...tak jak chciał bym go widzieć. Czyli z dużym prawdopodobieństwem dostaniemy wieeelką kupe (zwiastuny to takie małe kozie bobki). Właściwie to się cieszę, miało być lepiej ale jest ponoć gorzej czyli jednak ,,najlepiej'':D. Wyjątkowe mam uczulenie na tego &^#%@@%!$!... jeśli ktoś nosi ,,koszulki’’ z kimś takim jak ,,che’’ to (naj)prawdopodobnie(j) jest zwykłym debilem, w najlepszym przypadku niegroźnym głupkiem. Swoją drogą homoś gloryfikujący akurat tego zbrodniarza to już szczyt postępu, świat faktycznie jest kur… de piękny! Zaraz, zaraz... jak to szło?
Mając zaledwie 29 lat, pierwszy raz zastrzelił człowieka. Od tego czasu zabijanie stało się prawdziwą pasją El Commendante. Mordował dzieci, kobiety i bezbronnych mężczyzn. W swoim testamencie gloryfikował nienawiść, która "czyni z człowieka bezwzględną maszynę do zabijania". Jest odpowiedzialny za dziesiątki krwawych zabójstw, gwałtów i tortur. Idol setek tysięcy rozwydrzonych wyrostków, infantylnych prezenterek telewizyjnych i domorosłych, lewicowych "historyków". We wtorek minęła 77. rocznica urodzin jednego z najbardziej okrutnych zbrodniarzy XX wieku - Ernesta Guevary "Che". "(...) Karabin jest bronią zalecaną do strzelania z balkonów, tarasów i podwórek do celów cywilnych" (sic!) - mawiał Che Guevara, ojciec współczesnego terroryzmu, osławiony zabójca, który - nie grzesząc odwagą w walce - jednocześnie okazywał się sadystycznym, wyrachowanym katem, który pastwił się nad wziętymi do niewoli przeciwnikami socjalistycznej rewolucji. Tchórz, zabójca dzieci - tak postać urodzonego 14 czerwca 1928 r. El Commendante charakteryzuje Humberto Fontova, autor opublikowanej niedawno w Stanach Zjednoczonych głośnej książki "Fidel; Hollywood´s Favorite Tyrant", poświęconej lewicowym, totalitarnym sympatiom hollywoodzkich aktorów. Jednak nie tylko wśród establishmentu Hollywood, coraz silniej popadającego w uwielbienie dla lewicowych zbrodniarzy i bandytów, Che Guevara zdobywa rosnącą popularność. Niestety, również i w Polsce nienormalnie normalnym widokiem stał się obraz kilkunastoletniego młodzieńca czy utapirowanej panienki odzianych w koszulkę z obowiązkowo nadrukowanym wizerunkiem głowy socjalistycznego guru Che. W specjalnym przemówieniu po śmierci Guevary jego wielki przyjaciel Fidel Castro, do dziś trzymający Kubę żelazną pięścią komunistycznego totalitaryzmu, powiedział: "W przyszłości przykład Che będzie powszechny. Znikną narodowe flagi, nacjonalizm i egoizm narodowy, tak jak zniknęły one z jego serca i umysłu". Ponura wizja kubańskiego satrapy, niestety, się spełnia. Modę na gloryfikowanie Guevary szerzą niezbyt inteligentne, niezbyt wykształcone, ale za to zawsze dyspozycyjne gwiazdeczki szklanego ekranu. Jak również skądinąd znakomity muzyk Carlos Santana, który na uroczystość wręczenia Oskarów przyszedł ubrany w koszulkę z nadrukowanym wizerunkiem Che Guevary. I nie przeszkadzało mu bynajmniej to, że właśnie reżim El Commendante zakwalifikował na Kubie słuchanie piosenek Santany jako przestępstw. W swojej książce, w specjalnym liście do Santany, Humberto Fontova napisał: "... w połowie lat 60. Fidel i twoja czarująca ikona z koszulki zakładali na Kubie obozy koncentracyjne dla między innymi ´elementów antysocjalistycznych´ i ´młodocianych przestępców´. Poza przedstawicielami cyganerii artystycznej i homoseksualistami, obozy te zapełniali ´roqueros´, którzy w oczach Che i Fidela byli równie bezużyteczni, jak ´młodociani przestępcy´. ´Roquero´ - to nieszczęsny młodzian, który próbował na Kubie słuchać jankesko-imperialistycznej muzyki. Compadre Carlos?". Noszenie koszulki z Che, tak jak kupno "Dzienników motocyklowych" - zakłamanego, fałszywego obrazu młodości tego rewolucjonisty, stało się "trendy" i "cool" w środowisku rozpieszczonych nuworyszy. Niektórzy powołują się przy tym na słowa Jeana Paula Sartre´a, który Ernesta Guevarę nazwał "najpiękniejszą postacią naszych czasów". Problem pojawia się tak naprawdę dopiero wówczas, gdy wielbicielowi Guevary zadać pytanie o to, kim był naprawdę El Commendante. Analiza historyczna i biograficzna faktów dotyczących życia tego "bohatera lewicy" nie pozostawia cienia wątpliwości - Guevara był bezlitosnym, okrutnym mordercą, który z zabijania uczynił prawdziwy festyn szalonej nienawiści socjalistów. Dzisiaj szacuje się, że ofiarami Ernesta Che Guevary padło około 1700 osób zakatowanych, zamordowanych osobiście lub na bezpośrednie polecenie idola światowego lewactwa. "Pewnego ranka zaskoczył i obudził nas straszny dźwięk otwieranych zardzewiałych drzwi, a strażnicy Che wrzucili do celi nowego więźnia. Miał obitą i pokrytą krwią twarz. Wytrzeszczał jedynie oczy. To był chłopiec, nie mógł być starszy niż 12, no, może 14 lat. (...) Próbowałem bronić tatę - wykrztusił zakrwawiony chłopiec. Próbowałem powstrzymać tych komunistycznych s..., aby go nie zabijali. Ale i tak wysłali go przed pluton. (...) Wkrótce powróciły bandziory Che, otworzyły się zardzewiałe drzwi i wywlekli z celi mężnego chłopca. Wszyscy rzuciliśmy się do okna, które wychodziło na plac egzekucji. Nie mogliśmy uwierzyć, że go zamordują! (...) Wtedy zobaczyliśmy, że Che wyjmuje pistolet z kabury. Wydawało się, że to nie może się zdarzyć. Ale Che podniósł pistolet, przyłożył lufę do karku chłopca i strzelił. Kula niemalże oderwała chłopcu głowę. (... ) Gdy morderstwo zostało zakończone, Che spojrzał na nas, podniósł pistolet i - bam, bam, bam - opróżnił magazynek w naszym kierunku. Kilku z nas odniosło rany od jego strzałów (...)" - tak kilka lat temu w artykule opublikowanym na łamach "El Nuevo Herold" opisywał swoje wspomnienia z uwięzienia przez Che Guevarę - Pierre San Martin, mężczyzna, któremu udało się przeżyć gehennę więzienia i tortur w wykonaniu socjalistycznego "bohatera". Czternastoletni chłopiec torturowany i zamordowany przez El Commendante tylko dlatego, że miał odwagę prosić o życie dla własnego ojca, nie był pierwszą ofiarą Guevary. I nie ostatnią. El Commendante kochał zabijanie. I tak naprawdę było mu wszystko jedno, czy krew, którą napawał oczy, płynie ze zwłok zamordowanego przeciwnika socjalizmu, czy też ofiarą tego psychopaty jest wierny mu wyznawca. Pascal Fontanie, współautor słynnej "Czarnej księgi komunizmu", opisuje inny przypadek zamordowania przez Ernesta Guevarę zaledwie kilkunastoletniego chłopca, żołnierza jednego z oddziałów podległych Che. Powód zabójstwa był prozaiczny i porażający w swoim okrucieństwie - głodny chłopiec z oddziału guerillas ukradł porcję jedzenia. "Nienawiść to element walki (...) przekracza naturalne granice człowieka i zamienia go (...) w bezwzględną maszynę do zabijania. Tacy muszą być nasi żołnierze" - pisał w swoim testamencie Che. I taki właśnie był - bezwzględną, pozbawioną wyższych