- Umieram za ojczyznę!
- Powiedz mojej żonie, że ją kocham
A to tylko zalążek tego, co będzie się wylewać w hektolitrach z ekranu. Nie mniej jednak, po obejrzeniu gniotu "Szyfry wojny" mogę stwierdzić bez żadnych ogródek, że "Byliśmy żołnierzami" wywołuje zdecydowanie bardziej pozytywne uczucia. Realizacja scen batalistycznych o wiele lepiej przedstawiona, i chociaż wciąż przeciętny Amerykanin zabija ze 20 przeciwników, to jestem w stanie bardziej w to uwierzyć niż w Nicolasa Cage'a, który w pojedynkę wycina w pień 2 bataliony wroga jeszcze bardziej skutecznie niż John Rambo i Arnie Comando razem wzięci.
Dobry film, można go spokojnie obejrzeć bez zbędnych ceregieli, coś po seansie pewnie szybko się o nim zapomni. A najlepsze filmy wojenne to wciąż "Szeregowiec Ryan" i "Pluton". No i miło też zobaczyć Mela Gibsona, który jak zawsze wypada bardzo przekonująco.
Znów uogólniasz.
Wątpię by nasz naród był lepiej wykształcony, Amerykanie uczą się swojej historii a my swojej.
Coś w tym dziwnego?
A to że są Amerykanie którzy myślą że Europa to kraj...no cóż, w Polsce są ludzie którzy nie wiedzą w którym roku zaczęła się druga wojna światowa i nie potrafią wymienić stolic Francji, Anglii czy Niemiec.
W każdym kraju są kretyni i ludzie inteligentni, porównywanie się pod tym względem nie ma sensu.
A co do Rockiego- jak to zero realizmu ?
To już nie wolno wieżyć we własne sily ?
nie można dostać szansy od życia?
zakochać sie w dziewczynie ze sklepu zoologicznego ?
te rzeczy sa nierealne ?
Nierealne są te walki, w wadze ciężkiej jeden mocny cios nokautuje.
A Rocky w połowie walk walczył bez gardy okładając się z rywalem.
To jest fizycznie niemożliwe żeby coś takiego wytrzymać.
Motywacja, wiara w swoje siły - to właśnie sprawia że ten film lubię.
Ale nie ma co ściemniać, taki bokser nie istnieje bo to zwyczajnie niemożliwe.
Walki w Rockym są mocna podkoloryzowane ale dawniej się bardziej po mordach walili a mniej ściskali jak to robią dzisiaj. Wystarczy popatrzeć na walki Mohameda Alego i momentami nieco przypominają te z Rockiego :)
Ze swojej strony mogę dodać, że film BARDZO DOBRY. Wszystkie wątpliwości ( chodzi mi głównie o przebieg bitwy, który jest całkiem wiernie przedstawiony, poza ostatecznym szturmem którego nie było - no ale to hollywood) rozwieje przeczytanie książki na podstawie, której został nakręcony film. "WE WERE SOLDIERS ONCE... AND YOUNG", autorstwa pułkownika Moore'a i Josepha Gallowaya. Dużo faktów, relacje żołnierzy, przebieg tej bitwy jak również będącej następstwem lądowania w X-ray, bitwy na lądowisku Albany (zasadzka Vietkongu na amerykanów). Faktycznie krwawa relacja obu starć. Dla niedowiarków dodam, że faktycznie wietnamczycy padli dość gęsto. To by było na tyle.
W tym filmowym szturmie jest jednak ziarnko prawdy. W ostatnim dniu bitwy miał misce wypad mający na celu przedukanie przedpola. Wypad ten osobiście prowadził pułkownik Moore. Chociaż w filmie zostało to nieco podkoloryzowane. A co do starcia na LZ Albany to był to bój spotkaniowy a nie zasadzka. To był początek wojny a taktyka wojsk aeromobilnych była pierwszy raz użyta na taka skale. Amerykanie musieli się jeszcze co nieco nauczyć i na LZ Albany popełnili głupi błąd który ich drogo kosztował.
Na temat "Szyfrów wojny" się nie wypowiadam, bo widziałem zbyt dawno. Co do "Byliśmy żołnieżami" zgadzam się z Tobą - dużo patosu i zbyt dosadne ukazanie wojennych obrażeń. Nie chodzi mi bynajmniej o to, by pokazywać wojnę tak jak w 4 pancernych ale można użyć skromniejszych, lecz działających na wyobraźnię środków wyrazu (od razu przypomniała mi się "Pasja" względem której mam ten sam zarzut.). Generalnie film nie był zły ale oczekiwałem nieco więcej.