Oczywiście, rewelacyjna gra aktorów. Oczywiście, świetnie poprowadzona, brawurowa akcja... No, ale Tarantino był genialny gdzieś tak z 10 lat temu, bo był świeży i odkrywczy (niezapomniany Pulp Fiction). Teraz mi się już co nieco opatrzył. Wszytko to, nie przeczę, znakomicie zrobione, ale niestety, NIE PIERWSZEJ ŚWIEŻOŚCI. Kiedy oglądałem "Bękarty wojny", to nabrałem, dojmujacej ochoty na kino w typie wojennych filmów a'la ZSRR jak trylogia "Wyzwolenie" Ozieriowa czy rewelacyjną "Syberiadę" Konczałowskiego (która pokazuje wojnę w sposób na jaki nigdy żaden Amerykanin się nie zdobędzie - jako straszliwą, krwawą jatkę bez sensu i celu, ale także jako bardzo mistyczne doznanie). Czy choćby nawet straszne i gorzkie filmy niemieckie jak "Stalingrad" Vilsmaiera czy "Upadek" Hirschbiegla. tamte filmy budzą zadumę, ten uśmieszek na krótki czas... Panie Tarantino! Z całym szacunkiem! Jest pan mistrzem, ale nie jest pan geniuszem. Tworzy pan znakomite desery, ale nie dania główne.