PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=137747}

Bękarty wojny

Inglourious Basterds
2009
8,0 617 tys. ocen
8,0 10 1 616737
8,7 103 krytyków
Bękarty wojny
powrót do forum filmu Bękarty wojny

Cały Tarantino

ocenił(a) film na 6

Już sam pomysł, aby z II wojny światowej uczynić okazję do zabawy popkulturą wydał mi się chybiony, delikatnie mówiąc. Film to poniekąd potwierdza. Nie przekonała mnie ta historia. Na dodatek zbyt często balansowała niebezpiecznie na granicy dobrego smaku i stosowności, a czasem ją przekraczała. Film broni się wirtuozerią realizatorską, dobrym aktorstwem i pomysłowością czyli cechami, które są tak charakterystyczne dla Tarantino. I tym razem udało się Quentinowi mnie zaskoczyć: i filmem jako całością i konkretnymi scenami czy dialogami. Niestety arcydzieło to nie jest. Choć akurat to samo w sobie zaskoczeniem dla mnie nie było.

ocenił(a) film na 8
snoopy

Sie masz, snoopy.

Ów sympatyczny piesek-filozof z niezapomnianych "Fistaszków", (swoją drogą, ciekawe czy ktoś kiedykolwiek zrobi z tego film), jest niejako gwarantem, że nawet jeżeli nasze zdania co najnowszego dzieła boskiego Tarantino będą się różnic to zawsze będzie to dyskusja na poziomie, innymi słowy ani Ty ani też Ja, nie będziemy za przeproszeniem chrzanic a stawiac na przysłowiowy konkret.

A zatem...

"Film broni się wirtuozerią realizatorską..."

Czyżby? Wiesz co Mnie najbardziej odrzuciło od tego filmu? Co wprawiło mnie nieomal w gniew? Co kazało mi powiedziec, naturalnie wyłącznie do Siebie, "sorry, Quentin lecz w tym momencie nie mamy sobie już nic do powiedzenia". No, może trochę przesadziłem:)

Zbliżenia, całe te nieszczęsne zbliżenia skalpowanych niemieckich głów. Ja wiem, że to szczegół, dla wielu, byc może również dla Ciebie wręcz nieistony, ze mną jest inaczej.
Widząc to automatycznie stanęły mi przed oczami, różne, galaretowate, filmowopodobne twory klasy c lub d, których cechą wyróżniającą jest prymat krawej szczegółowości nad wszystkim innym, jest to zabieg celowy mający niejako powetowac widzowi stratę z okazji braku aktorstwa, muzyki, ciekawych dialogów, itd, niech przynajmniej taki jeden z drugim napatrzy się jak komuś w bardzo dosadny sposób wyrywa się flaki.

Ironia polega na tym, że tego typu kino było zawsze świetną pożywką dla twórczości Tarantino. Reżyser brał z tych filmowych ochłapów co tylko się dało a następnie odpowiednio miksował, tu dopełnił, tam wyrzucił, słowem, udawało mu się przyrządzic naprawdę smaczny, filmowy koktail, co ciekawe, był on jak najbardziej świeży, to tak jak gdyby ze starego trabanta zrobic nieomal najnowszy model Ferrari. Brzmi niedorzcznie, a jednak Tarantino coś takiego się udało i to co najmniej dwa razy.

Wiem, czepiam się tego jak pijany płotu, ale zarówno w "Reservoir Dogs" jak i w "Pulp Fiction" ani razu nie mieliśmy podawanych "flaków" na tacy. One istniały, jak najbardziej, były bardziej namacalne niż w jakimkolwiek innym filmie, po prostu geniusz realizatorski Tarantino nam to sugerował tyleż delikatnie co dosadnie, ta wyraźna sprzecznośc stała się nieomal znakiem rozpoznawczym tarantinowskiego talentu.

Do czasu.

Oglądając "Bękarty wojny" wyobraziłem sobie scenę w której Mr. Blond w pełnym detali zbliżeniu odcina brzytwą ucho pojmanemu przez siebie "glinie", wyobraziłem sobie szatkowane kulami Julsa i Vincenta, ciało Breda, zobaczyłem jak głowa murzyna, który był wtyczką tamtych dwóch eksploduje niczym wulkan.

