Jakby to powiedział "KarolZet"-"co wg Ciebie czyni ten film wyśmienitym" poza aspektem temporalnym oczywiście...? :-D

Hm....
Muszę szczerze powiedzieć - naprawdę nie wiem co napisać, żeby to uargumentować. Po prostu bawiłem się na tym filmie niesamowicie, wciągnął mnie jak bagno, trzy godziny minęły jak z bicza Indiany Jonesa strzelił.
Nie zauważyłem żadnej, nawet mikroskopijnej wady. Chociaż nie, była jedna - film się skończył :)

A więc jednak ! Czy w takim razie film posiadający tak poważny mankament można uznać za arcydzieło...?

Mianowicie, film ów nie jest jedynie dynamicznym generatorem dobrej zabawy. Choć tego ostatniego nie można mu odmówić, uważam, ze równie istotna jest niejednoznaczność sposobu przedstawienia postaci oraz grup społecznych ujętego w scenariuszu okresu, wymagająca jednak chwili refleksji. Wg mnie nie była to "kolejna" jatka Tarantino. To jatka przebiegle skonstruowana, pozwalająca rozwinąć pełen wachlarz przemyśleń i emocji, nie tylko wywołać śmiech.

Dla mnie największą zaletą tego filmu było to, że był on totalnie nieprzewidywalny. Nigdy nie wiedziałem, kiedy któraś postać (najczęściej był to Landa) zrobi coś tak zaskakującego, że można podskoczyć na fotelu.
Niczego "Bękartom" nie brakowało - gra aktorska, zdjęcia, scenariusz i przede wszystkim humor - to wszystko stoi na mistrzowskim poziomie. Tarantino nakręcił film równie dobry co "Pulp Fiction" - znów zawiesił poprzeczkę niesamowicie wysoko, czy kiedyś będzie jeszcze lepiej?

"czy kiedyś będzie jeszcze lepiej? " Ileż razy słyszałem ten ten tekst w zaciszu alkowy...niezmiennie odpowiadałem -"to wszystko stoi na mistrzowskim poziomie."...;P