Nie o fabułę, jedno o krew, pot i kopniaki z półobrotu tu chodzi - skrócając więc rzeczy niepotrzebnie długie: nowy Undisputed Adkinsem stoi.
Koleś fika i kopie (a nogi ma jak dwa baty) jak nic nie ważąca, napompowana adrenaliną sprężyna, piorąc się z sobie podobnymi kozakami na wiele pomysłowych i widowiskowych sposobów. Do tego całkiem przyzwoity soundtrack (nie moje klimaty ale doceniam wściekłą nutę).
Poza fabułą szkoda jedynie tego, że nie utrzymano surowości walk z II. Epatowanie slow-motion niekoniecznie działa tu na plus.