pierwsza scena przypomina tę z Pulp Fiction kiedy Jules i Vincent idą do gości po walizkę. Na początku długa rozmowa o bzdurach budująca napięcie i zwiastująca nadchodzącą tragedię. Obie sceny kończą się strzelaniną. Gdy Pułkownik pije szklankę mleka jest to dokładnie picie coli przez Julesa. Podobnie prośba o zapalenie fajki to jak pytanie o skosztowanie big kahuna burgera.
Dalej jest jak w Kill Bill - ocalała z masakry dziewczyna planuje zemstę na oparwcy. Muzyka także przypomina tę z Kill Billa - spagetti westernowe motywy morriconowskie itp.
Ogląda się to wszystko z wielkim napięciem. Dużo humoru, świetnie zrealziowane sceny, niesamowite dialogi. To wszystko sprawia, że 2,5 godziny mijają w okamgnieniu. Film nie nudzi i podobnie jak Death Proof niby o niczym, ale jednak wciąga
9/10 (rzeczywiście najlepszy film Tarantino od czasu Pulp Fiction)