I to żadna ironia, Tarantino zrobił chyba najzabawniejszy film w swojej karierze i oczywiście to mi się podoba. Wszystko przedstawione z maksymalnym dystansem. Bardzo mi się podobało nagromadzenie ciekawostek i smaczków (te wszystkie rozmowy o filmach, przerywniki dokumentalne i inne zabawy). Dodatkowo te dialogi w których mówią o kinie niemieckim podobały mi się z tego samego powodu co płyta "Chore Melodie" Słonia- jak kojarzę dużą część tytułów o których jest mowa, a większość nie kojarzy czyli można mile połechtać swoje ego bo inni są mniej kumaci. Spodziewałem się filmu akcji i to brutalnego, ale jak się okazało tego pierwszego jest bardzo mało, tego drugiego też niewiele jak na ostatnie wyczyny reżysera. W zasadzie całość wydaje się być zbitkiem 10 ultradługich scen. Fabułę budują dialogi, czasem trochę nudzą (pierwszy rozdział trochę zawiódł- tylko muzyka była niezła) czasem są mistrzowskie (scena w barze w piwniczce). Zakończenie pełne niespodzianek, acz to że "Łowca żydów" okazał się takim kretynem było już przesadą. Chwalę ten film bo wart jest pochwały, ale arcydzieło, to nie jest. Ba, jest to kolejny dobry film Tarantino, ale tylko ciut lepszy od Death Proof. Niestety, zabrakło tu czegoś więcej, jakiejś konkretnej zabawy z widzem (bo Tarantino po prostu wykorzystał kilka różnych chwytów, ale w całość się one nie łączą). Dlatego 7/10

PS: Mam nadzieję że skoro tyle tu jest rozmów o Georgu Wilhelmie Pabst to sięgniecie po jego dzieła z ciekawości. Choć swoją drogą to słyszałem że Hitler zakazywał rozpowszechniania jego filmów więc skąd u żołnierzy III rzeszy takie uwielbienie. Chyba że się mylę.