Czy gdyby Tarantino nie był reżyserem to także tak zachwycalibyście się tym filmem? Ja powiem tak: bez rewelacji, choć były momenty naprawdę genialne. To z czym kojarzymy na ogół Quentina to kapitalne dialogi. Tutaj aż tak świetne nie były, a zajmowały niemal cały film, więc niekiedy moja twarz już miała wyrazić grymas niezadowolenia, lecz zawsze w tym momencie zdarzało się coś godnego uwagi. Przede wszystkim zwróciłbym uwagę na rewelacyjne kreacje aktorskie Waltza i Pitta, który niemal każdym wypowiedzianym przez siebie zdaniem doprowadzał do rozbawienia, a już udawanie przez niego Włocha było istnym mistrzostwem, to samo tyczy się zresztą całej tej sceny. Szkoda, że Pitt tak mało czasu przebywał na ekranie, a przecież jest głównym bohaterem. Po tym filmie całkowicie utwierdzilem się w przekonaniu, że nie ma takiej roli, której tej aktor by nie potrafił dobrze zagrać.
Daję na razie 7/10, choć zastanawiam się nad 8. Możnaby wiele pisać o tym filmie, lecz w tej chwili mi się nie chce :)
Więc ja szczerze odpowiem, ze dla mnie film pierwsza klasa bynajmniej nie ze względu na nazwisko reżysera. A nawet gdyby tak było, to w tym przypadku można uznać za słuszne a po obejrzeniu jeszcze się w tym utwierdzić. W końcu czymś na to nazwisko sobie zapracował, czymś wielkim! Wystarczy zapoznać się z biografią Tarantino, żeby zrozumieć ze ten człowiek tworzy filmy z powołania, z pasją, dla sztuki. Jest w tym prawdziwy i szczery tak samo jak jego przekaz.
"Po tym filmie całkowicie utwierdzilem się w przekonaniu, że nie ma takiej roli, której tej aktor by nie potrafił dobrze zagrać. "
Vito Corleone, Forrest Gump, Sundance Kidd, Hannibal Lecter :D
Naprawdę uważasz, że są role, które byłby w stanie zagrać dobrze, bo o wybitności ich prekursorów nie wspominam :)
Bez przesady. Pitt może i nie jest najwybitniejszym aktorem w historii amerykańskiego kina, lecz bardzo dobrze wybiera swoje role i nie podejmuje ryzyka brania całego sukcesu filmu na swoje barki, jak to niektórzy czasem czynią.
owszem Waltz był bezbłędny, ale Pitta było mało, na dodatek wcale nie był tu rewelacyjny. Taki tam amerykański tępak z na siłę wysuniętą szczęką. Wolałabym żeby był bardziej wyrafinowany jako mściciel. spodziewałem się bystrego twardziela a tu przeciętniak i to na dodatek przygłupi. Co prawda przygłupów grać Pitt potrafi jak mało kto, ale nie u Tarantino. O niebo lepszy był u Cohenów, 12 małpach . czy Przekręcie, to dopiero majstersztyk aktorski. A w bękartach jak to bękart- tak sobie , bekarcio...
Pitt, Pittem, a cały film był ok, choć spodziewałem się więcej. Na pewno lepszy niż Deathproof, ale gorszy niż Pulp fiction, który uwielbiam. W sumie chyba za nowatorstwo. teraz oczekiwania są wyższe, może dlatego brak zachwytu. Ale parę scen np. pożar w kinie- genialny , abstrahując od naiwności pomysłu że nazi daliby się tak głupio podejść... tym bardziej, że gestapo super inteligentne.
on miał być przygłupi. właśnie dlatego ta rola mi się spodobała, a nei jakis tam wzorwy, mściwy komandos o wyrazie twarzy twardego macho. :D
Ja odpowiem tak: Zachwycałbym się tak samo. Pisałem już argumenty, dlaczego w innym temacie. Jak Tarantiono robił złe filmy to ganaiłem go. Oceniam zawsze film jako film, a nie przez pryzmat reżysera. jeśli film jest dobry to wtedy dopiero reżyserowi należą się brawa, jeśli film jest kaszaną choćby kto go robił to skrytykuję tak jak należy, przez pryzmat filmu i nie ma zadnego koła ratunkowego ze względu na osobę reżysera.
Ja jestem świeżo po seansie i jestem jak najbardziej na tak dla tego filmu.Fajnie dobrana muzyka, dobre dialogi (mogło być ciut lepiej) i charakterystyczny klimat mr Tarantino. A ponoć w Cannes film został wyśmiany? Zupełnie nie rozumiem tej publiki w Cannes, to samo było przy Antychryście, bez zachowania jakiegoś dystansu do obrazu.
Brawa w Cannes to bym za moją kronikę rodzinną dostał na VHS. Następnie w korytarzach i na konferencjach by mnie zlinczowano, choć zapewne znalazłaby się dwójka krytyków skandujących moje nazwisko bez powodu.
Żarty żartami. Brawa to jest chyba część tego festivalu, fastivvalu łestiłale.
Na pewno z każdym jego filmem są wiązane jakieś nadzieje, każdy jakoś tam próbuje przewidzieć... domyślić się, zdefiniować to, co robi Kłentin a tu wychodzą Bękarty no i klaszczą, wygwizdują i czekają na następny jego obraz.
Brawa w Cannes to bym za moją kronikę rodzinną dostał na VHS. Następnie w korytarzach i na konferencjach by mnie zlinczowano, choć zapewne znalazłaby się dwójka krytyków skandujących moje nazwisko bez powodu.
Żarty żartami. Brawa to jest chyba część tego festivalu, fastivvalu łestiłale.
Na pewno z każdym jego filmem są wiązane jakieś nadzieje, każdy jakoś tam próbuje przewidzieć... domyślić się, zdefiniować to, co robi Kłentin a tu wychodzą Bękarty no i klaszczą, wygwizdują i czekają na następny jego obraz.
ja odpowiem szczerze i treściwie! nie przepadam za filmami Quentina. Idąc do kina nie miałam pojęcia czego się spodziewać. Zaś wychodząc z kina czułam, że się nie zawiodłam :)