Wczoraj widziałem film i ciągle nie wiem, co o nim myśleć. Mam kilka wątpliwości:
Po pierwsze - czy nie za mało bękartów w "Bękartach"? Na dobrą sprawę nie poznaliśmy oddziału - poza Donnym Donowitzem i Hugo Stiglitzem nikt się nie wyróżnił. Pamiętacie 'Parszywą dwunastkę? Nie chodzi mi o bezpośrednie porównywanie filmów, ale tam mieliśmy dwanaście pełnokrwistych postaci, które na zawsze zapadły w pamięć. Bękarty porucznika Reine'a są nijakie. Taki na przykład Stiglitz - postać ze STRASZNIE nie wykorzystanym potencjałem.
Po drugie: wkrada się chaos - widzimy rozmowę porucznika Hicoxa z przełożonymi i już za chwilę Hicox siedzi w piwnicy (w której trudno się walczy z wielu powodów, z których jednym jest to, że trudno się walczy w piwnicy ;-)) a już za chwilę nie ma połowy oddziału Reine'a. Tu miałem największy niedosyt- wiedziałem, ze bękartów już nie ma a do końca filmu o nich jeszcze daleko.
Po trzecie: nie ma tarantinowskich dialogów na poziomie ani 'Pulp Fiction', ani 'Wściekłych psów'. Próby były, ale niewiele z nich wyszło.
Moim zdaniem film jest nierówny. Brakuje scen rozpraw z nazistami - nie wiemy, skąd się wzięła zła sława bękartów wśród niemieckich żołnierzy. No - może wiemy, ale jest to mało wiarygodne.
To takie przemyślenia tuż po seansie...
mam podobne odczucia co do ilości bękartów w bękartach :) zawiodłem sie szczególnie kiedy Stiglitz zginął - uważam że była to postać która powinna być dużo bardziej rozwinęta . Spodziewałem się że Bękarty będą Tarrantinowską " Parszywą Dwunastką " a do końca tak nie jest , ale film jako całość oceniam bardzo dobrze 8/10 . Ten kto lubi filmy Tarrantino napewno wyjdzie zaspokojony z kina . Pozdrawiam :)
Mnie osobiście ten chaos przypadł do gustu, a sposób w jaki Taranino rozprawia się z - pozornie ważnymi - bohaterami przywodzi mi na myśl działania braci Coehn; oni również lubią robić sobie jaja z widza, który chce myśleć, że ma kontrolę nad tym co ogląda i czuć, że w filmie jest wszystko na właściwym miejscu. To dlatego właśnie w wystawiającej na próbę cierpliwość, przegadanej scenie w piwnicy wszyscy giną dosłownie w 20 sekund. Oni już dostali swoje 5 minut, teraz pora umierać.
Tak w ogóle to zwróć uwagę że same bękarty są tylko tłem dla reszty wydarzeń, rządnymi krwi marionetkami, niczym więcej; nie sugeruj się tym co przestawiał trailer i plakaty, to był celowo mylący zabieg.
"nie sugeruj się tym co przestawiał trailer i plakaty, to był celowo mylący zabieg."
Ty wiesz, że usprawiedliwiasz tutaj prostackie marketingowe oszustwo? To jest naprawdę śmieszne (tzn. nie to, co ty zrobiłeś per se, ale ta otoczka wokół boskiego T) - w przypadku każdego innego filmu byłaby to wada i szwindel, ale w przypadku Tarantino jest to... no właśnie, co to jest? Pewnie, że to był celowo mylący zabieg, bo przedstawiał film jako wesołe i krwawe przygody wyrzynaczy nazistów, byle tylko spędzić do kin więcej ludzi.
STREET SAMURAJ - PO CO ODRAZU SIĘ TAK PIEKLISZ ? jeśli uważasz że jesteś oszukany przez Tarantino to nie nasz problem , ja nie mam mu tego za złe że plakat i zwiastun nie pokazuje do końca tego co jest w filmie , bo i tak się nie zawiodłem . Mam nadzieje , że nie należysz do grona ludzi którzy krytykują ten film za to że nie jest zgodny z historią , za dużo w nim krwi , przemocy itp. ten film to nie ma być " Szeregowiec Rayan " czy coś w "amerykańskim'' patriotycznym stylu tylko dobra zabawa . Skoro nie poobał ci się ten film to chyba nie za bardzo lubisz filmy Tarantino , nie bronie ci tego , ale weź pod uwagę że nie wszyscy bioro otaczający nas świat aż tak bardzo serio . Pozdrawiam :)
Nie no ludzie, bez przesady. Niedługo słowa nie będzie można powiedzieć. Ja w ogóle nie krytykuję tego filmu, bo go nie oglądałem i nie obejrzę. Chodzi mi tylko o absurd sugerowania potencjalnemu widzowi, by ten nie sugerował się plakatami czy zwiastunem, bo te, hm, kłamią. Ktoś gdzieś zbłądził po drodze.
