Może jestem zbyt głupi, żeby zrozumieć jego filmy, może nie dostrzegam ukrytego w nich piękna, może nie rozumiem występujących w nich postaci. Więc wytłumaczcie mi, co w jego filmach jest takiego, że dostają tak wysokie oceny?
Oglądałem swojego czasu Pulp Fiction. Nie znałem wtedy ww reżysera. Film uznałem za jeden z najgorszych w jakie oglądałem. Kiedy zacząłem oglądać Bękarty Wojny, także na początku nie wiedziałem że film jest Tarantiono. Skończyłem oglądanie na scenie w restauracji. Był bez sensu, bez przesłania, bez akcji, bez humoru. Takie sranie o niczym.
Wytłumaczcie mi, na czym polega fenomen jego filmów, bo nie rozumiem...
Eh widocznie nie twój gust trudno. To że nie rozumiesz jego filmów i nie lubisz statycznej fabuły to nie oglądaj jego filmów bo po prostu ci się nie spodobają. Mi osobiście Bękarty wojny przypadły do gustu za humor tak samo było w przypadku Od zmierzchu do świtu czy nawet Grindhouse Death Proof. A co do jego fenomenu ... nie ma drugiego takiego reżysera :]
No na pewno drugiego takiego reżysera nie ma, chociaż jego filmy mógłbym porównać fabułą do wielu polskich gniotów. Ale masz zapewne rację, że to kwestia gustu, a o gustach się nie dyskutuje, więc idąc za twoją radą, nie będę oglądał jego twórczości. Żeby nie było, nie obrażam go, tylko go nie rozumiem i przedstawiam moje skojarzenia.
Hmmm, a do jakich? Bo mnie żaden polski gniot w tym momencie nie przychodzi do głowy - kiedy podasz prosiłabym również o uzasadnienie. Podejrzewam, że porównasz Kill Billa do jakichś dennych polskich produkcji, typowo gangsterskich - w tym momencie moim zdaniem nie będziesz miał racji, ale nie uprzedzam faktów.
Ja wielką fanką Tarantino nie jestem - ale mam słabość do niektórych jego filmów. "Pulp Fiction" też niespecjalnie mi się podobało, ale plus za cytaty, które chyba już na zawsze zostaną zapamiętane i będą klasyką współczesnego kina. "Zrobię Ci z dupy jesień średniowiecza" - kapitalne. Ale już "4 pokoje", "Bękarty wojny" czy oba "Kill Bill-e" bardzo mi się podobały. :)
Kill Billa nie oglądałem, więc nie jestem w stanie go do niczego porównać. Jeśli chodzi o dwa filmy które oglądałem, czyli Pulp Fiction i Bękarty Wojny, to porównując je do PL twórczości chodzi mi tu przede wszystkim o akcję, czyli że nic się nie dzieje, rozwija się ona strasznie powoli i nudno. Ostatecznie nie wiadomo o co w tym filmie chodzi, nie wiadomo czy jest to komedia, film sensacyjny, historyczny czy może thriller.
Jesteś kolejną osobą, która przede wszystkim chwali dialogi Tarantino, które na pewno są świetne. Ale co poza tym?
Miałam nadzieję na konkretne polskie filmy, bo w tym momencie gadamy po próżnicy. Mnie się one kompletnie z żadnym polskim filmem nie kojarzą. Jeśli porównujesz twórczość Tarantino do polskich filmów to powinieneś mieć konkretne argumenty - inaczej Twój argument jest niewiarygodny i świadczy jedynie o tym, że Ty nie rozumiesz poczucia humoru tego reżysera.
Tarantino - poza niebanalnymi dialogami, jest jeszcze jego styl, czarny humor w jego wykonaniu jest świetny, aktorów też najczęściej dobiera sobie przednich i najczęściej również bardzo dobra muzyka - przy czym mówię tutaj o filmach, które mi się podobają. "Bękarty wojny" nie mają w sobie nic z filmu sensacyjnego czy thrillera - jest to raczej wojna w krzywym zwierciadle - dużo momentów do śmiechu, ale jednocześnie okazywało to wojenną tragedię. Jeśli nie zrozumiałeś o co chodzi w tym filmie, widocznie oglądałeś niedokładnie - ale nie pisz, że ogólnie nie wiadomo o co chodzi.