Wyobraziłem sobie to wszystko czego wcale nie chicałem sobie wyobrażac.

Realizując "Bękarty wojny", Quentin Tarantino odszedł o całe metry taśmy filmowej od swoich pierwszych, najlepszych filmów.
Postawił na prymitywną wręcz dosłownośc, dołączając tym samym do tych wszystkich, którzy nieudolnie próbowali go naśladowac.

Wirtuozeria realizatorska? W którym miejscu?

ocenił(a) film na 6
Nick_filmweb

Sie masz, Nick.

Twój avatar też pokazuje, że rzeczywiście możemy się dogadać. (A tak a propos masz już White Lunar?)

Wiesz, jakoś nie zwróciłem uwagi na to, co ty piszesz. Może dlatego, że mam w pamięci ostatnie filmy, które Tarantino firmował swoim nazwiskiem (jako reżyser lub producent), tj. Grindhouse'y. Chyba za bardzo się zapatrzył w tę stronę i stąd te skalpy.

Wirtuozerię realizatorską widzę w poszczególnych scenach (np. rozmowa Landy w chacie Francuza na początku lub scena w knajpie/piwnicy albo śmierć Shosanny) a także w bawieniu się konwencjami (to Quentinowi zawsze wychodziło). Właśnie o tym myślałem pisząc te słowa.

Z drugiej strony, całość filmu mi się nie klei. Poszczególne sceny są świetne, ale razem nie tworzą spójnej całości i w efekcie powstaje niemały chaos. Biorąc to wszystko pod uwagę "wirtuozeria realizatorska" to może nieco zbyt dużo powiedziane. Tak, czy siak potrzebne są tu dopowiedzenia i dzięki, że je wywołałeś.

snoopy

"Zbliżenia, całe te nieszczęsne zbliżenia skalpowanych niemieckich głów."

Widzisz,a ja sądzę,że zbliżenia te są potrzebne, aby spełnić niektóre założenia filmu. Wyobraźmy sobie ,że w takim Kill Billu, O Ren ginie trafiona nożem przez szparę w drzwiach. Słyszymy tylko jej krzyk. Chyba bym się załamał...Musiałbym sobie dopowiadać to, do czego byłem przygotowywany nie tylko przez większość trwania filmu, ale także przez długi czas oczekiwania na niego. Bo co mówi Uma Thurman w trailerze? Mówi o straszliwej, pełnej ofiar, krwawej zemście. A co mówi Brad Pitt w trailerze? Mówi o okrucieństwie, rozczłonkowanych ciałach nazistów i skalpach. Tu nie ma miejsca na dopowiadanie, bo krwawa eksterminacja jest jednym z głównych elementów filmu. Chciałbyś dopowiadać sobie gołe babki w pornosie, którego głównym elementem są gołe babki?! Przytoczona przez Ciebie śmierć Brada i Mervina z PF jest nie na miejscu, bo są to tylko wystraszone pionki z filmu, gdzie zabijanie czy zemsta nie są w żadnym razie głównymi elementami. Bez tych scen poczułbym się oszukany przez Tarantino.A tak na marginesie, to chyba zbyt usilnie starasz się wymyślić jakąś teorię, bo owych zbliżeń było dosłownie kilka i w zasadzie od tego powinienem zacząć tą wypowiedź.

ocenił(a) film na 8
bilbul

Niczego nie staram sie wymyślec na siłę. Chodzi mi jedynie o to o czym już napisałem.

W "Reservoir Dogs", Tarantino stac było na to, żeby nie pokazywacz detalami odcinanego ucha policjanta, uważasz, że tak postac również była marnym pionkiem? Poczułeś się oszukany, że w tym momencie kamera odsuwała się w bok?

Gdyby w przypadku skalpowania było podobnie to byś się nie domyślił, że komuś zdzierane są włosy z głowy? Nie wierzę.

Snoopy, masz na myśli ostatnią płytę Cave'a? Nie, jeszcze nie słuchałem, jaka jest?

