Zdecydowanie. Audiowizualnie nie spotkałem się jeszcze z niczym lepszym. Jedyne, co umywa się pod względem jakości kadrów to „persona” Bergmana, ale to oczywiście zupełnie inny rodzaj filmu. Scenariuszowo jest świetnie, a akt drugi i trzeci to majstersztyk. Cała scena w piwnicy przywodzi mi na myśl ostatnią część „Nienawistnej Ósemki”. Zakończenie pięknie zawiązuje wątki. Kreacja, którą utworzył Waltz przejdzie do historii, jako coś w skali Phoenixa albo Ledgera w roli Jokera. Brat Pitt zagrał wybornie, podobnie jak Diane Kruger oraz Mélanie Laurent. Według mnie bezapelacyjnie jest to najlepszy film nie tylko Tarantino, ale jaki widziałem.