Nie będzie chyba strasznym faux pas stwierdzenie, że to Burton i jego 'Batman' rozpoczęły marsz po sławę reżysera i coraz większy wysyp kolejnych komiksowych ekranizacji, z trylogią Nolana na czele. Obsada robi wrażenie, nie wiem czy Keaton, Nicholson i Basinger nie robiła nawet wtedy większego wrażenia niż dziś Bale, Nesson, Ledger, Hardy czy Oldman. Keaton gorzej od Bale'a, przynajmniej tego z 'BB' nie zagrał, a Nicholson stał się wyznacznikiem jakości dla późniejszych szwarccharakterów, któremu Ledger podołał. Sam film jest mniej mroczny od dzieł Nolana, za to z cudowną stylizacją na kino noir, w zasadzie można stwierdzić, że chyba bardziej pasującą do samego komiksowego klimatu i po prostu lepszą. Nie jest to jeszcze najwybitniejsze dzieło Burtona, tak samo jak i film na bazie komiksu, jednak w żaden sposób nie można powiedzieć, że jest to film zły, a i powoli zarysowuje późniejszy styl reżysera. I tu jeszcze było czuć ten aromat komiksowego pierwowzoru...