Mnie bardzo odpowiada poczucie humoru jaki prezentuje Tarantino w swoich filmów - czerpie z wielu kiczowatych, kiepskich produkcji i na swój sposób wyśmiewa je. Trzeba to lubić. Ty tego nie lubisz i trudno, ale nie powinieneś w takim układzie mówić, że kojarzy Ci się to z polskim badziewiem, bo jest to niesprawiedliwe.
Pulp Fiction bardzo przypominał mi polski film "Job". Nie fabułą, bo tam jest mowa o gangsterach, mafii itp, a w Job o studentach i innych prostych ludziach. Przypominał mi tym dziwnym gatunkiem filmu, czyli kilka scen, które tak naprawdę wcale nie mają z sobą wiele wspólnego i w których kompletnie nic się nie dzieje, albo dzieje się to strasznie długo przez co zatraca swoją dynamikę akcji (ogólnie akcję?) . Poza tym oba filmy są dla mnie mało śmieszne, a wręcz żenujące, ale to akurat kwestia humoru, wiadomo nie każdy ma taki sam. Job to tylko przykład polskiego filmu, bo większość nich jest podobnych (chodź rzadko oglądam polskie kino).
Jeśli chodzi o Bękartów, to nie oglądałem całego filmu. Przestałem bo mnie nudził niemiłosiernie i sprawiał że co minutę patrzyłem na zegar ile jeszcze tej męczarni. Jednak do momentu do którego oglądałem, nic się ciekawego nie działo i nie wiedziałem o co w nim chodzi.
A co do Twojego ostatniego zdania, to każdy ma prawo do własnej opinii, a skoro mi się to kojarzy z polskimi gniotami to nie będę tego ukrywał :) pozdrawiam
Nic się nie dzieje? A co z rozstrzelaniem żydowskiej rodziny przez podłogę w pierwszej scenie?
Podziwiam, z jaką walecznością bronisz Tarantono, czytalam twoje wypowiedzi już w wielu tematach dotyczących jego filmów. Jestem z tobą:D Ja Tarantono uwielbiam, kocham wszytskie jego filmy. Ale nie mam już cierpliwości tłumaczyć ludziom, dlaczego jest taki wyjątkowy. Przykro to mówić, ale polski odbiorca przyzwyczaił się do standardowej, oklepanej formy. Albo potrafi się wyczuć dustans, groteskę, dowcip Tarantino, albo nie.
Pozdrawiam:))
Tylko że więcej jest ludzi, którzy uważają że te filmy są wyjątkowe i naprawdę mało kto jest w stanie mi wytłumaczyć czemu. I nie krytykuj polskich odbiorców, bo o gustach się nie dyskutuje.
To jak się nie dyskutuje to 1) dlaczego Ty możesz krytykować filmy Tarantino, a my polskich już nie. 2) Tak naprawdę sam nie podałeś żadnego istotnego argumentu. "Bo ja nie lubię" - jedyny argument - nie lub sobie dalej, ale jak ja mam Ci uargumentować i co tak naprawdę? Twoje porównanie "Pulp fiction" do "Joba" zmiotło mnie pod fotel, bo było bardzo niedorzeczne, tym bardziej, że sam sobie zaprzeczyłeś.
Ja nie krytykuję filmów Tarantino, tylko stwierdzam że ich nie rozumiem, co możesz wyraźnie przeczytać w pierwszym poście. Nastomiast nigdy nie krytykowałem fanów jego twórczości. marlakjohn jednak skrytykował ludzi podobnych do mnie, twierdzą że lubimy tandetę i standardy.
O gustach niby nie. Ale już o bezguściu, jak najbardziej. A przeciętny polski widz, w bezguściu niestety się topi. Nie akceptuje niczego, co niekonwecjonalne, co odbiega od schematu. A filmy Tarantino odbiegają od schematu.
a nie dopuszczasz do siebie myśli, że filmy Tarantino mogą się komuś nie podobać? Poza tym o czym my w ogóle dyskutujemy? Jeśli ja niekonwencjonalnie wyjdę nago na ulice to też ludzie mają mi bić brawo? Twój argument nie jest żadnym argumentem.
