Nominacje do Złotych Malin i 65% w Google? Serio? Tu 6,9, a w IMDb 6,8. Wiem, że to nie będzie film dla wszystkich, ale jak dla mnie genialny w swojej głupocie. Każdy fan tych dwóch czubków musi absolutnie go obejrzeć, jeśli jeszcze go nie widział. Nie ma tu teledyskowych wstawek, które by utrudniały śledzenie akcji, gdyby przerywały całość. Za to wszystko jakby dopięte na ostatni guzik. Ta kradzież telewizora prowadzi Beavisa i Butt-Heada do wyrzucenia ze szkoły, a później do misji mającej na celu zastrzelenie żony takiego pijaka, który by dał obu idiotom za to 10 tysięcy dolarów. Potem jednak misja przeradza się w tour po całej Ameryce. Po drodze fani zespołów rockowych, nie zdając sobie sprawy ze swoich czynów, są poszukiwani listem gończym. Najbardziej w pamięć zapada wątek Kakałowego Szatana (org. Cornholio), a ponadto mamy do czynienia z niszczeniem życia Andersonowi, halucynacjami na środku pustyni, spotkaniem z zaginionymi ojcami, największym karambolem w historii USA, a także szczytem w Waszyngtonie D.C. Kolejna śmieszna sytuacja to błędne odczytanie przez Butt-Heada słów "master station" (wyszło "masturbation") w budynku zapory. Spodobały mi się również śmieszne nazwy miejscowości, przez jakie przejeżdżali po drodze. Szacun, że taki research zrobili. Film ponadto piętnuje głupotę zarówno nastolatków (pragnienie "zaliczenia", browarka i wygodnego życia), jak i nieświadomych wielu rzeczy służb specjalnych, które ostatecznie uznają kanapowych komentatorów teledysków MTV za bohaterów. Boki zrywać.