Nick_filmweb

Polecam (odbiegając od głównego tematu) koncerty Hugo Race'a - wokalisty i gitarzysty, który współpracował z Cavem i gra dość zbliżone klimaty. 3 koncerty w Polsce już w październiku:

21.10 we Wroclawiu, w klubie Firlej
22.10 w Warszawie w CDQ
23.10 w Olsztynie w Bohema Jazz Club

pozdrawiam!

ocenił(a) film na 8
OLD_VHS

Hugo Race? Czy to przypadkiem nie jest imię i nazwisko jednego z bohaterów "Lost"?

No, właśnie, weźmy takiego Cave'a. Jak facet pięknie się rozwijał. Od pełnych furii songów na pierwszych płytach po takie "The Boatman's Call" a przecież to ciągle ten sam Nick Cave.

A Tarantino? Szkoda gadac, zamiast rozwijac się, ten facet się... zwija.

Rasumując: "Bękarty Wojny", tak, ale tylko dla zagorzałych fanów twórczości byłego sprzedawcy w wypożyczalni video.

Nick_filmweb

Czuję,że się powtarzam. W "Reservoir Dogs" niepokazane, odcinane ucho nie kłóci się z ideą filmu. Nie jest to bowiem film o krwawej zemście na policjantach. Za to "Kill Bill" i "Bękarty" są filmami o krwawej zemście na oprawcach i Tarantino daje widzowi tą, wypływającą z prostych instynktów, satysfakcję. Daje, bo obiecał. Odpowiadając na Twoje pytania:tak, policjant to pionek, tak, domyśliłbym się,ale akurat w tym filmie wolałbym to zobaczyć.Tarantino idzie dobrą drogą. Myślę,że jakby chciał to nakręciłby jeszcze ze 4 takie Pulp Fiction. Na szczęście w filmach o gangsterach naturszczykach osiągnął już wszystko co się da.Czas pójść dalej.Uspokoić postacie, zmienić tematykę, dodać trochę liryzmu. Kłopot mają Ci, co się zakochali w blondynce i mają problem z przestawieniem się na równie ciekawą brunetkę.Następna będzie pewnie ruda. Ja w to wchodzę.

ocenił(a) film na 8
bilbul

Cóż, twoja odpowiedz odnośnie ucha w "psach" jest całkiem przekonująca z drobnymi poprawkami odnośnie kolejnych punktów. Nie wiem w którym miejscu w "Bękartach" widzisz dawkę liryzmu? Z pewnością dasz odpowiedź, ale nie sądzę, że będę wobec niej w jakiś szczególny sposób wyrozumiały.

Jeszcze...

"Myślę,że jakby chciał to nakręciłby jeszcze ze 4 takie Pulp Fiction"

Odważne słowa, tym bardziej, że "Pulp Fiction" to nie tylko opowiastka o "gangsterach naturszczykach".

Tarantino totalnym ewenementem pośród reżyserów filmowych, który mógłby za jednym pstryknięciem tworzyc same arcydzieła, ale... mu się nie chce.

Nie wchodzę w to, ani tym bardziej, nie kupuję.

"Czas pójść dalej.Uspokoić postacie, zmienić tematykę"

Uspokoic postacie? W jakim sensie? Uspokoic, znaczy, pozbawic ich wielowymiarowości? Zgadzam się, tyle, że to jawny krok wstecz.

"Kłopot mają Ci, co się zakochali w blondynce i mają problem z przestawieniem się na równie ciekawą brunetkę.Następna będzie pewnie ruda".

Ja to widzę tak:
To nie jest w żadnym razie kwestia kosmetyki, ale charakteru. Wg Ciebie obie: blondynka i brunetka są jednakowo atrakcyjne, wg mnie, nie.
Brondynka była piękna, inteligentna i czarująca, za to brunetka okazała się odrobinę przygłupia, co z tego, że ładna.


Nick_filmweb

Liryzmu jest od groma. Nie trzeba Twojej wyrozumiałości, bo to zwyczajnie fakt jest. Początkowa scena, oczekiwanie na przyjazd Landy,kłębiące się w głowie Pierra myśli przy minimalnym nakładzie słów. Wyjście Eli Rotha z tunelu-to samo.Bezcenny wyraz twarzy Wernera i znów tysiąc myśli i widz pozostawiony z nimi na dłuższą chwilę.W PF tego nie było.Ale nie o tym.