Wychodzenie nago na ulicę dawno przestało być niekonwencjonalne. :P Co chwilę się takich łapie.;P
Dziękuję. ;) Bronię, chociaż nie jest moim ulubionym reżyserem (co nie znaczy, że nielubianym), ale wkurza mnie zakładanie, że to humor dla debilów. A w większości przypadków tak jest. I to mnie denerwuje - bo gdyby to było napisane w trochę inny sposób. Trzeba umieć docenić tę groteskę i humor - może on komuś nie odpowiadać, ale docenić trzeba.
Tarantino ma po prostu ogromny dystans do kina i bawi się konwencjami. Są tacy, którzy lubią taką zabawę i są tacy, którzy traktują to jako coś obrazoburczego. Gdzieś po środku są osoby, które nie do końca wiedzą co się w ogóle dzieje i czują się zagubieni lub znudzeni.
Kwestia gustu po prostu.
No i zdecydowanie w rozumieniu Tarantino pomaga oglądanie dużej ilości filmów. Przede wszystkim kiepskich, do których on się odwołuje. ;]
"Gdzieś po środku są osoby, które nie do końca wiedzą co się w ogóle dzieje i czują się zagubieni lub znudzeni." Ja byłem zdecydowanie znudzony. Co pół minuty zerkałem "ile jeszcze do końca" bo chciałem za wszelką cenę dokończyć film. Co do bawienia się konwencjami i jego dystansu do kina, mam wrażenie że wychodzi z tego taki Ędward Ącki polskiej polityki :) tak tak, możecie mnie zjeść za to porównanie.
Mi daleko do zjadania kogoś za jego gust, czy nasuwające mu się skojarzenia. Przynajmniej tak długo, jak ten ktoś nie ma nic przeciwko, że ja się na każdym filmie Tarantino po prostu genialnie bawię. A dzięki istnieniu ludzi, którzy tego stylu nie lubią mam powody liczyć na to, że ktoś może jeszcze da radę coś nowego i ciekawego zrobić w kinematografii, zamiast powielać schematy starych mistrzów. Tak więc pozdrawiam.
co to znaczy ciekawego?
dla mnie to gniot
a to co się robi z historią to co innego, można opisać ten film jako komedie, hot shot 23
bardziej do tego tytułu pasował film o obozie koncentracyjnym to by dopiero było jakby tarantino zaczął się w tej kwestii poruszać
tak naprawdę to nic dla mnie nie zmienia ten film poza odgrzewaniem starych kluchów w roli gł z Eastwoodem np Złotem.... czy innego badziewia, tylko nie pojmuje jak ma tak wysoką notę i jak ktoś mówi o konwencji, że coś się w niej zmienia
dałeś 10/10 ciekaw jestem ... naprawdę nie widziałeś w swoim życiu lepszego filmu?
bo mnie np scenariusz nie zaskoczył, był taki jak każdy inny? bo kamerę ustawili inaczej? bo dialogi były jakieś inne? efekty specjalne? brad zagrał jakoś szczególnie? no nic ! nic tam nie było innego, nowatorskiego, zwykła sieka bez wyrazu
Określenia "coś ciekawego" użyłem wyrażając nadzieję na rozwój kinematografii. Jakbym wiedział co to ma być, to nie byłoby to ciekawe.
Przyznaję, że nie wszystko z Twojej wypowiedzi rozumiem, bo jest dosyć chaotyczna, więc ciężko mi się też konkretnie do niej odnieść, bo musiałbym dyskutować nie z Tobą, a z tym, co mi się wydaję, że uważasz.
Czy gdzieś jest napisane, że ocena 10/10 oznacza, że nie widziało się w swoim życiu lepszego filmu? Ja się na tym filmie doskonale bawiłem a do tego wywołał u mnie głębszą refleksję. Na pewno na wysoką ocenę ma wpływ, że oglądałem go w świetnym towarzystwie, wzbudził ciekawe dyskusje no i mam sympatię do reżysera. Można się oburzać, że rzeczy spoza filmu wpływają na ocenę, ale nie mam czasu ani energii, żeby odrzucać emocje i przeprowadzać analizę poszczególnych elementów filmu - od tego niech będą krytycy. Dla mnie liczy się całościowy obraz, który wywarł na mnie duże wrażenie.