Nie twierdzę że reklamy kłamią, twierdzę że pokazują połowiczną prawdę. Co jak co ale to żeby się trailerem nie sugerować to Ty chłopaku powinieneś wiedzieć najlepiej, w końcu sam w temacie Avatara łajasz narwanych krytykantów sugerujących się jego traserem.
Gdyby najnowszy film Tarantino faktycznie był taką krwawą łaźnią jak pokazuje to zajawka byłby kurewsko nudny zwyczajnie, a tak człowiek może się miło zaskoczyć; i całe szczęście, bo bękarty z Aldo Rainem na czele to jedynie banda prostackich rządnych krwi matołków przewijających się przez całą historię na drugim planie. Jedni z nich dają ciała na początku filmu, reszta pod jego koniec.
Żydzi w tym filmie nie grzeszą inteligencją, całe szczęście że mamy jeszcze inne postacie i świetnie poprowadzone dialogi co razem zebrane do kupy daje naprawdę udaną pozycję. Tyle.
"Nie twierdzę że reklamy kłamią, twierdzę że pokazują połowiczną prawdę."
A to jest jakaś różnica? :D
Różnica jest taka, że teaser Avatara raczej wiernie pokazuje to, co dostaniemy w filmie. Tak czy owak, już się zamykam. Zajrzałem na forum IB niejako przypadkiem, ale widzę, że Tarantino nadal otacza tłum (mówię o ogólnym obrazie) skandujący "santo subito", więc dla własnego bezpieczeństwa znikam:)
"Różnica jest taka, że teaser Avatara raczej wiernie pokazuje to, co dostaniemy w filmie."
Minutowy teaser IB też raczej wiernie pokazywał to co mieliśmy ponoć dostać w 150 minutowym filmie - raczej, bo poza tym co pokazał dostaliśmy w nim gratis dwie godziny scen dialogowych, o czym zresztą trąbili recenzenci od momentu pokazów w Cannes, tu na FW również. Gdzie tu więc element zaskoczenia? Nie mam pojęcia.
Gwoli wyjaśnienia - jeśli chodzi o twórczość Tarantino to osobiście pamiętam jeno Pulp Fiction i ejakulacji na jego filmach nie miewałem.
Dlaczego zatem piszesz, żeby się nie sugerować plakatami i trailerami (czyli tymi elementami kampanii marketingowej, które docierają do zdecydowanie największej grupy przeciętnych widzów, w przeciwieństwie do recenzji z Cannes)? ;) Tymczasem.
Przecież już napisałem; z racji ich ograniczonej długości (trailer) i formy (plakat). Tak poza tym to gdzie jest napisane, że one nie mają być częścią machiny marketingowej? Zresztą każdy kto interesuje się filmem dłużej niż od wczoraj powinien wiedzieć jaki zwykle trailery mają związek z faktyczną produkcją, najczęściej przekłamują pokazując najlepsze momenty. To samo tyczy się osób interesujących się twórczością Tarantino; powinny wiedzieć na co stać tego gościa. Czujecie się oszukani – wstydźcie się;)
Ja osobiście jeśli mam się na coś wybierać czytam tylko recenzję – w dodatku zwykle te krytyczne, a co.
Moim zdaniem, w tym przypadku to co pokazywał trailer w filmie dostaliśmy z nawiązką, bo strzelają ostro i głośno, krew się leje gęsta i trup się ściele gęsto; do tego jednak dochodzi coś czego trailer nie pokazał - zgrabna fabuła i dużo dialogów. Czy to grzech?
I po raz kolejny napiszę; bez tych dwóch elementów nowy obraz Tarantino wyglądałby jak film w filmie wyprodukowany przez mistrza niemieckiej propagandy Goebbelsa, w którym to dzielny snajper wermachtu Frederick Zoller zabija 500 alianckich wojaków, wszystko w akompaniamencie huku pocisków, ryku zachwytu nazistowskiej publiki i wykrzywionej w ekstazie mordy Adolfa „masz gumę?” Hitlera.
