Quentin Tarantino w sposób genialny potrafi sprzedać kino klasy B. Sprzedać producentom, aktorom i samym widzom. "Bękarty wojny" to idealny tego przykład. Sam film tytułem nawiązuje do włoskiej podróbki "Parszywej dwunastki", jakkolwiek fabularnie nie ma z nią za wiele wspólnego. Nowy film Quentina Tarantino jest wypełniony po brzegi bawiącymi do łez głupotami, których pełno w kinie klasy B - zresztą, już sama fabuła zdradza, że nie mamy do czynienia z filmem na poważnie. Kommando żydów-morderców? "Żyd-niedźwiedź" zabijający kijem bejzbolowym? Jasne! Dodajmy do tego masę niepotrzebnej przemocy i trochę humoru... No i mamy typowy włoski film klasy B z lat 80-tych, haha... Kręcenie tego typu filmów samo w sobie nie jest czymś niezwykłym w dzisiejszych czasach, ale sprzedawanie ich z takim sukcesem, to już co innego.

PS. Brad Pitt po raz kolejny udowodnił, że jest świetnym aktorem. Dla samej jego gry - tak innej, od tych, którą widziałem w innych filmach, w których wystąpił - warto obejrzeć ten film. Scena udawania Włochów jest bezcenna!