Szczerze mówiąc, brakowało mi tu równorzędnego partnera dla Waltza. Brad Pitt był spoko, ale bardziej w wersji komediowej, jako swojego rodzaju pastisz (scena z udawanym włoskim akcentem - cudowna), ale brakowało mi takich potyczek jak z Di Caprio w Django. Mocne zaskoczenie in plus to Diane Kruger, do tej pory, miałem w głowie obraz aktorki, która oprócz ładnej twarzy, nie wnosi nic wielkiego do filmu, a tutaj sprawdziła się całkiem nieźle. No i jestem zaskoczony, że rzadko wspomina się tu, o Auguscie Diehlu. Absolutnie skradł show w "scenie piwnicznej".
Nie rozumiem zbytnio głosów, oczerniających ten film, jednocześnie przyrównując go do świetnych dzieł Quentina. Bękarty, budowane są w dość podobnym tonie co pozostałe filmy Tarantino - spokojne tworzenie napięcia poprzez świetne, rozbudowane dialogi, które później jest rozładowywane przez dużą ilość krwi. Zwłaszcza z Django widzę sporo podobieństw. Można QT nie lubić i jechać wszystkie/prawie wszystkie jego filmy, ale troszkę dziwi mnie skreślanie tylko tego jednego.
W każdym razie ode mnie: Mocne 8 / Słabe 9