Nie wiem czy tym mini filmem Tarantino chciał zadrwić z napalonych na krew fanboyów nadchodzących bękartów czy też nie, ale nie mogę się oprzeć wrażeniu, że jednak tak.
Nie, nie, stary, bądźmy uczciwi: napisałeś, że był to zabieg mylący celowo, a nie w wyniku jakichś ograniczeń. Nie ciągnijmy już tego.
"Zresztą każdy kto interesuje się filmem dłużej niż od wczoraj powinien wiedzieć jaki zwykle trailery mają związek z faktyczną produkcją, najczęściej przekłamują pokazując najlepsze momenty."
Popełniasz ten sam błąd co wcześniej, wspominając o Avatarze. Nie mówimy tu o jakości filmu i najlepszych scenach, tylko o konwencji czy fabule, jaką sugerowały reklamy, a które później nie znalazły odbicia w samym filmie. Podobna sytuacja była np. niedawno w przypadku Gran Torino, gdzie trailer wskazywał na pełnokrwisty film akcji.
@Wa770
"Street samurai dzielnie sie borniłeś ale jak mi ktoś pisze nie widziałem i nie obejrze... o może zerkniesz?"
Nie, bo po prostu nie mam ochoty:) Dlatego o filmie się nie wypowiadam.
Street samurai dzielnie sie borniłeś ale jak mi ktoś pisze nie widziałem i nie obejrze... o może zerkniesz?
Przekonałeś mnie :) tego powinienem się spodziewać po Tarantino - nic do końca u niego nie jest takie jak wydaje się widzom . Zaskakujące zwroty to w sumie jego znak . Właściwie nasuwa mi się refleksja że to tarantino bawi sie widzem a nie widz dziełem autora , ale nie mam mu jakoś tego za złe :)
fakt, potencjał filmu jest OGROMNY, acz nie do końca wykorzystany. Spokojnie mógł to rozbić na 2 części jak Kill Bill'a. Co nie zmienia faktu, iż jestem zachwycona Bękartami...
Może właśnie rozciągnięcie filmu na dwie części byłoby właściwym rozwiązaniem. Albo chociaż wydłużenie. Skoro widać wyraźne inspiracje płynące z włoskich westernów... Sergio Leone kręcił ponad trzygodzinne filmy. A na przykład historia Stiglitza - wyobraźcie ją sobie w retrospekcjach, jak historię Harmonijki z 'Pewnego razu na Dzikim Zachodzie'... To by było piękne!
A więcej akcji też by nie zaszkodziło. 'Westernowe' strzelaniny albo jakiś inny 'balet śmierci' jak w 'Żelaznym krzyżu' Peckinpaha... Jak się bawić w cytowanie, to na całego, ubaw dla kinomanów tylko większy byłby.
Proponuje Bękartów zobaczyć raz jeszcze, już na spokojnie, a nie w dzień premiery w pełnym kinie. Wydaje mi się, że jak każdy film Tarantino trzeba go obejrzeć kilka razy by wyłapać wszystkie teksty, ogarnąć wszystkie sceny. Ja na pewno tak zrobię.
Generalnie film dobry, jestem zadowolona i już szykuje mu szczytne miejsce w mojej domowej "bibioteczce" dvd - oczywiście, żeby nie było! - w towarzystwie "Pulp Fiction" i "Sin City" ;)
Film 4/10
A tak na marginesie to Sin City nie jest Tarantino. Wyreżyserował tam 2 min fragment w samochodzie i wsio
Też pewnie jeszcze wrócę do tego filmu. Ale nie sądzę, żeby kilkukrotne oglądanie pozbawiło go minusów... Być może odkryję kolejne plusy, ale jest sie do czego w tym filmie przyczepić i to się raczej nie zmieni.
Po trailerze i plakatach spodziewałem się tylko krwawej jatki i -całe szczęście- w kinie zobaczyłem coś innego. Ten film jest bardzo Tarantinowski i to w najlepszym tego słowa znaczeniu.
