"Panie, straciliśmy dzisiaj dzielnego, młodego wojownika, ale bitwa została wygrana. Proszę umocnij jego rodzinę by mogła poradzić sobie z tą stratą." Ech, co za ironia. Grupka amerykańskich żołnierzy rozwala kilkadziesiąt cywilów włącznie z dziećmi i kobietami, a po wszystkim modlą się właśnie tak za tego jednego zabitego. W taką interpretację logiki amerykanów jeszcze mogę uwierzyć. Co do samego filmu: nareszcie coś bardziej realnego o Iraku niż ta cała sentymentalno-propagandowa kloaka, którą karmią nas nie tyle w kinematografii co w wiadomościach i dziennikach. Dlaczego? Bo produkcją zajęli się brytole. Ale co z tego skoro przez tyle lat byłem karmiony Irakiem w taki sposób, że zniesmacza mnie sam fakt, iż rzecz dzieje się u arabów. Nie przez rasizm czy brak jakiejś tam tolerancji (bo nie jestem z tych) ale przez wszystkie te amerykańskie produkcje, które spaczyły moją wizję tego kraju i tej "wojny". "Wojna" pfff... Najwięcej co mogę dać to 5/10.
Nie bardzo rozumiem za co wystawiona jest Twoja ocena. Za ten konkretny film, czy za całokształt kinematografii o wojnie w Iraku.
Chodzi mi o stwierdzenie:
"Ale co z tego skoro przez tyle lat byłem karmiony Irakiem w taki sposób, że zniesmacza mnie sam fakt, iż rzecz dzieje się u arabów. [...] wszystkie te amerykańskie produkcje, które spaczyły moją wizję tego kraju i tej "wojny". "Wojna" pfff... Najwięcej co mogę dać to 5/10. "
Czyli film ci się podoba, ale amerykańskie produkcje spaczyły Ci wizję tego kraju, więc tylko 5/10.
Rozumiem, że gdyby nie inne filmy, które wcześniej zobaczyłeś to ocena tego filmu byłaby wyższa.
Miałem na myśli, że za dużo jest amerykańskich filmów o Iraku, co spowodowało, że już po prostu znudziła mi się ta tematyka.
Moim zdaniem ten film jest właśnie inny. Nie mamy już tutaj grupy dzielnie walczących amerykańakich żołnierzy. "Bitwa o Irak" przedstawia prawdziwy przebieg konfliktu i pokazuje, że podsczas tej wojny obie strony dopuszczały się zbrodni.