Co scena to kolejny banał i tak dalej i tak dalej i na koniec przemowa. Nachalna muzyczka też jest oczywiście - każda scena z muzyczką jest "ważna" bo Emilio i jego kompozytor stawiają na "mocny" i "ważny" przekaz, nachalny jak cholera ale co tam. Emilio "chciałbym być Altmanem" Estevez zgromadził mocną obsadę, ale wyszło bardzo przeciętnie, ciężka ręka reżyserska, dialogi długimi fragmentymi idiotyczne często bezcelowe. Rozmowy Martina Sheena z Helen Hunt były trudne do wysłuchania. Jak zresztą prawie wszystkie "ważne" zdania wypowiadane przez bohaterów. Bo w tym filmie w każdej scenie poruszane są tylko "ważne" kwestie.Ma się wrażenie że tu albo ktoś "poucza" albo "wysłuchuje". Niektórzy aktorzy zagrali lepiej(Fishburne - pomimo morałów jakie prawi, Stone i o dziwo Lohan i Lebouf-był zabawny)inni gorzej(Graham,Kutcher) ale nikt tu nie błyszczy żeby było jasne. Anthony Hopkins totalnie zmarnowany.

Na plus może scenografia i wstawki z RFK... no i tyle.

3/10 daję bo się nie wynudziłem, tylu znanych aktorów pomimo nieciekawego scenariusza potrafiło utrzymać mnie w jako takim zainteresowaniu. Inaczej byłaby chyba jedynka bo nie kapuję jak można tak mornować potencjał ludzki.