Niektóre motywy powalają: jak np. autoironiczne zwrócenie uwagi na językowe kalectwo Amerykanów, czego apogeum jest "najlepiej z oddziału mówiący po włosku" Aldo Raine (Bradd Pitt) dukający z bardzo jankeskim akcentem "bondżiorno" czy "gracias". Tego typu smaczków jest całe mnóstwo a dla znawców historii kina czeka wiele realnie istniejących postaci do rozpoznania (m.in.Leni Riefenstahl, G.W. Pabst czy Emil Janings)
To trzeba zobaczyć :)
Jak dla mnie najlepszy po Pulp Fiction film Tarantino.
9/10
Ta autoironia niezbyt lotna - zbyt dosłowna i dosadna. A jeśli chodzi o historię kina - nie wystarczy wrzucić kilku nazwisk, żeby powstał hołd dla kinematografii.
Jeśli chodzi o tarantinowską ironię czy autoironię - rozmowa o fast foodach i 'małych różnicach' między USA a Europą - to była klasa. Żarty z języka w 'Bekartach...'nie trzymają poziomu.
Tarantino nie zawiódł. Nie jest to obraz pozbawiony wad ale nie żałuje tych minut spędzonych w sali kinowej. O plusach i minusach nie będę pisał, napiszę za to o tym co mnie "urzekło". Nie wierzę, że to przypadek - nie u tego reżysera. Muzyka towarzysząca scenie z pokazem filmu (i sceny ze snajperem na wieży) jest wyjęta żywcem z Kelly's Heroes (Złoto dla zuchwałych). Tam też wystąpił ten utwór tyle tylko, że towarzyszył on nie niemieckiemu snajperowi, a amerykańskiemu (polskiego pochodzenia - Gutkowski:D) również siedzącemu na wieży. Cudo!
Zgadzam się, że autoironia ta nie była najwyższych lotów i rozprawy nad "Royale with cheese" Tarantino nigdzie tu nie przebił. Niemniej motyw był całkiem zabawny i co więcej prawdziwy.
A przeskoczenie czy choćby dorównanie poziomem "Pulp Fiction" to bardzo trudne zadanie i nie oczekuję od Tarantino aż tyle, zwłaszcza po jego późniejszych filmach którym, moim zdaniem, do "Bękartów" trochę brakuje.
Od kiedy Tarantino zaczął bawić się w kino wraz z Rodrigezem (który wydaje mi się być "Tarantino po amputacji tego co najlepsze") miałem wrażenie że T. na tym stracił. A tu w "Bękartach" przyjemna niespodzianka i powrót do tego co najbardziej w nim lubię.
Wiecie, jaki jest problem z oceną filmów Tarantino - i to doskonale w tej rozmowie wychodzi? Że się je ocenia jako filmy Trantino. A mi w sumie nie o o chodziło, kiedy zaczynałem temat. 'Bękarty...' mają słabo nakreślonych bohaterów, nijakich, może poza Lando. I można to stwierdzić, nie mówiąc, że np. Vincent Vega albo Butch to były postaci. Dialogi są bez polotu i to jest fakt, nie tylko w odwołaniu do rozmów o hamburgerach albo Madonnie z wcześniejszych filmów Q.T.
Początek filmu mnie powalił - to był spaghetti western pierwszej wody. Niestety - konwencja nie została utrzymana, zwroty akcji, które ktoś tu wcześniej chwalił, nie powodowały, że fil oglądało się z napięciem, ja nie czułem żadnej łączności z bohaterami. Za mało emocji.
Motyw z udawaniem, że się mówi po włosku faktycznie był zabawny - szczególnie w wykonaniu Pitta, który wyglądał jak niedorobiony Marlon Brando vel don Vito Corleone. w sumie to Pitt się wykazał największą autoironią - każdy aktor chciałby zagrać jak Brando... no a on zagrał.
Racja, nawiązanie do spaghetti westernów jest rzecz jasna bardzo wyraźne. Poza sceną o której wspomniałeś do filmów Sergio Leone nawiązuje choćby napis na plakacie "Once upon a time in ..." przywołujący na myśl dwa filmy Leone, z tego jeden spaghetti western, oraz osoba odpowiedzialna za muzykę czyli nie kto inny jak Ennio Morricone, także znany ze współpracy z Leone.
Wady które wymieniłeś - w zasadzie można by się z nimi zgodzić ale aż tak krytyczny nie będę. Film oglądałem z nastawieniem na rozrywkę i otrzymałem nawet lepszą niż przypuszczałem po Grindhousie. Mam tylko nadzieję, że nigdy nie dojdzie do sytuacji kiedy Tarantino kręcąc film będzie się bawił lepiej niż ja go oglądając :)