Żeby nie było,PF uważam za arcydzieło.Jednak nie chciałbym,żeby Tarantino ugrzązł w jednego typu kinie.Drugi Guy Ritchie?Nie, dziękuję.Dobre filmy trzaska,ale każdy kolejny,staje się już tylko kolejną gangsterską wariacją.Dlatego daleki jestem od krytykowania obrazów Tarantino za to,że są inne niż arcydzieło zwane PF. PF już nie wróci,a zaślepienie tym tytułem skutecznie blokuje pozytywny odbiór innych filmów QT.Dla mnie i tak Kill Bill vol. 2 rządzi, łamie nawet PF.Za to Deathproof wg mnie ssie. Zawsze jednak mam świadomość,że cokolwiek wypuści QT, będzie to w inny sposób pobudzało moją wrażliwość i budziło dotąd uśpione jej fragmenty.Dlatego myślę,że kroczy dobrą ścieżką. W ogóle to chciałem napisać coś innego,ale nie zdążyłem do końca zebrać myśli.

ocenił(a) film na 6
Nick_filmweb

Płyta Cave'a z Ellisem jest głównie instrumentalna. Jeśli słyszałeś przepiękną muzykę z filmu "Zabójstwo Jessego Jamesa przez tchórzliwego Roberta Forda" to wiesz o czym mówię. "White Lunar" to dwupłytowy album w podobnym klimacie, z tym że po pewnym czasie robi się nieco nudnawy. Ale i tak jest dobrze. Pozdrawiam.

ocenił(a) film na 8
snoopy

"Liryzmu jest od groma. Nie trzeba Twojej wyrozumiałości, bo to zwyczajnie fakt jest. Początkowa scena, oczekiwanie na przyjazd Landy,kłębiące się w głowie Pierra myśli przy minimalnym nakładzie słów. Wyjście Eli Rotha z tunelu-to samo.Bezcenny wyraz twarzy Wernera i znów tysiąc myśli i widz pozostawiony z nimi na dłuższą chwilę.W PF tego nie było.Ale nie o tym"

Stary, to wg Ciebie są sceny liryczne? W takim razie co liryzmem nie jest, chyba jedynie skalpowanie i walenie bejsbolem po łbie.

Rozumiem, że poszedłeś tropem liryki, której głównym przedmiotem przedstawienia są przeżycia wewnętrzne, ale mi chodziło o liryzm a nie o lirykę co wbrew pozorom, nie jest tym samym.

Liryzm traktuje jako pewne "zatopienie się" we własnej wrażliwości co w kształcie ekranowym przekłada się na sumę gestów, spojrzeń, wreszcie słów, pomiędzy kobietą a mężczyzną, dorosłym a dzieckiem, etc.

Jeżeli wyjście Rotha z jaskini z bejsbolem pod pachą to dla ciebie liryka wględnie liryzm to o czym my w ogóle piszemy?

Wg takiego punktu widzenia, najbardziej lirycznym postaciami w historii świata byli Stalin i Hitler, dwaj najwięksi zbrodniarze. Ileż to emocji, tudzież przeżyc wewnętrznych kumulowało się w nich za pośrednictwem Żydów.

Dla mnie czysty liryzm w kinie to finał "Świateł Wielkiego Miasta" Chaplina, to jedna z kulminacyjnych scen w "Million Dollar Baby" Eastwooda, to śmierc Malone'a w "Nietykalnych", to śmierc Vito Corleone w "Ojcu Chrzestnym" Coppoli, wreszcie płacz Umy w finale "Kill Billa" a wcześniej, sama rozmowa z Billem, przepełniona nieoczekiwanym liryzmem.

