Nie lubię generalizować, ale przypadek, który chciałam przytoczyć jest zaiste kliniczny. Fragment recenzji książki Petera Davida "Batman Forever" zamieszczonej na www.amazon.com : "The movie itself however is a bit easier to watch and better then many give credit for, because of it's colorful production and mostly solid performances of the cast." W konsternację wprawiła mnie przede wszystkim argumentacja "because of it's colorful production" - ktoś tutaj wymienił niezwykłą barwność filmu jako pozytywną cechę, kiedy tego się nie da oglądać właśnie z powodu niesmaczego przepychu i przegięcia z fajerwerkami. Kolejny szok: "and mostly solid performances of the cast". Hmm, pod względem aktorskim również nie jest to, niestety, najlepsza część. Val Kilmer to najgorszy Batman w historii. Jego grę mogę tu określić tylko dwoma słowami: ciepłe kluchy. Nicole Kidman może i jest dobrą aktorką, choć obecnie najchętniej wysłałabym ją do teatru, ale wtedy nie miała chyba nic ciekawego do zaprezentowania, poza swoimi wdziękami, co zresztą czyni i w tym "Batmanie". Nie wspominając już o O'Donnellu, który talentu ani też wdzięku nie ma za grosz. Mogę jedynie pożałować Tommy'ego Lee Jonesa i Carrey'a, że musieli współpracować przy tym kiczowatym gniocie z Schumacherem, choć Carrey popełnił przecież również parę innych aktorskich wpadek, no i ma chłopak teraz plaketkę...
Opinia, którą wyszperałam w Amazon jest więc ostatnią rzeczą, jaką mogłabym powiedzieć o tym filmie. Nie chce mi się po raz n-ty piać z zachwytu nad Timem Burtonem, dlatego zapytam po prostu: jakie są wasze odczucia? ;]