że lubię poważne kino, ten film mnie naprawdę wciągnął. Na pierwszy rzut oka, gdy
widziałam trailery w telewizji wydawało mi się, że jest to głupia nieśmieszna komedyjka, ale
dziś postanowiłam go obejrzeć i zostałam mile zaskoczona. Historia została przedstawiona
w sposób oryginalnie zabawny, nie żeby temat II wojny światowej się nadawał na komedię,
ale ten film był tak pozytywnie nastawiony, a postać Christopha Waltza mnie naprawdę
urzekła, była tam tylko jedna postać, która kompletnie nie pasowała -Brad Pitt. Nie pytajcie
czemu, po prostu patrząc na dzieło Quentina Tarantino wszystko było cacy, tylko Pitt irytował
mnie strasznie... Podobał mi się też zawrót akcji, gdy wszyscy myśleli "Rany, mają plan,
teraz go omówią i wszystko wyjdzie super, wysadzą kino i mamy kolejny happy end" tu nagle
strzelanina, tu zabijają przeuroczą Bridget, ale jednak koniec wychodzi niby na happy end
"Yeah, Hitler nie żyje" ale jednak z pewnym poczuciem, że podczas końcówki dobrze się
bawiliśmy, a nie umieraliśmy z nudów.
To chyba wszystko :)