Najlepsza filmowa parodia od czasów "Młodego Frankensteina", jednocześnie lepszy hołd złożony akcyjniakom lat osiemdziesiątych, niż "Niezniszczalni". Może nie najlepsza rola Arniego, ale z pewnością świadcząca o jego dużym dystansie do siebie i swojej kariery, potrafiącego kpić ze swoich ról, image'u, nazwiska i pochodzenia (scena w fikcyjnej wypożyczalni: "Gdzie znajdę filmy ze Schwarzeneggerem?" "Kino zagraniczne z tyłu wypożyczalni"; inna scena - na dźwięk nazwiska "Schwarzenegger", postać przez niego grana odpowiada "Na zdrowie!", nie wspominając o scenach między Arnie'm i jego żoną). Konwencją bawi się zresztą cała ekipa - F. Murray Abraham kpi ze swojej sławy "zabójcy Mozarta", sam reżyser - ze schematów swoich poprzednich dokonań. Generalnie - może nie uczta, ale na pewno wyśmienity deser dla każdego kinofila, zwłaszcza tego z doby VHS-ów - oglądany po latach - uwodzi sentymentem i bawi autoironią twórców.
Sam bym tego lepiej nie ujął. Pamiętam jak oglądałem go za czasów ery VHS-ów, był i jest do tej pory dla mnie jednym z najlepszych "akcyjniakow" ukazanych w krzywym zwierciadle. Bije na łeb pomysłowością i realizacją o wiele lat młodszych "Niezniszczalnych".