zapamietalam glownie naszego Kochanego Zbawce Jezuska ;* Kocham Go :* co to za swiat, ze
budzi zdziwienie mowienie ze sie uwielbia naszego cudownego Krola:*
zdziwienie to delikatnie powiedziane często się pluje poniża i atakuje taka osobę niestety.
"Pasja" to kicz dla sadystów. :P
Tzn. nieźle się to ogląda, ale to film w dużej mierze ateistyczny. W tym znaczeniu, że ofiara Chrystusa pozbawiona jest u Gibsona wymiaru religijnego. Bardziej interesuje go fizyczne cierpienie człowieka w Bogu niż Bóg w człowieku.
Niby jest zmartwychwstanie na końcu, ale poza tym film mówi o Chrystusie tylko tyle, że cierpiał, co akurat nie wskazuje w żaden sposób na jego boskość, bo tak, jak on cierpiały setki i tysiące ludzi krzyżowanych w czasach rzymskich (czy ludzie zabijani w nawet bardziej okrutny sposób wcześniej i później przez wiele kolejnych stuleci).
Właśnie był Bogiem, ale przyszedł w postaci człowieka po to, aby złożyć z Siebie ofiarę.
W "Pasji" zostało głównie uwidocznione cierpienie fizyczne, co miało pewnie pokazać, co właściwie działo się na Golgocie. Większość, nawet ludzi wierzących, nie zdaje sobie sprawy, czym było i jak wyglądało biczowanie, dlaczego upadki pod krzyżem i wstawanie wiązało się z ogromnym wysiłkiem, albo sam moment wbijania gwoździ czy śmierci... Co innego jest czytać opis ewangeliczny, a co innego zobaczyć, jak to mogło wyglądać. Wg mnie są to sceny przejmujące i dające do myślenia.
Bo Jezus w tle to w pewnym sensie tez istota tego filmu. Na przykład jeszcze starsza wersja filmu z roku 1925, także bardzo okazała po angielsku brzmi dosłownie "Ben Hur : opowieść o Jezusie Chrystusie".
Nie bede za bardzo dyskutowac na ten temat, bo nie chce mi sie juz pisac na filmwebie :) ale po 1. uwazam ze dowodow jest az zanadto (tyle ze nie naukowych a logicznych) a po 2. Bog nie powinien byc przez czlowieka przyjety na podsatwie dowodu. W dodatku twoje slowa nie są prawda, bo swiat sie ateizuje zupelnie z innych przyczyn, tysiac lat temu tez nie bylo naukowych dowodow tak samo jak dzis. Nauka ktora sie rozwinela, rozwinela sie w innych zupelnie dziedzinach, przeciez doskonale dzialajacy komputer czy nowe maszyny mają tyle do istnienia Boga co piernik do wiatraka. No ale nie chce mi sie dyskutowac wiec nie dopytuj mnie o konkrety bo naprawde juz tyle razy pisalam o takich rzeczach ze juz mi sie znudzilo, pozdrawiam :)
No i w ten sposób nie dajesz mi możliwości kontrargumentu. Niezbyt to miłe z twojej strony. Po to jest temat chyba żeby podyskutować. Dla mnie tylko dowody naukowe są dowodami. Wszystko inne można wsadzić między bajki. A mając na myśli dowód logiczny o czym myślisz? Że świat nie mógł powstać z niczego? I to jest powód istnienia Boga? Według was wierzących Bóg ima się logiki, a Ty powołujesz się na logikę, patrz slynny problem stworzenia kamienia ktorego Bog nie moze podniesc. Ludzie przez tysiące lat wierzyli w bogów bo nauki nie było albo raczkowała dopiero, wszystko co niewytłumaczalne tłumaczyli sobie interwencja nadnaturalnej osoby. Dzisiaj prawdopodobieństwo isnienia Boga można porównać do prawdopodobieństwa istnienia wróżki zębuszki.
Są ateiści i dupki. Ateiści nie wierzą w Boga, a dupki starają się za wszelką cene (nawet jak nie mają w tym biznesu) udowodnić innym, że Bóg nie istnieje. Skoro piszemy tutaj o Ben Hurze, to polecam Ci poczytać o genezie powstania tej książki i o jej autorze.
Podobno najłatwiejszą drogą do nawrócenia się jest próbowanie udowodnienia, że Pan Bóg nie istrnieje. Nie mówię o argumentach pokroju "słyszałem, że", "ktoś mi mówił o". Chodzi o prawdziwe zagłęienie się w temacie, tak jak to zrobił chociażby Lewis Wallace.
Raczej infantylizujesz. "Jezusek"? Kiedy nas zbawiał miał 33 lata. (I mniej więcej w tym czasie jego życia spotyka go Ben-Hur) Był statecznym mężczyzną, charyzmatycznym przywódcą sekty (z ówczesnego punktu widzenia był sekciarzem przecież, coś takiego, jak "kościół katolicki" jeszcze nie istniało), za którym podążali złodzieje, rybacy, celnicy i prostytutki (i cudzołożnice, trędowaci itp. itd.). Czasy, kiedy płakał w złobie i sikał w "pieluchy" miał już dawno za sobą.
Niemniej fakt, scena, kiedy Ben-Hur spotyka Chrystusa jest świetna, szczera, nienachalna (trzeba się domyślić, że to Chrystus, o ile dobrze pamiętam, bo chyba nigdzie w filmie nie jest to powiedziane wprost, a i - tak to pamiętam po kilku latach - nie jest też pokazany w całej swojej postaci, widać przede wszystkim jego stopy), ale ma religijny wydźwięk i dodaje filmowi gatunkowego ciężaru.