"Rycerz Ciemności" pojawił się wcześniej na ekranach telewizorów w starym, czarno-białym serialu amerykańskim. Tam jednak ze względu na efekty i stroje oraz prostotę wyglądał on śmiesznie. Dopiero talent reżyserski Tima Burtona wyniósł tę słynną postać rodem z komiksów Boba Kanea poza granice Stanów Zjednoczonych. U nas w Polsce do czasu premiery filmu komiksy nie były szerzej znane. To musiał być sukces. Wspaniała muzyka (temat przewodni pozostał przez następne kilka części), genialne wprost zdjęcia i fenomenalna scenografia oraz świetne kostiumy. Mało tego, udało się ściągnąć na plan same gwiazdy. I tak w roli Człowieka-Nietoperza wcielił się Michael Keaton, w rolę Jokera - Jack Nicholson, Vicki Vale to Kim Basinger. W czterech częściach Batmana służącego zawsze grał Alfred Pennyworth i radził sobie całkiem dobrze. Ale nawet role drugoplanowe są obsadzone nienagannie, na przykład dziewczynę Jacka zagrała kobieta pasująca do tej roli jak nikt inny - sama żona Micka Jaggera.
Pierwszą część "Batmana" można traktować jako wstęp do serii, bo jest to właśnie ta sama postać, co w oryginalnych komiksach. Nie przerysowana, nie przekoloryzowana, nie przyćmiona przez aktora. Całe Gotham wygląda tak samo jak w komiksie. Obraz Tima Burtona był gigantycznym sukcesem kasowym i jako jeden z nielicznych tego typu filmów odniósł sukces artystyczny. Tim Burton jest prawdziwym wizjonerem kina i konsekwentnie trzyma się swojej ulubionej ekipy filmowej przynoszącej mu coraz to więcej nagród na festiwalach. Młodsi widzowie raczej nie docenią tej produkcji, ale miłośnicy komiksu na pewno nie będą narzekać. Dziś komiksowe adaptacje wyglądają na tle tego klasyka jak sztuczne cukierki z gumy i na dodatek niestrawnie przerysowane.