Ty z kolei szukasz "inności". Dla mnie nowatorskie nie są poszczególne elementy filmu, ale właśnie takie zestawienie tych już oklepanych, którego nigdzie indziej nie spotkałem. I to właśnie nazywam zabawą z konwencją.
no to jak tak to ma to sens, szkoda że nie przedstawiłeś tego tak wcześniej
oczywiście oglądanie samemu a w doborowym towarzystwie to coś zupełnie innego
wtedy można naginać i twierdzić jest ok
ja znam tarantino i wiem że jest "inny" tylko też chcę dojść do jakiś wniosków dlaczego?
no sam stwierdziłeś oglądałem z ludzmi było ok, tylko że takich ocen chyba nie było aż tak dużo?
było?
co tu byś jeszcze dodał?
Akurat wśród nas był ogromny entuzjazm dla tego filmu, ale zebraliśmy się wtedy w dosyć specyficznym gronie fanów tego typu filmów, więc zdecydowanie nie jesteśmy reprezentatywną grupą.
Jeśli miałbym coś dodać, to nasunęło mi się takie porównanie: dla mnie filmy Tarantino są trochę jak wiersze Tuwima: często rubaszne i grubo ciosane, ale jakoś dziwnie zachwycające w swojej prostocie i w takim poczuciu, że autor pisząc to świetnie się bawił i ta jego zabawa udziela się też mnie.
Heh no tak, więc to pewnie dlatego nie lubię filmów Tarntino ;) jako student lotnictwa nie znoszę poezji!
Mi studiowanie fizyki ani w lubieniu poezji ani Tarantino nie przeszkadza, ale z takich pobieżnych obserwacji wnioskuję, że spośród moich znajomych studenci ASP i podobnych wyżej oceniają tego typu filmy niż kumple z polibudy (chociaż są wyjątki).
Może Tarantino jest w filmie trochę jak Picasso, albo ekspresjonizm abstrakcyjny w malarstwie - docenić potrafią tylko "wyrafinowani znawcy" (użyte z lekką ironią), albo osoby o specyficznych gustach, ale wielu twierdzi, że im się podoba, bo boją się, że ktoś im zarzuci ignorancję.
I ja nie potrafie pojąć fenomenu Pulp Fiction, Bękartów oraz Kill Billa. Dla mnie te 3 (lub 4 jak kto woli), filmy są całkowicie przeciątne, przegadane, bez emocji.
No wiadomo. Sa gusta i gusciki. Ja osobiscie bardzo lubie filmy Tarantina bo maja bradzo orginalny charakter i nie sa banalne jak wiekszosc produkcji hollywood. Dla wielu ludzi jego styl nie jest do zrozumienia bo nie ma w jego filmach super efektow specjalnych, ze wiele zwrotow akcji jest po prostu dziwna i ze dialogi sa o niczym. Ale wlasnie chodzi o to ze Tarantino wzoruje sie na filmach klasy B ktore ogladal przed swoja kariera filmowa. Ja osobiscie lubie zwracac uwage na wszelkiego rodzaju "smaczki" ktorych jest pelno w filmach Tarantino. Co do dialogow to wedlug mnie sa one jedna z najmocniejszych stron jego filmow. Trzeba na przyklad zwrocic uwage na to ze w innych filmach dialogi traktuja zwykle o tym o czym jest film natomiast u Tarantina dialogi sa czesto nie zwiazane z filmem ale ukazuja charaktery postaci i sprawiaja ze ich rozmowy sa bardziej naturalne a nie tylko mowiace widzowi co stanie sie za 5 min. No ale jak dla kogos jego filmy nie pasuja to ja nie mam nic do tego. Kazdy powinien miec swoje upodobania :)
Jakich chłopie zwrotów akcji? Najbardziej emocjonującym zwrotem akcji było dolanie mleka do kubka niemieckiemu oficerowi w pierwszej scenie. Gotuj z Pascalem bardziej mnie wciągneło od filmów Tarantiono
Po pierwsze to nie napisalem tutaj o samych bekartach wojny ale ogolnie o tworczosci Tarantina.
Po drugie to Ty chyba nie ogladales calego filmu albo zpomniales o akcji w barze czy w kinie na sam koniec.
