Pierwsze 30 minut film ma na siebie dobry pomysł, następnie widzimy systematyczne staczanie sie do melodramatu w lawinie abstrakcji. Potwory raz słyszą wszystko innym razem nic (w zależności od potrzeb scenariusza). Magiczne pojawienie sie towarzysza bohaterki który uczepił się jej tyłka i zamiast uciekać dyga przerażony z dziewuchą na pizzę i oczywiście udało i się znaleźć nienaruszony eglzemptarz mimo ogólnie panującej rozpieruchy. Relacja jest głęboka tak po prostu bez żadnego motywu. Nawet k**** kot się nie zachowuję jak kot.
Ten chłopak też nie wiadomo jak znalazł się pod wodą i znalazł go ten kot, przez którego omal nie zginął na szturmowaniu. Mogli bardziej rozwinąć jego postać i jego reakcje początkowa jak u Lupity. Poszedł po leki i znalazł się gdzieś gdzie nie powinien być. Ten kot jest dziwny