uczuć, psychopatyczną maszyną do zabijania. W imię własnych porachunków, ale nade wszystko w imię socjalizmu. W 1957 roku po raz pierwszy własnoręcznie zabił człowieka. Kiedy sam ginął w 1967 roku, brudny, przerażony, błagający o litość w dżungli opodal wioski La Higuera, jego sumienie obciążała śmierć, według różnych źródeł, od 700 do 1700 osób. Już po obaleniu legalnego rządu kubańskiego Fulgencio Batisty, Guevara został mianowany komendantem więzienia La Cabana. Tam osobiście nadzorował przesłuchania, tortury i egzekucje. Więźniowie, którzy przeżyli gehennę Cabany, wspominają w swoich pamiętnikach i listach, iż Guevara w upojeniu alkoholowym znajdował niezwykłą, wręcz masochistyczną, przyjemność w osobistym zadawaniu śmierci tym, których reżim Castro uznał za wrogów systemu. Jako prokurator El Commendante wydawał właściwie tylko dwa wyroki: wieloletnie więzienie lub - co zdarzało się o wiele częściej - śmierć oskarżonego. Jako szef kubańskiego Banku Centralnego Guevara odpowiedzialny jest za zrujnowanie gospodarki tego kraju i głód dziesiątek tysięcy Kubańczyków. Będąc prawą ręką Fidela Castro, zakładał obozy koncentracyjne i specjalne obozy resocjalizacyjne przeznaczone głównie dla młodych ludzi. Śmiertelność w tych obozach pracy przekraczała 50 procent. W wywiadach dla mediów Guevara podkreślał, iż jest gotów poświęcić życie wszystkich Kubańczyków, byle światowy socjalizm mógł tryumfować. W 1962 roku Che z wielkim żalem przyjął wycofanie z terenu Kuby sowieckich pocisków wyposażonych w głowice nuklearne. W wywiadzie dla jednej z zachodnich gazet mówi, że chętnie wystrzeliłby je w cel. Całą rozmowę przytacza "Los Angeles Daily News": "Gdyby rakiety były w moich rękach, zostałyby odpalone i trafiłyby w cele, na które były nakierowane - powiedział Che. Gdy dziennikarz zwrócił mu uwagę, że amerykański odwet zniszczyłby przecież całą Kubę, odpowiedział: "Być może. Tak mogłyby potoczyć się wydarzenia. Ale cel zostałby osiągnięty. Razem z nami na dnie oceanu wylądowałby również jankeski imperializm" (sic!). W 1965 roku Guevara walczył z "imperializmem" w Kongo i Tanzanii, stosując swoją doktrynę "totalnego terroru". Szlak bojowy socjalistycznego terrorysty znaczyły zwłoki pomordowanych kobiet i dzieci, niewinnych chłopów i przypadkowych ofiar obłąkanego nienawiścią El Commendante. To właśnie wtedy Guevara instruował swoich fanatycznych wyznawców: "Rewolucja musi być dziełem poza wszelką miarą, spaleniem wszystkiego, co było przed nią (...) istnieje tylko jedna metoda: zniszczenie wszystkiego w ogniu i krwi... Nie ma żadnej innej drogi, żadnej innej nadziei". Pełne przemocy, okrucieństw i terroru życie Guevary zakończyli boliwijscy wieśniacy, którzy bynajmniej nie chcąc być "wyzwalani" przez socjalistów, wydali El Commendante w ręce miejscowej policji. W swoich wystąpieniach Guevara zwykł powtarzać: "Gdziekolwiek mnie zaskoczy śmierć, powitam ją z radością". Jednak - jak twierdzą świadkowie rozstrzelania lewicowego "bohatera" - ten szafarz życia i śmierci sam umierał jak tchórz, błagając wykonującego egzekucję sierżanta boliwijskiej armii Mario Tarana o litość. "Nie zabijajcie mnie, jestem dla was więcej wart żywy niż martwy" - skamlał krwawy El Commendante, padając na kolana. Kim był więc naprawdę Ernesto Che Guevara? Słowa Fontovy, nazywającego go zabójcą dzieci i kobiet, wydają się zbyt łagodne...