Jestem pozytywnie zaskoczona, bo o "Big Lebowskim" sporo słyszałam i obawiałam się, że film może być przereklamowany.
Ciekawie opowiedziana historia spokojnego gościa przypadkiem uwikłanego w pokręconą intrygę. Świetnie wykreowana postać przez Jeffa Bridgesa i szereg dobrych ról drugo i trzecioplanowych. Dobre zdjęcia, zresztą jak zawsze u Coenów i bardzo fajna muzyka. W szczególności podobało mi się "Hotel California" w wykonaniu Gypsy Kings w scenie gdy John Torturro gra w kręgle :)) Kapitalna scena. Na plus również charakterystyczne poczucie humoru, chociaż zdaję sobie sprawę, że poczucie humoru to akurat kwestia bardzo subiektywna i teksty w stylu "Nikt nie będzie dymał Jezusa" nie każdego muszą śmieszyć.
Ci, którzy piszą, że film jest "o niczym" chyba po prostu nie łapią konwencji braci Coen (btw pod adresem "To nie jest kraj dla starych ludzi" też czytałam podobne komentarze). Ale i to jestem w stanie zroumieć - sama, kiedy byłam 20-letnią goowniarą, nie łapałam tej konwencji i nie rozumiałam tego rodzaju poczucia humoru, więc może to kwestia jakiejś dojrzałości i określonego doświadczenia życiowego?