A po trzecie jak juz napisalem kazdy ma inny gust wiec jak film Ci sie nie podobal to twoja sprawa i ja nie mam zamiaru zmnieniac na pewno twojego zdania. Ja wiem swoje i ty wiesz swoje i niech tak zostanie :)
Powiem Ci szczerze - nie pamiętam kiedy Ci odpowiadałem na tego posta, ale patrząc na datę było to tuż po wigilii studenckiej, na której było 12 tradycyjnych trunków. Mimo, że swoje odczucia które wyraziłem w stosunku do Bękartów i Tarantino są prawdziwie, to jednak nie chciałem okazać nietolerancji, wobec fanów ww twórcy. Po prostu go nie rozumiem i na tym skończmy
Dawno oglądałem Bękarty wojny, lecz z tego co pamiętam tylko początek był ok, później niestety sama nuda. W dodatku oglądałem go z czterema innymi osobami i każda miała podobne odczucia.
Gdyby chociaż dialogi były ciekawe to jeszcze pół biedy, lecz w tym aspekcie także było nie za ciekawie.
Film ratowały jedynie niezłe efekty przestrzenne no i jak wcześniej pisałem fajny początek.
Oglądaliśmy Bękarty Wojny w wigilijny wieczór, a raczej noc. Cztery osoby w wieku od 18 do 77 lat. Nie powiem, że bawiliśmy się tak samo, bo dla kogoś kto przeżył wojnę i kilka razy cudem uniknął śmierci z pewnością komediowe podejście do tematu z pewnością nie jest łatwe, ale wszyscy byli filmem zachwyceni. Obejrzeliśmy film jak w kinie, praktycznie bez słowa, a jeśli ktoś się odezwał to tylko by skomentować scenę z filmu.
Dla mnie fenomen Tarantino to niesamowite dialogi, doskonałe scenariusze i specyficzne poczucie humoru (bardzo w moim guście). Piękna w filmach Tarantino raczej nie dostrzegłem.
Super, że pisze się tu o gustach, może nie bez emocji, ale z kulturą i szacunkiem.
P.S. Akcja w restauacji miała kilka zwrotów akcji (super ogląda się drugi raz, gdy uż wiadomo jak się skończy i można się skupić na smaczkach i detalach):
1. Nie miało być w piwnicy
2. Nie miało być Niemców
3. Opanowana sytuacja z żołnierzami
4. Kwestia akcentu
5. Wmieszanie się gestapowca
6. Spławienie go, przy bardzo ciężkiej już atmosferze
7. Zdradzenie się trzema palcami
8. Przewrotne zakończenie
Zdaję sobie z tego sprawę, że Bękarty Wojny czy Pulp Fiction podoba się 95% ludziom. Każdy kogo zapytam twierdzi, że film jest świetny, ale nikt z nich nie jest mi w stanie powiedzieć co w nich jest takiego świetnego poza dialogami.
Ty też na pierwszym miejscu wymieniasz dialogi, które zgadzam się że są na bardzo wysokim poziomie. O poczuciu humoru nie będę dyskutował, bo widocznie ono do mnie kompletnie nie trafia, a wręcz wydaje mi się żenujące. No ale cóż, nie każdy ma takie samo. Ale scenariusze? Nie widzę w nich niczego wciągającego, niczego niespodziewanego, wątku którym bym się zainteresował, który wzbudziłby we mnie jakieś emocje, nie jestem w stanie "pokochać" żadnego bohatera, akcją też nie zachwyca.
A co do akcji w restauracji, to powiedz mi szczerze: gdybyś nie oglądała wcześniej filmu to czy taki wypunktowany przez Ciebie opis wzbudził Twoje zainteresowanie? ;)
Wymieniłem tylko zwroty akcji, nie w celu wzbudzenie zainteresowania, zakładam, że większość czytających te posty film widziała i nie ma sensu wzbudzać ich zaintererowania. Jeśli ktoś nie dostrzega tych zwrotów akcji, jeśli ktoś nie jest w stanie wczuć sie w sytuacje aktora na ekranie i nie odczuwa ciężaru sytuacji (marne są szanse wyjścia żywym z piwnicy, gdzie każdy, łącznie z właścielem restaruacji ma broń), to niestety nie odnajdzie radości w oglądaniu filmów, w których aspekt psychologiczny przeważa nad obrazem i akcją zapieprzającą z prędkością dźwięku. Dla mnie rozmowa przy stole, z absurdalnymi kartkami poprzyklejanymi na czołach jest fantastycxzna.
