Strasznie się zawiodłem na tym filmie, momentami nie dało się go oglądać. Gdyby wyłączyć opcje potworów w tle to wyszedłby zekranizowany Harlekin.
Główna bohaterka, dla politycznej poprawności ciemnoskóra jest bardzo odważna i silna. Żeby podbić dramaturgie dopisali jej nieuleczalną chorobę. Potem następuje koniec świata bo wkraczają potwory a ona poznaje przyjaciela, strachliwego, lekko głupawego , oczywiście gra go biały aktor.
No i wpadają na pomysł, aby po tym jak potwory wykończyły całe miasto to chcą iść na jego drugi koniec żeby zjeść pizze. Po drodze ratują kota. Jak się okazuje, że pizzernia ulubiona jest zniszczona, to sentymentalnie pojawia się opowieść o chorym na to samo ojcu (żeby podbić level dramaturgii głównej bohaterki do 100), który pięknie grał na fortepianie. Więc odnajdują tę knajpę i bez dotykania w klawisze (żeby potwory ich nie zjadły ) reżyser chyba chciał przenieść widza w krainę muzycznej wyobraźni.
To że to romansidło z potworami w tle pokazuje nawet to, że nie było żadnej sceny gdzie ziemianie np. wojsko z powiewającą flagą USA z nimi walczą. Przeleciały może pare razy samoloty. No a skoro potwory nie latały to chyba można było w nie z śmigłowców czy samolotów chociaż strzelać bo ale to chyba są szczegóły :)
Generalnie miała być łzawa historia o chorej dziewczynce, gdzie cały wszechświat jest przeciwko niej, a wyszło strasznie miałko i dennie.
To coś, to idealne potwierdzenie, jak horrory przestały być straszne, a zamiast tego wciska się jakiś kiczowaty dramacik dla niewymagającej publiczności. Okrutne rozczarowanie.
*polityczna poprawność, bo protagonistka w Nowym Yorku jest czarnoskóra. Niżej nie można upaść w tej debacie niż to stwierdzenie
Od połowy filmu wszystko siadło, jak początek był ok, tak później totalne nudy. Nie rozumiem tak wysokiej oceny. Główna bohaterka znalazła sobie frajera, a później kolejnego. Gdzie uciekasz jak Cie gonią potwory, które reagują na dzwięk, no oczywiście, że do metra, gdzie dźwięk rozchodzi się jeszcze bardziej. Goś ratuje kota pomimo że nie musi, a malo co by zginął. Najbardziej rażą głupie zachowania obu postaci. Zapowiadalo sie dobrze, a wyszlo slabo. 4/10
Już nie wchodząc w detale dotyczące czarnoskórych bo główna bohaterka zagrana bardzo spoko, ale film faktycznie nudny, przewidywalny i dużymi chwilami nielogiczny.
Poszedłem bo miałem wygrany bilet, ważny do dziś - zastanawiałem się między CM a costnerowym westernem, ale nie wysiedziałbym 3 godzin w kinie. Żałowałbym tych 25 złotych, przyznam.