Nie wiem dlaczego Burton zrezygnował z reżyserki i postanowił pozostać już tylko producentem. Oddał kamerę Schumacherowi... I skończyło się kiepsko. Tommy Lee Jones zupełnie nie radzi sobie z rolą, na tle Nicholsona czy nawet DeVito wypada blado. Carrey do roli totalnego świra akurat nadawałby się świetnie... No ale nie w Batmanie! Ich kombinacja nie tworzy groteski czy szaleństwa, zamiast tego daje wrażenia, że film adresowany jest dla najmniejszych dzieci. Ot, jest kolorowo, niby mamy jakiś bad guys, ale oni i tak są bardzo przerysowani, zupełnie niestraszni... Do tego po cholerę wciśnięte tu jest tyle efektów specjalnych? Ani Burton, ani Nolan nie czynili z tego najważniejszego elementu filmu. A tak wyszedł przerost formy nad treścią... Jednak tragicznie nie jest, pozytywnym zaskoczeniem okazał się Kilmer. Teraz już tylko siedzi i tyje, kiedyś jednak zapowiadał się naprawdę nieźle, a tu jest na pewno lepszy od Keatona. No i śliczna Kidman... Mimo tego to był pierwszy akt rozkładu Batmana, któremu potem już dopiero Nolan przywrócił dawną świetność.