W filmach Tarantino uwielbiam też reżyserię, operowanie kamerą, konstrukcję planów. Uwielbiam absurdy, których jest pełno (gangster czytający "Alicję w krainie czarów"), uwielbiam to, że nie pokazano co jest w walizce z Pulp Fiction. Postacie są wyraziste, ale nie przerysowane, albo przerysowane ze smakiem. Filmy zapadają w pamięć i nigdy nie ma się ich dosyć, za każdym razem znajduje się coś nowego.
Z poczuciem humoru jest problem, każdego bawi coś innego. Mnie śmieszy Monty Python, Tarantino, Guy Ritchie, Woody Allen, Allo Allo, Różowa Pantera, Mała Brytania.
Ja wiem że nie były one w celu zwracania uwagi ani wzbudzania zainteresowania, ale napisałaś że film miał kilka zwrotów akcji, po czym je wypunktowałaś. Ja Ci chciałem tylko pokazać że te zwroty akcji wcale nie są takie wspaniałe :)
Zacytuję Cię tu: "jeśli ktoś nie jest w stanie wczuć sie w sytuacje aktora na ekranie i nie odczuwa ciężaru sytuacji (marne są szanse wyjścia żywym z piwnicy, gdzie każdy, łącznie z właścielem restaruacji ma broń), to niestety nie odnajdzie radości w oglądaniu filmów". A teraz odpowiem: Rambo też miał małe szanse na zabicie całej wioski japońców, czy w kogo on tam walił.
Lubię filmy psychologiczne. Bardzo wysoko cenię takie filmy jak "marzyciel", "Iluzjonista", "Efekt motyla" (no dobra, to mniej), "Let me in", "chłopiec w pasiastej piżamie", które są mocno związane z psychologią, ale Bękrty do mnie nie trafiają. Rozumiem przeżycia np tej żydówki (nie pamiętam nawet jej imienia) ale ja ich nie kupuje. Nudzą mnie i już.
Twoje argumenty dt kamery, reżyserki itp akceptuję i przyjmuję do wiadomości. Chociaż postacie jak dla mnie nie są takie jak mówisz. Dla mnie są nudne, żadna nie była mnie w stanie zainteresować. Podobała mi się jedynie gra tego Niemca, generała co zabił tą żydowską rodzinę.
Jeśli oczekujesz od filmów Tarantina metafizycznych przeżyć, to nic dziwnego, że Ci się nie podobają. Myślę, że nie powinieneś podchodzić do "Bękartów" jak do filmu psychologicznego albo czegoś pokrewnego. Ja bardzo lubię twórczość Tarantina, bo przede wszystkim świetnie się bawię na jego filmach. Jest to rozrywka w czystej postaci. I nic poza tym. Albo aż tyle. Bo nakręcenie filmu, który będzie zabawny, wciągający, a zarazem nie będzie płytki i sztampowy, to w moim mniemaniu nie lada wyczyn. Tarantino - jak już ktoś wspomniał - bawi się kinem, nawiązuje do spaghetti westernów i kina klasy B, takich smaczków w jego filmach jest mnóstwo. Poza tym uwielbiam sposób, w jaki buduje napięcie w filmie. Scena, gdy Hans siedzi przy stole w Francuzem, jest świetnie nagrana i zagrana. I specjalnie "się dłuży", żeby można było odczuć niepokój. Ja prawie przez całą tę scenę wstrzymywałam oddech ;) Podobnie jest w filmie "Wściekłe psy" (UWAGA, MOGĄ BYĆ SPOILERY), gdy Blondyn znęca się nad policjantem. Ta scena jest zarazem straszna, jak i śmieszna (Blondyn tańczy do piosenki z radia i jednocześnie okalecza policjanta). Swoją drogą piosenki w filmach Tarantina zasługują na osobną pochwałę.
Rozumiem, że nie każdemu muszą się podobać filmy Tarantina i nie zamierzam też na siłę zmieniać Twojego zdania. Jeśli nie masz radości z oglądania filmów Tarantina, to trudno, nie Twój gust. Jeśli się do niego nie przekonałeś, to zapewne już tego nie zrobisz. Ale mam nadzieję, że choć trochę też rozumiesz nas, mniejszych bądź większych fanów jego twórczości ;)
Nie podchodzę do nich nijak, bo nic w nich nie widzę. Dla mnie są żenujące. Jeśli chodzi o filmy psychologiczne, to tylko odpowiedziałem Fugurybie, że nie mam z nimi problemów. Czytam Twój wpis i mam wręcz przeciwne odczucia. Mnie film nudził i wcale nie wciągnął, przede wszystkim, że przeciąganie scen jest dla mnie bez sensu i wcale nie buduje napięcia. Przytoczona przez Ciebie scena z Francuzem - za długo to się ciągnęło, przez co zamiast martwić się losem Żydów, zacząłem martwić się, czy pokażą w tym filmie jeszcze jakąś scenę.
