Nie wiem co myśleć! Naprawdę nie wiem... Film chyba można odbierać dwojako, ale Tarantino na pewno miał w tym jedną wizję. Dopiero nie dawno dotarło do mnie kilka faktów, które po trosze zmieniły mój pogląd. Przede wszystkim wpływ twórczości Sergio Leone na tą produkcję. Napięcie! Chyba najważniejszy aspekt. W filmie najważniejsza jest atmosfera niepokoju i napięcia. Uda się czy nie uda? Landa wie, że właścicielka kina to ta sama żydówka Shosanna, z która miał do czynienia na prowincji? Wygrają dobrzy, czy źli? Czy bękartom uda się wyjść cało z tak skrajnej i fatalnej sytuacji w piwnicy? Podczas trwania poszczególnych scen niczego nie można było być pewnym. Aż do samego końca towarzyszy nam niepewność. To samo się tyczy udanej operacji kino w wielkim finale i zaskakujący w nią wkład Hanza Landy, bo jak sam mówił na 99 % mielibyśmy rację, gdybyśmy przypuścili, iż będzie chronił fuhrera do samego końca. Quentin potwierdza moją tezę nawet w prezentowaniu scen oczekiwania, które mogą również odnosić się do całości tejże tezy. Otwierająca sekwencja przyjazdu nazistów do francuskiego kmiota, czy niemiecki oficer czekający na zagładę kijem baseballowym, to sceny nienaturalnie przedłużające się. Ten sam chwyt stosował Leone w kowbojskich pojedynkach, kiedy na ekranie nic się nie działo i wszyscy czekali. Ale czy Tarantino oddaje w ten sposób hołd, czy tylko parodiuje? Bo w Bękartach wychodzi to nienaturalnie i wręcz śmiesznie, w przeciwieństwie np. do finałowego pojedynku Dobrego, Złego i Brzydkiego. W dodatku muzyka Ennio Morricone w Bękartach, znak firmowy Sergia, podejrzane?
Moim zdaniem w historii kina nie mieliśmy jeszcze do czynienia z takim chwytem. Z pewnością, drodzy czytelnicy, oglądaliście wiele filmów wojennych i w każdym przypadku z choćby znikomą wiedzą na temat wojen, których dotyczyły te filmy, wiedzieliście jak to wszystko się potoczy, i kto wygra. Hitler do cholery nigdy nie ginie! Nikt nie zabija Hitlera, na długo przed tym, jak sam się zabiję w swoim bunkrze. Nikt go nie zabija, ach! Gdy oglądamy Bękarty towarzyszy nam to samo przeświadczenie. Jesteśmy pewni niepowodzenia misji i z każdą kolejną okolicznością sprzyjającą Operacji Kino narasta napięcie: "a może jednak? nie, nie przecież to niemożliwe, wiadomo jak to się skończy!" A tu kolejne zaskoczenie, i kolejne, i kolejne! Tarantino brutalnie spełnia nasze marzenia/ambicje dotyczące kolei fabuły, a nam się to podoba! TO CO NIE ZDARZA SIĘ W RZECZYWISTOŚCI, DZIEJE SIĘ NA EKRANIE, ale tu chodzi o pomieszanie ról, bo mamy dotyczenia z filmem wojennym, a takie zazwyczaj mają ustalone odgórnie reguły, gdzie tło historyczne oparte jest faktach.
Warto wspomnieć o jakże wspaniałej kreacji Brada Pitta, oraz o odkryciu takiego talentu jak Christopher Waltz. Zarówno Aldo Apaczowi oraz pułkownikowi Landzie mówię "bravo"! Jeszcze później coś dopiszę.
A więc?