ma nic swietego-pospolity trockista.
Akurat ortodoksyjny Żydzi nazwali po premierze "Monachium" Spielberga antysemitą. A co do prawdy o Oskarze, i w ogóle prawdy w filmach... i w ogóle prawdy jako takiej.
Na pewno pamiętasz z Ewangelii co odpowiedział Jezus Piąłtowi, gdy ten się spytał: co to jest prawda?
"Bawiac sie smola,zawsze sie pobrudzisz"madrosci Syrarcha
no nic uciekam.
mozna pogadac normalnie bez wyzwisk i inwektyw?
To powiedział przed pytaniem Piłata. Jednak na pytanie: czym jest prawda, Jezus nie daje odpowiedzi.
Rzekł do Niego Piłat: «Cóż to jest prawda?» To powiedziawszy wyszedł powtórnie do Żydów i rzekł do nich: «Ja nie znajduję w Nim żadnej winy.
po co Jezus mial mu odpowiadac-skoro wczesniej powiedzial co i czym jest prawda.
Piłat odparł: «Czy ja jestem Żydem? Naród Twój i arcykapłani wydali mi Ciebie. Coś uczynił?»
36 Odpowiedział Jezus: «Królestwo moje nie jest z tego świata. Gdyby królestwo moje było z tego świata, słudzy moi biliby się, abym nie został wydany Żydom. Teraz zaś królestwo moje nie jest stąd».
37 Piłat zatem powiedział do Niego: «A więc jesteś królem?» Odpowiedział Jezus: «Tak, jestem królem. Ja się na to narodziłem i na to przyszedłem na świat, aby dać świadectwo prawdzie. Każdy, kto jest z prawdy, słucha mojego głosu».