Z moimi żadnymi przekonaniami polityczymi, nie stając po stronie papierowych, przesiąkniętych pustymi ideałami lewaków, ani po stronie ortodoksyjnych kapitalistycznych katolików z pokolenia McPapieża stwierdzam, że Soderbergh stworzył doskonałą laurka na cześć tzw. symbolu rewolucji. Lewacy na pewno się cieszą bo o to zrobili w końcu film na cześć ich herosa, bohatera, nośnika ich ideałów. Tylko niech ci właśnie lewacy (z drugiej strony, tak z naszego podwórka miłośnicy filmu o Popiełuszce) zastanowią się czy nie woleli, by filmu uczciwego, pokazującego ich "ideał" jako pełnowymiarowego człowieka z jego wadami, wątpliwościami, słabościami. Nie tylko jako walczącego o wyzwolenie przynudzającego zapaleńca.
Przecież można i da się pokazać człowieka-symbol jak całość nie tylko jak postać pomnikową. Takie ujęcie nadaje bohaterowi realności, nam widzą jest łatwiej się do nich odnieść, utożsamić się z nimi. Pokazanie słabości tylko uwiarygodnia bohatera, a nie (czego boją się twórcy) obdziera z legendy. Przykładem niech będą ostatnie filmy o: Sophie Scholl czy Elżbiecie II