A Quiet Place: Day One (2024). Pierwsza część tej opowieści była zrobiona za nieduże pieniądze a zarobiła krocie. Dwadzieścia razy więcej niż wyniosły koszta. Powód był prosty. Historia ojca chroniącego za wszelką cenę swą rodzinę przed krwiożerczymi obcymi atakującymi każde źródło dźwięku nie była li tylko bardzo sprawnie zrealizowanym widowiskiem ale przynosiła sprawny i wzruszający scenariusz obyczajowy z chwytającymi za gardło scenami. Część druga postawiła na akcję i szczerze znakomicie broniła tematu dając ekscytujące, dynamiczne dzieło. Koniec tej części przynosił otwarte zakończenie dające nadzieję na kolejna część pchającą historię do przodu. A tymczasem, John Krasinski, scenarzysta i reżyser obu części, odtwarzający rolę ojca, przekazał pałeczkę innemu reżyserowi, który samodzielnie napisał scenopis. A ten cofnął nas do dnia kiedy to się zaczęło. Co ciekawe, w drugiej części pojawiło się sporo scen retrospekcji z początku inwazji kosmitów ale nie wyjaśniono - po co, dlaczego, skąd? Więc apetyt podyktowany wysokim poziomem poprzednich odcinków plus ciekawość jak będą wytłumaczenia był spory. Tymczasem dostaliśmy całkowity brak odpowiedzi. Ten obraz to spin off, który całkowicie nie wnosi nic nowego, zamiast przyprawiać o dreszcz emocji, po jakimś czasie zwyczajnie nuży bo Sarnoski zapragnął stworzyć "głębokie" przesłania - film zmierza w stronę nostalgiczno- obyczajowego melodramatu, który w kontekście akcji jest bez wyrazu. Nie na to nastawia się widz tego cyklu. Mam wrażenie, że oglądam powtórkę z Alien 3 gdzie Fincher starał się stworzyć coś więcej niż SF horror i stworzył raczej zakalec. Niestety, można sobie tą trzecią odsłonę podarować. Ale franszyza nie wygasa. W przyszłym roku Ciche Miejsce 3. Kręci Sarnoski...Szkoda.