ale w jednym zdaniu muszę napisać, że gdybym nie miał pojęcia kim był Che, to po tym filmie oceniłbym bym, że to naprawdę uczciwy i odpowiedzialny koleś(a jak było naprawdę....cóż kwestia punktu siedzenia). w każdym bądź razie na obronę Soderbergha trzeba przyjąć, że filmy fabularne wcale nie muszą być obiektywne(wręcz nie powinny).
Co do samej fabuły to jestem delikatnie rozczarowany(aczkolwiek to połowa dyptyku, więc całość może wyglądać lepiej). Na swój sposób irytował mnie kronikarski charakter filmu. Właściwie, ani jedna postać nie została w pełni sportretyzowana(łącznie z Che). Film ma dosyć podobną strukturę narracji jak "Gandhi", ale jednak historia nie urzeka w ten sam sposób(być może to wina głównego bohatera). Najbardziej dziwi mnie fakt, iż z zasady lubię "przegadane" filmy, ale tu bywa to naprawdę nużące(chyba troszkę za dużo Che z offu).
Benicio jak zawsze jest klasą sam dla siebie(nagroda w Cannes zasłużona). Napewno pozytywne jest to, że Latynosów w filmie grają rzeczywiście Latynosi, a nie nieprzymierzając G.Clooney. Zdjęcia są ładne, muzyka ok, no i oczywiście reżyseria na odpowiednim poziomie. Jedyne zarzuty mogę mieć do scenariusza, dla którego grunt stanowiły osobiste wspomnienia Che(może trzeba było wziąść coś bardziej niezależnego?)