Wróciłem wczoraj z kin i postanowiłem się przespać z przemyśleniami, bo po wyjściu chciałem walnąć 5/10, co byłoby zapewne krzywdzące. Po krótkiej rozkmince daję 7/10, chociaż nie jestem pewien czy tak wysoka nota nie jest efektem amoku, z jakim wiązała się premiera.
Na wstępie (a w zasadzie na powstępie) muszę uczciwie przyznać, że Tarantino to człowiek z głową nie od parady i ma zadatki na mistrza w dziedzinie reżyserii. Bękarty wojny natomiast są dziełem z ogromnym potencjałem i gdyby nie kilka poważnych wpadek, dałbym 10/10 i uznałbym ten film za arcydzieło i dzieło wszechczasów.
Może zacznę najpierw od dobrych stron filmu (pozwolę sobie je wymienić bez wyjaśnień).
1. Scenografia.
2. Kostiumy.
3. Doskonale dobrana muzyka.
4. Dialogi (nie wszystkie).
5. Wyśmienite aktorstw (szczególne brawa dla Pitta, fenomenalnego Schweigera, Diehla i Waltza)
No i już nie mówiąc o świetnej pracy kamerzystów i montażystów.
Co mnie najbardziej zabolało w tym filmie, to brak balansu między akcją a dialogami. Niestety, ale dłużyzny dawały się we znaki i argumentacja, że tak jest u Tarantino mnie nie przekonuje. Pierwszy rozdział (traktowany jako wstęp), mimo, iż zagrany i zmontowany świetnie, był o jakieś 10 min. za długi. Jeszcze gdyby coś się w nim działo, zrozumiałbym, ale aż do egzekucji mieliśmy do czynienia z czysto statyczną sceną, która najzwyczajniej w świecie usypiała - nawet pomimo świetnego wykonania. Kolejne, niezrozumiałe dla mnie dłużyzny zaczynają się od rozdziału 3 aż do siekanki w kinie. W międzyczasie można było zaobserwować sporo ciekawych i zabawnych scen, ale 90% czasu były to sceny statyczne, w których prowadzono rozmowy (często nudne).
Brak wyczucia to największy grzech tego filmu. Gdyby jeszcze pojawiły się jakieś przerywniki w stylu historii Stiglitza, czułbym się spełniony i ocena poszłaby w górę. Drugi grzech tego filmu jest wręcz kuriozalny - brak tytułowych bohaterów. Nie oszukujmy się, ale ile było Bękartów w Bękartach? Drugi, krótki rozdział, chwilkę w piwnicy i na końcu. Nie wiem jak to wygląda w liczbach, ale nie byłbym daleki od prawdy, gdybym powiedział, że Bękarty występowały może przez 1/3-4 czasu. W trailerach widziałem Pitta i jego koleżków przez 90% czasu, a w filmie nawet 40% nie przekroczyło. Historia przypomina trochę Apocalypto, w którym mieliśmy rzekomo zobaczyć tajemnice Majów, a dostaliśmy predatora w stylu retro.
Bękarty wojny to, jak dla mnie, rozczarowanie roku. Daję 7/10 mimo, iż chciałbym więcej.
Dodam jeszcze, że ma facet u mnie ogromnego plusa za strzelaniny, które wyszły absolutnie fenomenalnie. Powiedzenie "krótka piłka" nabiera przy nich nowego wymiaru :)
Nie wiem jak mogłeś usypiać przy pierwszym rozdziale filmu, trzeba było się wsłuchać w monolog Hansa Landy jaki zrobił wywód na temat szczurów i podziwiać w jaki sposób złamał biednego Francuza. Gdyby Niemcy wpadli i od razu zrobili strzelankę ten rozdział filmu jak dla mnie wcale nie miałby sensu.
W pierwszym rozdziale nie usypiałem. Jesli tak wynika z mojej wypowiedzi, to przepraszam. Doceniam kunszt, z jakim wykonano 1 rozdział, ale uważam, że był za długi, ponieważ w pewnym momencie zaczałem patrzeć na zegarek, a to nie jest dobry znak.
Ja powiem tak. Nie zawiodłem się. Film 9/10, pisałem w innych tematach od myślników dlaczego.
Jedyne czego oczekiwałem, to to co zaznaczyłeś - więcej akcji z bękartami. Myslałem że wiecej czasu będzie poświecone podróży Bękartów przez Francję i pastwienie się nad Niemacami. W pierwszym trailerze było pokazane wyłącznie to. W zasadzie to tylko 2 rozdział tego dotyczył, a 1 i 3 wcale bękartów nie zawierały. Można było dorzucić jeszcze 1-2 historie pdoobne jak w tym francuskiem lesie, pokazać pozostałych Bękartów w akcji. Jednak uważam że jest OK i nei ma co juz gdybać.
Dobrze ze bardzo pozytywnie wyszedłem z kina. Tym razem Tarantiono mnie nie zawiódł jak to było w przypadku Kill Billa. Prosże by mnie nikt za to nie atakował bo to moje zdanie, ale uważam Kill Billa za najgorsze jego dziecko. To moje zdanie - nic w tamtym filmie mi się nie podobało. :)
Ciekawe spostrzeżenia. Mnie film momentami też nudził... Dialogi trwały za długo.. a akcji z bękartami było za mało.
Nie wiem, może sie nie znam, ale nie uważam tego filmu za arcydzieło...
Dla tych co uważają,że było za mało bękartów w "Bękartach" i mało "pastwienia się nad Niemcami".
Załóżmy,żeby przyciąc przydługą(w/g niektórych)pierwszą scenę-uFrancuza,poświęcic te parę minut na kolejne sceny skalpowania,"bejsbolu" i uganiania się za szkopami po lesie....Czy naprawdę mało Wam brutalności i podobnych "momentów" w dziesiątkach filmów o podobnej tematyce?? Cały geniusz tego filmu tkwi właśnie w inteligentnych dialogach-błyskotliwych,tyleż okrutnych co humorystycznych( nie mówiąc o świetnym scenariuszu),muzyce, aktorstwie.Spróbujcie zmienic dialogi(że o scenariuszu nie wspomnę)i co zostanie?? Film jakich wiele. A tak mamy film co najmniej bardzo dobry -niezależnie czy się lubi Tarantino czy nie. To po prostu kawał świetnego kina i tyle
Dokładnie pomyślałem podobnie po (już drugim) obejrzeniu filmu: za mało tych bękartów w Bękartach. Powiem więcej: kto tak naprawdę ma tam główną rolę (?). Ale to dokładnie lubi robić Quentin-nic nie jest oczywiste.I dlatego go uwielbiam.
Mam dokladnie takie same odczucia. Osoba nie majaca pojecia o historii pewnie bylaby za Niemcami w tym filmie. Nie odczulem ulgi ani poczucia ,ze Tarantino dał widzowi"słodka zemste". Taki ponoc był zamysł. No i jeszcze dodam ,ze faktycznie mało tych bekartow w "Bekartach..". Film mimo wszystko dobry. Nie tak dobry jak wiekszosc tworczosci Tarantino. 7/10