Bękarty wojny

Inglourious Basterds
2009
8,0 623 tys. ocen
8,0 10 1 622520
8,7 80 krytyków
Bękarty wojny
powrót do forum filmu Bękarty wojny

Twierdzenie jakoby film ten miał być arcydziełem jest mocno przesadzone. To zrozumiałe, że rzesza ludzi wyznających kult Tarantino czuje się obrażona, gdy inne osoby krytykują ten film, bowiem dla nich z zasady wszystko to, co wyjdzie spod ręki owego reżysera, jakie by nie było, i tak zawsze będzie lepsze od poprzedniego jego tworu. Samemu trudno jest mi się czasami pogodzić z faktem, że nowo powstały film któregoś z moich ulubionych twórców okazuje się pomyłką, ponieważ moje oczekiwania co do niego były zupełnie inne. Ale w ocenie filmu chodzi chyba o to, aby opinie były obiektywne, a nie sugerowane tym, że dany reżyser osiągnął już sukces na polu robienia filmów i każdy kolejny jego obraz musi być lepszy od poprzedniego. "Bękarty wojny" są sprawnie zrealizowanym filmem, ale nic więcej. Nie jest to moim zdaniem film wybitny w ogóle, ani nawet zbliżony jakościowo do poprzednich produkcji Tarantino. Nie czuć tu już tego klimatu, tego dowcipu... Będąc na seansie co chwila zadawałem sobie pytanie: "czy to na pewno film Tarantino"; odnosiłem wrażenie, że trudno było mu się zdecydować, czy film ten miał być zabawny czy dramatyczny. Zapewne jedno i drugie, ale ostatecznie powstał obraz pełen, co prawda budujących napięcie, ale męcząco rozwlekłych scen i dialogów już nie tak charakterystycznych dla owego reżysera. Obsadzenie w jednej z głównych ról Brada Pitta była chyba próbą zabezpieczenia się przez Tarantino. Próbą jak najbardziej chybioną według mnie, czemu również zaprzeczą zagorzali fani Pitta i jego komicznej gry. Rozumiem, pastisz... Ale o ile ubranie Umy Thurman w żółty kombinezon w "Kill Billu" było czymś naprawdę błyskotliwym, o tyle wygłupy Brada Pitta w stylu Vita Corleone okazały się po prostu żałosne. I podobnie z wieloma innymi scenami użytymi w filmie bezzasadnie. Niewątpliwie mocną stroną "Bękartów wojny" jest muzyka, chociaż dziwnie rażące wydało mi się wykorzystanie przez reżysera utworów użytych już w poprzednich swoich filmach. Ogólnie, czytając nader pochlebne opinie na temat najnowszego filmu Tarantino, spodziewałem się czegoś na miarę zawartych w nich egzaltacji. Nie okazał się on jednak żadnym przełomem w historii kina, ani też w dorobku autora słynnego "Pulp Fiction". Wręcz przeciwnie, trudno było nawet znaleźć w nim cechy, dzięki którym tak ceniło się poprzednie jego filmy, a jeżeli już się takowe dostrzegło, to nie były one już tak wysokich lotów jak dawniej.