Co do sceny początkowej, przybycia Landy do wioski, tu się zgadzamy no ale na tym koniec.

użytkownik usunięty
snoopy

(wiem, że nie na temat, ale: fajnie, że sobie tak pogadaliście Panowie snoopy i Nick_filmweb, od serca o filmie, na temat, bez wrzutów, konkretnie, nikt się nie obraził...rzadkość teraz w internecie! jestem pokrzepiona :) )

ocenił(a) film na 8

Dzięki, po prostu widząc avatar snoopiego nie mogłem pisac inaczej:)

ocenił(a) film na 8
Nick_filmweb

O, jeszcze, coś:

"Reservoir Dogs"

Ile pięknego liryzmu, ileż lirycznej maestrii jest w scenie kiedy Mr. Orange wyjawia dla Mr. White to, kim naprawdę jest, następnie, skowyt bólu postaci granej przez Keitlea, wpadają gliny, strzały, koniec. Przy tym filmie padłem na twarz i długo nie mogłem się podnieśc:)

"Pulp Fiction"

Chocby finałowa rozmowa Julesa z Pumpkinem.

W sumie za najlepszy film Tarantino wcale nie uważam "Pulp Fiction", nigdy nie byłem nim zaślepiony.
Dla mnie to "Reservoir Dogs", wyjątkowo nie lubię polskiego tytułu, pasującego jak wół do karety.
Debiut Tarantino to jedyny film w jego drobku, który autentycznie porywa, szarpie trzewia, kipi od emocji, andrenaliny, etc.

W pełni zgadzam się z zarzutami, że jego filmy są właśnie puste w sensie emocji, że to tylko kunsztowa forma.

"Reservoir Dogs" jest nieomal jak grecka tragedia. W każdym razie Szekspir ani trochę by się nie powstydził gdyby coś takiego napisał.
Forma=treśc.

Może jeszcze dorzuciłbym "Jackie Brown", od biedy, choc to również świetne kino a później...

"Death Proof", "Kill Bill", - mimo, że bardzo mi się podobały to jednak dostrzegam w nich ów prymat formy nad treścią.

W "Bękartach" są dwie świetne rzeczy: Prolog i epilog, pomiędzy nimi wg mnie nie ma ani formy ani treści, choc naturalnie to tylko moja, prywatna opinnia.

ocenił(a) film na 8
Nick_filmweb

Witam.

Warto postawić pytanie do czego zmierza mr. "T". Czy celem jest stworzenie ładnie opakowanego, krwawego, pseudo-intelektualnego gówna. Czy może jest ironia Tarantino wypłynęła na trochę szersze wody?

Film oglądałem w multipleksie, rzecz jasna popcorn, cola i śmiech zrywający skalpy z głów. Widownia dobrze się bawi, krew się leje itp itd. Tylko po co ? Czy geniusz Tarantino doszczętnie się wypalił? Nie sądzę. Ktoś kiedyś powiedział : "sztuka jest odbiciem świata w jakim żyjemy". Jeśli taki jest świat, powinniśmy się wstydzić... może ten wstyd nas choć trochę zmotywuje. Tarantino doskonale wie co przyciąga tłumy, nie sądzę też iż stałby się kretynem z talarami w oczach. Bawi się widownią. Tylko kto zrozumie, że staliśmy się elementem jego ironii?

Jeśli tak jest to czym różni się jego film od popularnej "strzelanki"? Absurdem. Niedorzecznością do tego stopnia iż kobitka biega z giwerą w nodze, i sieka na kawałki zmutowane łajzy, wyzwolona Uma z niezwykłą precyzją dokonuje wendetty na setkach, a hybryda poganiacza krów i czerwonoskórego hero z ameryki staje się dowodzącym szeregami "żydowskiej dwunastki", i teraz razem planują atak na groteskowych nazistów, gdzie żołdem są skalpy. Sieka. Kina pełne. Popcorn się sypie. Nasze "dzisiaj" odbija się w naszych oczach. Czy po tylu filmach nie czas wyjść z ironią do widzów zaśmiać się z ich samych? Może to jest sposób na otworzenie oczu nam wszystkim.

Pozdrawiam

ocenił(a) film na 6
Nick_filmweb

Ja także. :) Zresztą ja jestem w zasadzie łagodnym pieskiem i rzadko wykopuję topór wojenny. Ale konkret lubię.