Ale owszem rozumiem Was, że coś w jego filmach dostrzegacie, chociaż nadal nie wiem co. Tzn wiem, bo próbujecie mi to wytlumaczyć, ale ja nadal tego nie dostrzegam. W każdym bądź razie nie potępiam Was za to :P A co do próby przekonania, nasza dyskusja jest podobna do rozmowy katolika z ateista. Ani jedno, ani drugie tej debaty nie wygra.
A nie jest dla Ciebie dosyć trudne bycie antyfanem osoby, której widziałeś tylko dwa filmy?
Jeśli fan jest z definicji miłośnikiem czyjejś twórczości, to, czy ażeby być antyfanem, można tejże twórczości nie znać?
Istnieje możliwość choć odrobinę merytorycznej oceny dorobku artystycznego reżysera, jeśli widziało się tak niewiele?
Tak tylko pytam, z ciekawości...
Po oglądnięciu 2 filmów z serii American Pie, mogę stwierdzić, czy jestem jej fanem czy nie i czy będę chciał oglądać 3 część. Jeśli oglądałem 2 filmy Wajdy, to wiem czego mogę się spodziewać po 3 filmie. To samo jest z Tarantino. Zwłaszcza, że jego największe produkcje "Wściekłe Psy", "Pulp Fiction", "Bękarty Wojny" i "Kill Bill" gatunkowo są bardzo bardzo podobne.
Jestem Legendą to po prostu fajny film akcji. A ja ogólnie lubię wizję upadłego, skażonego świata więc ciężko powiedzieć, bo nie będę obiektywny :)
Mam taką radę. Nie rób z siebie punktu odniesienia. Troszkę więcej pokory. Jeśli jakieś dzieło z kręgu
kultury nie koniecznie film, także książka, także muzyka itp. Jeśli dzieło jest oceniane zarówno przez krytykę i zwykłych ludzi bardzo pozytywnie, to jeśli nie rozumiesz takiego filmu na przykład to nie szukaj słabości w dziele ale może bardziej w sobie. Daj sobie szansę obejrzyj jeszcze raz z innym nastawieniem. Może coś się w Tobie otworzy, może to czego do tej pory nie rozumiałeś, zrozumiesz. Jak zrozumiesz Tarantino to czeka na Ciebie Fellini, Bergman i wielu innych. Jak polubisz muzykę popularną to eksperymentuj z poważną i Jazzem. Idź do przodu, nie okopuj się, nie mów, że sztuka jest wtedy dobra jak ją zrozumiesz i Cię zadowoli.
Pozdrawiam.
Dobry jazz nie jest zły :D solówka w końcówce "IEnglish man in new York: Stinga to majstersztyk. Natomiast jeśli chodzi o Twoją dalszą część wypowiedzi: Kompletnie masz racji, jeśli coś jest oceniane nawet przez 99% pozytywnie, to wcale nie znaczy że coś jest świetne. Np 90% ludzi na świecie lubi socjalizm (każdy lubi dostawać coś za darmo), ale socjalizm jest czymś podłym i okłamanym. Nie twierdzę, że filmy Tarantino takie są. Ale to też nie znaczy że są arcydziełem. Bo tak jak pisałem poprzednio, wiem że wiele osób lubi Pulp Fiction, bo tak wypada, bo jest taka moda.
Kolejne seanse i męczenie się jego filmami naprawdę nic nie da. Będzie wzbudzał tylko jeszcze większa antypatię, bo jego filmy mnie zwyczajnie nudzą. I wcale nie uważam że jestem jakiś dziwny i niekumaty, bo uwielbiam wiele filmów psychologicznych, nei lubię tylko sieczki i doskonałych efektów. Lubię to coś, co sprawia że po nocnym seansie przed zaśnięciem będę myślał nad filmem jeszcze 2 godziny. Ale ani Bękarty, ani Pulp Fiction tego nie miały...